EN

30.11.2023, 15:32 Wersja do druku

Na uboczu rzeczywistości

„Brzechwatorium” według utworów Jana Brzechwy w reż. Marián Pecki w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki. Pisze Anna Wakulik, członkini Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. Anna Molokanova / mat. teatru

Tak by się chciało, kiedy będzie się starym, kiedy neurony już się przytępią, kiedy odechce się rywalizacji o parę złotych, kiedy odejdzie świat robienia, dążenia, udowadniania –  żyć jak żyją bohaterowie opolskiego Brzechwatorium! Znaleźć się w miejscu, nie miejscu, w czymś na skrzyżowaniu sanatorium, domu opieki i wnętrza własnej, siwej już głowy.

Opolskie przedstawienie za pomocą mniej znanych i osłuchanych tekstów Brzechwy buduje bowiem autonomiczny i metaforyczny świat – świat ludzi starych, ale skocznych, starych, ale zadowolonych, starych, ale skorych do zabawy. Każde to „ale” pokazuje chyba, jaki obraz starości rozmontowuje Marián Pecko i świetni aktorzy – starości osowiałej, podejrzliwej, niechętnej, starości w skali szarości.

A tu zebrani na poranne spotkanie aktorzy w wieku niekoniecznie senioralnym, ale dojrzałym, pełni są koloru, ruchu, nieoczywistych podtekstów i odcieni relacji między sobą, ukazywanych za pomocą fraz Brzechwy. Straszą się, flirtują ze sobą, prowokują się, grają ku sobie, przed sobą, dla siebie; lądują na ścianie lub podłodze, w łóżku albo w tańcu, wszystko pod okiem jasnej, choć nieprzejednanej dyrygentki tego dziwnego zakładu, siostry Anieli (Agnieszka Zyskowska-Biskup).

Dramaturgia przedstawienia to nie dramaturgia spektakularnych wydarzeń, raczej dramaturgia mikroskopijnych, marginesowych spotkań międzyludzkich, jakby ktoś wziął na warsztat te wszystkie momenty, kiedy nikt na nas nie patrzy i robimy rzeczy niepotrzebne z punktu widzenia kapitalizmu, ale bardzo potrzebne z punktu widzenia własnego, ssaczego zdrowia psychicznego: podkładamy komuś nogę, śpiewamy razem głupią piosenkę, pocieszamy pogrywającego z nami na łożu boleści nieboraka.

A co najważniejsze i co uderza na sali z kilkudziesięcioma kilkulatkami, to to, że świetnie odnajdują się w tym świecie odgrywanym przez jakby babcie, jakby dziadków, jakby ciocie i wujków. Kto nie pamięta metrowego siebie, nad którym kłębiły się kochane, pomarszczone ręce, dumne brzuchy, kłujące brody, tubalne śmiechy i perfumy „A może Paryż”? Perfumy dziś już są pewnie inne, ale świat, który nie jest wcale światem wyłącznie brzdąców – równolatków, tylko ludzi doświadczonych, pójdących za nami w ogień, dających do buzi jedzenie, które potem, nad kuchnią fusion w delegacji w Londynie będzie się wspominać z rozrzewnieniem – jest taki sam. Dowodem Piotrek z drugiej „B”, który rzekł do swojej anonimowej koleżanki na spektaklu, który widziałam również ja: „moja babcia też tak robi”.

Wybór wierszy Brzechwy posłużył Mariánowi Pecko do zbudowania autonomicznego świata, własnej metafory. Śmieszne, celne, rytmiczne wiersze tworzą matrycę świata, który leży trochę na uboczu rzeczywistości, w którym wszystko może się zdarzyć i w którym wolność ekspresji niejedno ma imię. Grupa pysznych, doświadczonych aktorów ma okazję pobawić się nadaną im tożsamością kogoś przebywającego w bliżej niepokreślonej placówce, ale też pokazać pazur – tożsamość ukrytą? – podczas finałowej, niegrzecznej piosenki w anturażu niekojarzącym się żadną miarą z pastelowym domem starców.

A kto ma więcej niż metr wzrostu, zada sobie pewnie pytanie o to, czy grzecznie usadowieni i myjący zęby pensjonariusze nie mówią przypadkiem o tym, jak młodzi i silni upupiają tych, którzy już trochę z sił opadli; czy to nie bunt wobec próbującej ich zmarginalizować rzeczywistości każe im włożyć sobie na głowę kabaretkę, a na szyję nie tylko fular, ale i arafatkę?

Lubię teatr, który lubi tekst; nie wykorzystuje go, żeby powiedzieć coś z zupełnie innego kosmosu, ale traktuje jako inspirację do poszukania wspólnego świata: świata autora i świata realizatorów. Tak jest w tym przypadku: widać, że wszyscy świetnie się bawili, czytając słowa Brzechwy. Energia twórczości tego autora świetnie sprzęgnęła się z wulkaniczną energią pięknych, dojrzałych i patrzących na widzów swoim mądrym, doświadczonym okiem ludzi opolskiej sceny. Daj Boże, żeby patrzono tak na mnie ze sceny częściej.

 

Brzechwatorium według utworów Jana Brzechwy, reż. Marián Pecko, Opolski Teatr Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki, prem. 23 września 2023.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Anna Wakulik

Wątki tematyczne