EN

13.04.2023, 08:23 Wersja do druku

Myślenie i czucie

„Dziadowisko” na podstawie cz. II „Dziadów” Adama Mickiewicza w reż. Anny Piotrowskiej w Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark w Bytomiu we współpracy z Zespołem Pieśni i Tańca „Śląsk”. Pisze Kamila Łapicka, członkini Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa".

fot. Aleksandra Staszczyk

Mogłoby się wydawać, że II część Dziadów została pokazana w teatrze na wszystkie sposoby, ale Anna Piotrowska znalazła własny. Wykreowała interdyscyplinarne Dziadowisko, które mieści w sobie taniec, słowo, aktorstwo i śpiew. Każdy z tych języków teatru ma niejednorodną strukturę. Taniec ludowy w wykonaniu artystek Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” splótł się z tańcem współczesnym, prezentowanym przez artystów Teatru Rozbark; warto podkreślić udaną współpracę dwóch śląskich instytucji kultury. Warstwa tekstowa obejmowała wersy Adama Mickiewicza (Dziady, Upiór) i Williama Szekspira (m.in. Hamlet, Romeo i Julia), wypowiadane w językach oryginału. Aktorsko wyróżniali się dwaj Guślarze – „Guślarz Umarły, bliższy Szekspirowi” (Daniel Zych) i „Guślarz Upiór – Duch Przeklęty” (Kamil Bończyk), którzy dialogowali ze sobą przez cały spektakl. Również tancerze wykonywali etiudy aktorskie. I to śpiewająco! W Dziadowisku można było usłyszeć pieśni ludowe i pogrzebowe, pop w stylu Eurowizji, a nawet rap.

Przestrzeń gry była pozbawiona dekoracji, co sprzyjało dynamice i różnorodności działań ruchowych. Zagospodarowano jednak przód i tył sceny. Na tylnej ścianie rozciągnięty był ekran ukazujący obraz z kamery, którą miał na czole Guślarz Upiór. Widzowie patrzyli więc na wydarzenia własnymi oczami i okiem (kamery) jednej z postaci. W głębi sceny były umiejscowione wejścia dla wykonawców. Obserwowały stamtąd akcję figury dramatu albo pokazywano proste układy ruchowe. Z przodu rozwieszono z kolei białą siatkę z dużymi oczkami. Jedną z jej funkcji była ochrona publiki przed potencjalną mocą rekwizytów, czyli czarnych piłek do koszykówki. Wykorzystano je w układach choreograficznych na wiele sposobów, zarówno bardziej konwencjonalnych (kozłowanie, rzucanie, odbijanie o ścianę), jak i oryginalnych (trzymane przed twarzą piłki symulowały maski, unifikując tancerki; służyły także za bęben, na którym wybijano takt melodii).

Artystki Zespołu „Śląsk” występowały w swoich barwnych ludowych strojach. Tancerki współczesne były ubrane na biało, w szerokie spodnie i dopasowane koszulki. Obu grupom przypisano w scenariuszu funkcje Ptastwa („kruki, sowy, orlice”) i kwestie Chóru, zawierające słynne refreny (np. „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…”). Choreografia Anny Piotrowskiej i Michaiła Zubkowa była skomponowana ze scen zbiorowych, przeplatanych etiudami solowymi lub duetami. Trzeba powiedzieć, że duch artystycznej zespołowości był wyczuwalny na równi z innymi romantycznymi duchami! Ceremonii Dziadów przewodzili wspomniani już Guślarze, bardzo nieortodoksyjni względem aktorskiej tradycji tej roli (nawet pomijając ich podwojenie). Obudzili we mnie skojarzenie z mrocznymi chłopcami sterującymi akcją filmu Funny Games Michaela Haneke, także z uwagi na podobne białe stroje. Ich rozmowy nie przypominały recytacji, raczej współczesną mowę potoczną, czasami w rytmie rapu, czasami w konwencji skeczu. W takim popkulturowym sposobie grania było coś lekkiego, co uprzystępniało frazę klasyków, lecz jej nie degradowało, ani nie spłycało. Trzeba też pamiętać, że nowoczesne aktorstwo było równoważone przez język i melodie wywodzące się z ludowej macierzy oraz symbolikę słowiańskiego obrzędu Dziadów.

Percepcja dzieła w teatrze tańca i w teatrze dramatycznym nie jest identyczna. Zaobserwowałam to na własnym przykładzie. Przepływ energii ze sceny ku widowni w trakcie Dziadowiska uruchomił we mnie bardziej zmysłowy odbiór, uwrażliwił mnie na dźwięk, rytm i melodię słów, umożliwił głębokie przeżycie estetyczne. Zapewne wynikało to z zaproponowanej formy spektaklu. Dziadowisko to raczej zbiór impresji taneczno-aktorskich niż literalna transpozycja tekstu i ruchu na scenę. Nieoczywista fuzja różnych poetyk zaskakuje odbiorcę i pozwala mu uruchomić wyobraźnię.

Szczególnie poruszająca wydała mi się pieśń-skarga Sowy. Ta postać należy do Chóru Ptaków Nocnych, dawnych sług Złego Pana (bardzo dobra kreacja wokalno-aktorska Macieja Kucery, śpiewaka z Zespołu „Śląsk”). Sowa została przepędzona spod pałacu, gdy błagała o zapomogę na utrzymanie maleńkiego dziecka i chorej matki. Jej kwestię wyśpiewuje – lirycznie i przejmująco – Anna Olszowska z chóru „Śląska”. Jest ubrana na biało, w powłóczystej szacie i białej futrzanej czapce wygląda dostojnie, trochę jak personifikacja Królowej Śniegu. Siedzi na podłodze po lewej stronie sceny, oświetlona reflektorem. Wcześniej niż ona, ukazuje się jednak naszym oczom jej dziecko, huśtane delikatnie na „krzesełku” zaplecionym z dłoni tancerek „Śląska”. W tę postać wciela się Ewa Noras z Teatru Rozbark, która hipnotyzowała mnie swoją pasją i wykończeniem każdego ruchu także w scenach grupowych. Na jej głowie znajduje się kulista maska o dziecięcych rysach. Podczas trwania pieśni tancerki będą przekazywać sobie wzajemnie dziecko z ramion w ramiona. Ten czuły gest pochodzi ze sfery imaginacji, ponieważ w narracji Sowy nie ma miejsca na litość i czułość. Gdy pieśń dobiega końca, maska z głowy dziecka zostaje zdjęta i niespodziewanie wraca na scenę... naciągnięta na piłkę do koszykówki (tak się tłumaczy jej kulisty kształt). Dwie tancerki turlają ją pomiędzy sobą. Takie metaforyczne „igranie” z ludzkim życiem koresponduje z faktycznym przebiegiem opowieści Sowy, konającej z dzieckiem na śniegu.

Jako twórczyni koncepcji spektaklu, Anna Piotrowska zderzyła ze sobą tradycję i nowoczesność, uzyskując ożywczy efekt, który inspiruje na równi do myślenia i do odczuwania. „Zawirusowanie” słów Mickiewicza kanonicznymi cytatami z Shakespeare’a (m.in. „We know what we are, but not what we may be”; „To be, or not to be: that is the question”), co zapoczątkował zresztą sam autor Dziadów, motto utworu wywodząc z Hamleta, pozwoliło na nowo spojrzeć na rytuał związany z przekraczaniem granicy pomiędzy życiem doczesnym i zaświatami. Podobny efekt uzyskała reżyserka w sferze choreografii. Tancerki współczesne zaprezentowały swoją sprawność i świadomość ciała w scenach skupionych na fizyczności i powtarzalności ruchu. Równie dobrze wypadły jednak tańcząc do melodii przynależnej estetyce Zespołu „Śląsk”. Z kolei artystki „Śląska” bez trudu odnalazły się w eksperymentalnych układach choreograficznych. Rozluźnienie gorsetu tradycji uwidoczniło tylko ich doskonały warsztat.

Dziadowisko ma w sobie prawdziwie romantycznego ducha. Na przecięciu ludowości, fantastyki, groteski i tragizmu powstało przedstawienie intensywnie oddziałujące na widza, zarówno dzięki słowom mistrzów, jak i za sprawą przekazu pozawerbalnego. Myślę, że z każdego zakątka Polski (i nie tylko!) warto wyruszyć do Bytomia, do dzielnicy Rozbark, aby doświadczyć siły tego widowiska.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne