EN

3.02.2021, 16:33 Wersja do druku

Multidyscyplinarna przestrzeń choreograficzna

Z Kasią Wolińską, tancerką i choreografką, o jej nowym spektaklu „Salvage”, rozmawia Wiesław Kowalski w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Maurycy Stankiewicz

“Salvage”, który będzie miał premierę w warszawskim Nowym Teatrze, zapowiadany jest jako próba odzyskania dla przyszłości treści jak miewam dla twórców tego przedstawienia istotnych i ważnych. O jakie zatem treści chodzi?

Wiele jest takich “treści”, ale żeby powiedzieć o kwestiach najważniejszych, nawet jeśli dość trywialnych, to bardzo zależało mi na odzyskaniu przyjemności, radości i poczucia siły, które mogą towarzyszyć tworzeniu sztuki, a zwłaszcza praktyce tańca. Przez lata zawodowej pracy jako tancerka i performerka doświadczyłam wielu upokorzeń, bólu, przemocy, ale także po prostu wycieńczenia i wypalenia. Dlatego, mając w “Salvage” możliwość zadecydowania o tym jak będę pracować, z kim i na rzecz czego, starałam się zaoferować sobie, jak i innym pracującym ze mną, przestrzeń, w której nasze talenty, doświadczenia i pragnienia będą mogły się uwolnić, byśmy mogli przejść od lęku, auto-przemocy i samo-zwątpienia ku przyjemności wspólnego tworzenia, które w efekcie miało wspierać nasz wzrost, emancypację i otwierać nas na nowe perspektywy oraz światy. Sama kwestia kolaboracji, współpracy i kolektywnego szukania rozwiązań jest dla mnie warunkiem trwania ludzkiej cywilizacji, jak i jej przyszłości. Aby przyszłość mogła być czymś innym niż dystopijny, technokratyczny pseudoraj dla super bogatych, to ważne, żebyśmy też umieli się słuchać, komunikować, troszczyć się o siebie nawzajem w swojej inności i abyśmy nie pozwolili sobie odebrać wyobraźni, a co za tym idzie także empatii w stosunku do naszych ludzkich i nie-ludzkich towarzyszy przyszłości.

Co dla choreografa może być interesującego w twórczości Edgara Allana Poe, Prince’a czy Ursuli Le Guin. Ta ostatnia zainspirowała niedawno twórców spektaklu „Wracać do domu” w TR Warszawa.

Będąc choreografką i tancerką, jestem jednocześnie osobą wychowaną w partykularnej kulturze, osobą czytającą, słuchającą, patrzącą, chłonącą świat i czerpiącą zeń inspirację do dalszego tworzenia. W “Salvage”, przynajmniej na dotychczasowym etapie jego tworzenia, nie sposób było oczywiście zawrzeć wszystkich inspiracji i odniesień, które chciałabym włączyć w obszar świata przyszłości, a wspomniane powyżej twórczynie i twórcy są być może tymi, które są dla mnie osobiście najważniejsze, które mnie ukształtowały jako osobę i jako artystkę. Chodzi tu m.in. o sposoby patrzenia, wyrażania świata, mówienia o doświadczeniu, o chęć zrozumienia i dociekliwość, intelektualną i artystyczną gorączkową pasję, jak i delikatność i umiejętność pochylenia się nad rzeczywistością w jej najdrobniejszym szczególe. Chociaż “Salvage” jest największym projektem artystycznym, jaki dotychczas zrealizowałam i najdłuższą z wypraw (bo w daleką przyszłość!), to jest to także mój powrót “do domu” – próba stworzenia świata wypływająca z mojego dojrzewania jako kobiety i osoby w ogóle, zauważenia przebytej drogi i próba przezwyciężenia strachu, zdobycia się na odwagę w zaproponowaniu świata na własnych zasadach, który wyraża to, kim jestem, a nie to, kim inni chcą, żebym była. “Salvage” jest dla mnie światem przygód i wyzwań, ale także miejscem bezpiecznym, który współtworzyłam z moją rodziną i przyjaciółmi. Jest niejako próbą spełnienia postulatu Le Guin z jej piosenki inicjacyjnej poszukiwaczy z Doliny Napa (w książce “Wracać wciąż do domu”), w której nawoływani są oni/ one do delikatnych eksploracji, by przyniosły rzeczy dziwne i piękne, pozwoliły, aby przebyte przez nie ścieżki stały się ich liniami papilarnymi, a ich usta domem dla dziwnych kształtów. Taki rodzaj eksploracji wydaje mi się utopijnie adekwatny w polu sztuki, gdzie rzeczy piękne powinny być efektem pięknych procesów i przygód. A “tworzenie” i “odkrywanie” powinno być zarówno samopoznaniem i samodoskonaleniem, jak i nie przemocowym spotkaniem z innym(i).

Czy łatwo jest zawrzeć w spektaklu tanecznym taką różnorodność używanych języków, melodii i rytmów, jakie Pani w swoim przedstawieniu chce pokazać? I jakie te elementy mają generować sensy, znaczenia czy refleksje?

Na określeniu “spektakl taneczny” ciąży zarówno pewne piętno, jak i oczekiwanie, które wydaje mi się nie do końca adekwatne w stosunku do “Salvage”. Dlatego też proponuję inne określenia – “multidyscyplinarna przestrzeń choreograficzna” i “koncert tańca w stylu science fiction”. Nie są one tutaj tylko moją stylistyczną fanaberią, ale próbą nazwania czegoś, co może (jeszcze) nie istnieje albo co istnieje, ale na pograniczu, pomiędzy światami i dyscyplinami. Takie podejście do sprawy inspirowane między słynnym mottem Isadory Duncan (jednej z moich tanecznych matek) – “sans limites” (bez ograniczeń, limitów), jak i jej apelem, żeby nie pozwolić się ujarzmić (“You were wild once, don’t let them tame you”). Te dość romantyczne postulaty staram się realizować z wrodzonym sobie idealizmem, jak i poznawczym dystansem, próbując znaleźć sposoby na realizację “spektaklu”, “wydarzenia”, “świata”, który rządzi się swoimi zasadami i w którym ja, oraz moi współpracownicy, są limitem, a kieruje nami niczym nieograniczona wyobraźnia. Wielość rytmów, języków i sensów jest tutaj wyrazem pragnienia przyszłości, która bazuje na pluralności, opaczności, modalności i nie-linearności. Taka przyszłość, czy też dążenie do niej, jest dla mnie próbą uwolnienia od patriarchalnego porządku rzeczywistości i sposobów pamiętania, opowiadania i pisania historii, które do przyszłości chcą przenieść tylko te mityczne, genialne jednostki, które wybiły się na kłamstwie, przemocy i white-washing-u (wybielaniu w sensie kulturowym i historycznym).

Wielość języków, ich spotkanie i wzajemne przenikanie, jest dla mnie esencją “Salvage”; tworzę świat, który rządzi się oczywiście własną logiką i generuje sensy w swoim salvageańskim stylu – mało znana opowieść Edgara Allana Poe, uznawana za wczesne science fiction w historii literatury, jest przeze mnie transformowana w psychodeliczny, międzygatunkowy trip, kończący się krótkim i pięknym cytatem z tekstu “Undersea” Rachel Carson, wspaniałej biolożki i autorki, pionierki w zakresie ochrony środowiska i ekologii, która swoje wczesne teksty publikowała pod męskim nazwiskiem. “Salvage” jest światem gęstym, pełnym znaczeń i zawierzam tutaj wyobraźni, wrażliwości i inteligencji widzów, którzy będą je na swój sposób czytać, odkrywać i interpretować. “Salvage” to w końcu kilt, mozaika, kalejdoskop i nie ma przez ten świat ani jednej, ani tym bardziej właściwej drogi.

Na ile to, co się dzieje aktualnie w naszej rzeczywistości i jej indywidualne doświadczanie ma wpływ na koncepcyjną pracę nad spektaklem? Zarówno jako artystki, tancerki, performerki czy antropolożki kultury?

Wpływa oczywiście w sposób znaczący, choć często te przecięcia wpływów rzeczywistości i kreacji artystycznej bywają zaskakujące. Koncepcja “Salvage” zrodziła się prawie dwa lata temu; rok temu projekt został wybrany do realizacji w Nowym Teatrze. Nie mogłam wtedy przewidzieć, co się wydarzy przez rok zarówno globalnie, jak i lokalnie, i jak doświadczenie pandemii oraz zryw społecznej świadomości i oporu, jak i rozlew przemocy aparatów państwowych wpłynie na mnie jako osobę, jak i na świat, w którym żyję i tworzę. “Salvage” wychodzi od riserczu na temat obalania pomników; rok 2020 był pod tym względem przełomowy, przynajmniej w historii mojego indywidualnego życia jako obywatelki. I chociaż nie mieszkam na co dzień w Polsce, cieszę się, że mogłam ten projekt zrealizować właśnie tutaj i doświadczyć sama protestów Strajku Kobiet, śledzić walkę moich przyjaciół na Białorusi, w Peru i innych miejscach, gdzie społeczeństwo wyszło na ulice obalić swoich tyranów, wyrazić swój sprzeciw, żądać prawa do godnego życia i do przyszłości. To dało mi poczucie, że jeszcze nie wszystko stracone i że razem, jako grupy różnorodnych interesów i pragnień, możemy walczyć o lepszą, kolektywną przyszłość. “Salvage” jest u swoich podstaw budowany na takim właśnie pragnieniu.

Czyli według Pani sztuka ma w ogóle siłę, by naszą rzeczywistość i jej kształty społeczno-polityczne czy obyczajowe zmieniać?

Chciałabym, żeby tak było. Wciąż wierzę w siłę sztuki jako narzędzia edukacji, poszerzania horyzontów, przestrzeń dialogu i futurystycznej eksploracji. Nie znaczy to jednak, że artyści są ponad rzeczywistością i ponad jej problemami; my też musimy przejść transformację i rozwój, by móc być jakimkolwiek autorytetem lub kompanem w transformacji innych; musimy być czujni i gotowi na sprzeciw w obliczu narastającej komercjalizacji i brutalizacji sztuki, która w post-pandemicznym świecie może okazać się nadmiarem, zbytkiem, rozrywką dla bogatych. Wydaje mi się, że jeśli sztuka ma coś zmieniać, to musi znaleźć sposoby na penetrowanie rzeczywistości i przełamywanie własnych wewnętrznych ograniczeń; zatem w samym teatrze i tańcu długa przed nami droga, jeśli chcemy przełamać stare, anachroniczne i przemocowe wzory współpracy i autokreacji. Jednocześnie, jeśli mogę iść jeszcze głębiej w życzeniowość i futuryzm, chciałabym, żeby bycie artystką nie oznaczało egzystowania w ciągłym prekariacie, braku środków do życia i niestabilności zatrudnienia; jeśli społeczeństwo chce sztuki, to musi też dbać o artystów. Bez kultury nie ma cywilizacji, nawet kosmiczne rejsy i przeszczepiony na chipa Elon Musk nie uratują nas przed zagładą.

Jakie tereny dla naszej cywilizacji i dla współczesnego człowieka chciałaby Pani odzyskać?

Być może należałoby odzyskać coś, co w kulturze tzw. europejskiej nigdy tak naprawdę nie było znaczącym postulatem ani wartością – dbałość i szacunek dla życia, nie w sensie prolajferskiego, mizoginicznego fanatyzmu, ale jako troska o życie Planety i wszelkich jej stworzeń, szacunek dla tego, czego nie rozumiemy, nie widzimy, nawet sobie nie wyobrażamy. Z tym wiązałaby się także radykalna postawa równościowa, próba postawienia się w szeregu z innymi ludźmi i nie-ludźmi, a nie ponad nimi, poszanowanie innych przekonań i sposobów życia, umiejętność zachwycania się bogactwem świata bez potrzeby jego zagarniania, definiowania i niszczenia w imię własnego, wąsko rozumianego zysku. Równość wszelkich płci i auto-identyfikacji, wyzwolenie od strachu i nienawiści płynącej z niezrozumienia i braku ciekawości i miłości dla drugiego. I w końcu odzyskanie umiejętności współpracy, komunikacji ponad podziałami, inwestowania naszych talentów i wiedzy w kolektywną przyszłość i sprawiedliwość dla wszystkich, a nie dla tylko najsilniejszych. Jak pięknie mówił Zygmunt Bauman: “Żyjemy w kosmopolitycznym świecie, ale nie wypracowaliśmy jeszcze kosmopolitycznej świadomości” – taka świadomość byłaby dla mnie znakiem prawdziwego progresu ludzkości, czymś zupełnie nowym, ale odzyskanym z naszego głębokiego potencjału i zbudowanego w oparciu o słowa i działania tych mądrych ludzi, którzy byli tu przed nami.

Wśród realizatorów spektaklu jest Rafał Dominik, malarz, rysownik, twórca animacji, rzeźb i obiektów 3D. Jak bardzo podczas powstawania spektaklu inspirowały Panią jego prace? I jaki to ma związek z ruchowo-tanecznym charakterem przedstawienia?

W mojej poprzedniej pracy “Dance Pilgrim Dance” (2017, Art Stations Foundation) eksplorowałam pogranicza tańca i rzeźby, monumentalność ciała, zwłaszcza w kontekście socrealizmu i antycznej Grecji. Rok później pojechaliśmy z Rafałem na rezydencję do Władywostoku, do Zarya Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie szukaliśmy form spotkania rzeźby i ruchu, pracowaliśmy z techniką druku 3D i tkaniną. Rafał jest dla mnie znakomitym kompanem w pracy, wiele się od niego nauczyłam i zawsze nasza współpraca była dla mnie odkrywaniem czegoś nowego; estetycznie też jest mi bliski i rozumiemy się na tym poziomie dość dobrze, czego efektem jest znakomita głowo-jaskinia, którą Rafał stworzył dla “Salvage”. Wychodząc od riserczu nad obalonymi pomnikami, w których zwłaszcza głowa jest znacząca (np. jako trofeum), chcieliśmy stworzyć głowę fikcyjnego tyrana, która w “Salvage” będzie pełniła różne funkcje i będzie też symbolem nowego świata po upadku tego ostatniego z pomników – tyranów.

Nad dramaturgią spektaklu “Salvage” czuwa Agata Siniarska. To niej jest Wasza pierwsza współpraca. Co musi się zdarzyć, żeby chciała Pani wracać do artystów, z którymi już pracowała wcześniej?

Oprócz Agaty Siniarskiej do współpracy w “Salvage” zaprosiłam wiele osób, z którymi pracowałam już wcześniej, albo chciałam pracować, ale nie było ku temu okazji. Większość kostiumów zrobiła moja mama, która nie jest zawodową kostiumografką, ale szyła już dla mnie wcześniej kostiumy i scenograficzne obiekty – mam do niej pełne zaufanie, jak i do jej umiejętności i wrażliwości artystycznej. To stworzyło dla nas przestrzeń do wspólnego spędzania czasu; dołączyli też do nas mój tata i siostra, którzy jako inżynierowie pomagali m. in. w projektowaniu obiektów oraz pozyskiwali materiały dla “Salvage”. Hana Umeda, Rafał Dominik, Aleksandr Prowaliński są artystami, których poznałam przy pracy nad “Pamelą” Marty Ziółek i od tego przyjaźnimy się i jesteśmy ze sobą w artystycznej wymianie. Z Marc’iem Lohrem znamy się z projektów, nad którymi pracowaliśmy razem w Berlinie, z Olegiem Dziewanowskim znamy się od lat prywatnie i muzykujemy nieoficjalnie, a “Salvage” był znakomitą okazją, żeby w końcu coś razem stworzyć. Do tego składu “starych” przyjaciół i towarzyszy doszli “nowi” – Kamil Tuszyński i Widad Nabi, których poznałam dzięki pracy nad “Salvage”, i którzy okazali się być wspaniałymi członkiniami/członkami salvageańskiej ekipo-rodziny. Zapraszanie współpracowników jest po części kwestią rozpoznania dynamiki interpersonalnych relacji, zestawienia ze sobą talentów i umiejętności, tak, by razem można było stworzyć dobry zespół. Jest to też zawsze pewne ryzyko i potrzeba trochę szczęścia, żeby to wszystko zagrało. W “Salvage” pracuję z największą jak dotąd ekipą i muszę przyznać, może nieskromnie, że udało mi się stworzyć znakomity zespół (a w jego skład wchodzi dużo więcej osób niż wymieniłam tutaj), z którym praca była dla mnie i zaszczytem i radością; tutaj każdy zainwestował swoją kreatywność, czas i narzędzia, by razem ze mną stworzyć świat przyszłości. Dlatego afirmuję, by to był dla nas dopiero początek wspólnej pracy i przygody, bo razem jeszcze wiele możemy odkryć i zrobić pięknych, wspaniałych rzeczy. Mam nadzieję, że przed “Salvage” długa i świetlana przyszłość!

Tytuł oryginalny

Multidyscyplinarna przestrzeń choreograficzna

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

03.02.2021