Marek Weiss zrobił z Opery Bałtyckiej jedną z ciekawszych w Polsce, więc dlaczego Gdańsk go tak nie lubi? Dlaczego nie ma wśród polskich teatrów operowych bardziej zwalczanego choćby za repertuar, a trójmiejscy krytycy pomstują na "monokulturę reżyserską" (określenie J. Zalesińskiego)? Czym sobie Weiss zawinił i czy rzeczywiście jest z jego teatrem tak źle, jak niektórzy twierdzą? - pyta Tomasz Flasiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Coś ty Trójmiastu zrobił, Marku Weissie? - pytałem przed rokiem na nieczynnym obecnie portalu opera.info.pl w tytule dłuższego felietonu na podobny temat. Weiss zrobił z Opery Bałtyckiej jedną z ciekawszych w Polsce, więc dlaczego Gdańsk go tak nie lubi? Dlaczego nie ma wśród polskich teatrów operowych bardziej zwalczanego choćby za repertuar, a trójmiejscy krytycy pomstują na "monokulturę reżyserską" (określenie J. Zalesińskiego)? Czym sobie Weiss zawinił i czy rzeczywiście jest z jego teatrem tak źle, jak niektórzy twierdzą? Plusy dodatnie i ujemne Nie jest. Ale nie jest też dobrze. Na każdy plus tej dyrekcji przypada jakiś minus i odwrotnie. Z jednej strony ciekawy repertuar, w którym pełno geniuszy XX wieku - Brittena, Szostakowicza, Ryszarda Straussa - grywanych w Polsce rzadko albo wcale; do tego np. zapomniana, choć świetna, opera Romana Statkowskiego "Maria" czy "Król Ubu" Pendereckiego. Oraz zamawianie nowych dzieł, rzecz w Polsce niecz�