EN

19.03.2022, 13:02 Wersja do druku

„Módlmy się, żeby wszystko było dobrze". Polski spektakl o ukraińskiej tragedii

„Молимося, що все буде добре!/ Módlmy się, żeby wszystko było dobrze!” wg tekstów Olexadra, Andriya, Iriny i Dashy w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Przemek Gulda w Wirtualnej Polsce.

fot. Paulina Banaszkiewicz

Wstrząsające opowieści, których nie znajdzie się w oficjalnych wiadomościach, pytania o to, jak ludzkość mogła znów pozwolić na okrucieństwo, podziękowania dla Polaków. W warszawskim Teatrze Druga Strefa powstał pierwszy w kraju spektakl o rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Na bestialski atak Rosji na Ukrainę szybko reaguje polska kultura. W małym niezależnym warszawskim Teatrze Druga Strefa 17 marca odbyła się premiera spektaklu "Молимося, що все буде добре! / Módlmy się, żeby wszystko było dobrze" w reżyserii Sylwestra Biragi. To pierwsze polskie przedstawienie poświęcone odbywającej się za miedzą wojnie. Przedstawienie bardzo mocne i poruszające, choć niezwykle surowe i skromne pod względem formalnym.

Autobusem na wojnę

Spektakl zaczyna się od projekcji krótkiego filmu dokumentalnego, zrealizowanego dosłownie kilka dni temu na warszawskim Dworcu Zachodnim. To seria wywiadów z osobami, które po rozpoczęciu ataku na Ukrainę, zdecydowały się wrócić do ojczyzny, aby jej bronić. Ich odwaga i zdecydowana postawa może budzić podziw, ale nie ma w nich ani krzty patosu czy heroizmu.

Wszyscy mówią właściwie to samo: że po prostu wracają do domu, bo ktoś go zaatakował. Osoba prowadząca wywiady pyta każdego o to, czy się boi. "Czego mam się bać? Przecież jadę do siebie" - odpowiadają mężczyźni wsiadający do autobusu i jadący na wojnę.

Zabici w kolejce po chleb

Ta scena jest bardzo mocnym wstępem do właściwej części spektaklu, opowiadającej o tym, co ich w domu czekało. Podstawą przedstawienia są maile przesyłane z Ukrainy do polskich przyjaciół. Ich autorzy, którzy dla własnego bezpieczeństwa pozostają anonimowi, mieszkają w Czernihowie, mieście szczególnie mocno doświadczonym przez okrucieństwo rosyjskiej armii.

Opowiadają w mocnych, pisanych między nalotami słowach, co się dzieje wokół nich, jak rozwija się wojna, jak narasta rosyjski terror, jak przeżywają to, co się wokół nich dzieje. Część z tych opowieści odnosi się do tego, co zna każdy, kto na bieżąco śledzi wiadomości z napadniętej Ukrainy.

Mowa jest więc o bombardowaniu miast, w tym dzielnic mieszkaniowych, szpitali czy szkół, o siejących terror nocnych nalotach, o strzelaniu do ludności cywilnej. W jednej ze scen przytoczona jest opowieść o zamordowaniu osób stojących w kolejce po chleb.

Przeczekać nalot w przedpokoju

Ale to, co w nich jeszcze mocniejsze, to sprawy, o których nie przeczyta się w serwisach informacyjnych i nie zobaczy się w wiadomościach. To prywatne zwierzenia o strachu, niepokoju o bliskich.

To pytania o to, co się dzieje ze znajomymi, czy jeszcze żyją, czy nie ucierpieli podczas ostrzeliwania. To intymne opowieści o emocjach ludzi targanych kolejnymi alarmami bombowymi i wiadomościami o śmierci bliskich.

To np. wywołująca ogromne emocje historia o starszych ludziach, mieszkających w bombardowanych blokach mieszkalnych, którzy nie są w stanie dotrzeć do schronów w piwnicach, mogą tylko "dowlec się do przedpokoju, byle dalej od okien i modlić się, żeby ten alarm nie oznaczał zniszczenia naszego bloku".

To też przypowieść o starych rodzicach, którzy na domiar złego, w samym środku wojennej zawieruchy, zachorowali na COVID-19 i musieli być przewiezieni do szpitala, pełnego rannych z bombardowań. To również historia o człowieku, który wyszedł na jakiś czas z domu, żeby załatwić sprawy, a w międzyczasie budynek przestał istnieć, zniszczony pociskiem rakietowym.

Jak w Powstaniu Warszawskim

Jest w tych opowieściach dużo zwykłego, ludzkiego strachu, ale jest w nich także sporo racjonalnych, chłodnych refleksji na temat tego, co się dzieje wokół jej autorów. Dużo z nich odnosi się do II wojny światowej - sytuacja w Ukrainie, zdaniem autorów tekstów użytych w spektaklu, oglądających ją na własne oczy, bardzo mocno ją przypomina.

I rzeczywiście, historie o schodzeniu do piwnic podczas nalotów czy przebieganiu przez ulice pod ostrzałem jako żywo przypominają te, które znają wszyscy czytający wspomnienia z września 1939 r. czy Powstania Warszawskiego.

Autorzy spektaklu zadają więc pytania m.in. o to, jak to możliwe wobec pamięci o okrucieństwach z tamtych lat - pamięci często bardzo żywej, bo wciąż są przecież jeszcze osoby, które pamiętają tamtą wojnę - że taka sytuacja się powtarza?

Dziękujemy ci, Polsko

W spektaklu pojawia się jeszcze jeden wątek, bardzo ciekawy z polskiego punktu widzenia. W kilku fragmentach tekstu pojawiają się odniesienia do Polski jako do najbliższej bezpiecznej przystani, a Warszawa odmieniania jest przez wszystkie przypadki.

Wynika z tego, że Polska postrzegana jest dziś w Ukrainie jako kraj, który otworzył swoje podwoje dla osób uciekających przed wojną, gdzie można odetchnąć od wojny i wieść życie bez lęku przed kolejnymi alarmami bombowymi. Ukraińcy piszą, że są bardzo wdzięczni za możliwość ucieczki, za ogromną pomoc, za solidarność.

Dziękują za to, że Polacy otwierają dziś swoje domy, poświęcają swój czas, przekazują datki albo robią kanapki i zanoszą na dworce, żeby ulżyć tym, którzy uciekają przed wojną.

Trzy pożegnania pełne łez

Wiadomo, że przedstawienie przygotowywane było bardzo szybko, na gorąco i pod wpływem wielkich emocji. Trudno się spodziewać realizacyjnego przepychu i inscenizacyjnego wyrafinowania. Nic więc dziwnego, że większa część spektaklu przypomina raczej czytanie: trzy aktorki i aktor siedzą przy pulpitach, w przytłumionym świetle i przedstawiają kolejne wiadomości z ostrzeliwanego bestialsko Czernihowa.

Ich kolejne zdania tylko czasem przerywa sygnał syreny alarmowej i wezwanie do zejścia do schronu. To rozwiązanie o tyle proste, co poruszające i skutecznie przenoszące publiczność w realia bombardowanego miasta.

Tylko na koniec pojawia się drobny element performatywny - to symboliczna scena pożegnania żołnierza odchodzącego na wojnę, broniącego swej ojczyzny. Jedna z aktorek odgrywa kolejno jego córkę, żonę i matkę.

Każda z nich cierpi na swój sposób, każda przeżywa własny dramat, podkreślony przejmującą grą aktorską i drobnymi, symbolicznymi rekwizytami. Samej aktorce po odegraniu tej sceny oczy zaszkliły się łzami, zapłakana była też spora część premierowej publiczności.

Polski teatr reaguje na na wojnę

Polski teatr szybko i w wyrazisty sposób reaguje na rosyjski atak na Ukrainę. Na wielu scenach odbywają się specjalne koncerty, połączone ze zbiórką pieniędzy na potrzeby osób cierpiących za sprawą wojny, praktycznie po każdym przedstawieniu w Polsce aktorzy wychodzą do oklasków z ukraińskimi flagami albo transparentami z antywojennymi hasłami, siedziby teatrów ozdobione są ukraińskimi barwami.

Można się spodziewać, że w najbliższym czasie powstawać będą także całe spektakle poświęcone tej tematyce - jeden z nich zapowiada już krakowski Teatr Nowy Proxima - tekst do niego pisze ceniony prozaik i eseista, Ziemowit Szczerek. To właśnie jednak przedstawienie w stołecznym Teatrze Druga Strefa jest pierwszym przedstawieniem o wojnie, które doczekało się premiery w Polsce.

Tytuł oryginalny

"Módlmy się, żeby wszystko było dobrze". Polski spektakl o ukraińskiej tragedii

Źródło:

ksiazki.wp.pl
Link do źródła

Autor:

Przemek Gulda

Wątki tematyczne