„Mizantrop” Molière'a reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Trudno mi zachować obiektywizm pisząc o tym spektaklu, gdyż jesteśmy z Molierem rówieśnikami (tzn. raczyliśmy z Autorem przyjść na świat tego samego dnia acz innego roku – dodam dla uściślenia), a po wtóre – cóż, chwila prawdy - odnalazłem w sobie niespodziewanie wiele z Alcesta. Więc – subiektywnie!
Jest to spektakl pyszny pod każdym względem, przede wszystkim jednak – fantastycznie zagrany. W roli tytułowej znakomity (jak zawsze) Grzegorz Małecki, słusznie zresztą upierający się przy negatywnej ocenie twórczości nieszczęsnego Oronta (świetny Przemysław Stippa). Przeciwieństwem naszego Alcesta jest prowadząca światowe życie, wiedząca – z kim, gdzie i kiedy należy się spotkać, i – do kogo napisać - Celimena (rewelacyjna rola Justyny Kowalskiej), czy ich związek ma jakąkolwiek szansę, ach, czy ma? Ano – nie ma.
Zwraca się więc - zdradzę – Alcest ku Eliancie (znakomita Edyta Olszówka), ale któraż kobieta chciałaby być wyborem nr 2? No, może Arsinoe (olśniewająca Beata Ścibakówna), fałszywie zatroskana o nienajlepszą opinię o Celimenie, rozmowa obu dam jest majstersztykiem i najlepszym momentem tego znakomitego przedstawienia.
Koniecznie.