EN

16.12.2024, 10:45 Wersja do druku

Mieszczańska stateczność podszyta obsesją

„Pułapka na myszy” Agaty Christie w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Piotr Zaremba w „Rzeczpospolitej”, dodatku „Plus Minus”.

fot. Krzysztof Bieliński

W „Pułapce na myszy" Agathy Christie aktorzy Ateneum pokazują, że umieją grać na różnych instrumentach równocześnie. Czy to jeden z najlepszych spektakli roku? Niewykluczone.

Bilety na „Pułapkę na myszy" Agathy Christie w warszawskim Ateneum wyprzedano na miesiące naprzód. Zarazem na premierze siedzący za mną mężczyzna dostał podczas pierwszego aktu ataku furii. Prawie na głos warczał, że to najgorszy spektakl, jaki widział na tej scenie. Możliwe, że uznał perfekcyjne wykonanie kryminału za swoiste bluźnierstwo.

To snobizm sfer teatralnych jest chyba powodem tego, że w Warszawie po raz ostatni grano tę sztukę 23 lata temu. Na londyńskim West Endzie gra się ją nieustannie od roku 1950. Ta sława to pewnie przyczyna takiego zainteresowania tym tytułem. Dyrektor Ateneum Artur Tyszkiewicz snobów się nie wystraszył. Podobnie jak Waldemar Śmigasiewicz wystawiający niedawno w warszawskiej Polonii... horror.

Jan Gondowicz w teatralnym programie rozważa różnicę między filmami Alfreda Hitchocka a prozą Agathy Christie. On zaczyna zwykle od mocnego uderzenia, od trupa. Ona usypia naszą czujność obserwacjami, dygresjami, dialogami o pogodzie. Przyjazd grupy gości do pensjonatu podczas burzy śnieżnej to okazja do popisów niemal komediowych. Zwłaszcza że patrzymy na galerię dziwadeł. Takich, jakie pojawiają się w najróżniejszych produktach brytyjskiej wyobraźni, nawet w cyklu o Harrym Potterze.

Delektujemy się detalami angielskiego życia, ale do pensjonatu przybywa policjant. Od początku wiemy, że w Londynie zdarzyło się morderstwo jakoś powiązane z tym przedziwnym miejscem. Akt pierwszy kończy się kolejnym zabójstwem. W akcie drugim mamy już klasyczne sztuczki Christie z gromadzeniem w jednym miejscu i przesłuchiwaniem podejrzanych. Są nimi wszyscy. Aczkolwiek pointa będzie inna niż zwykle. Zamiast popisu genialnego detektywa... Dalej niczego nie zdradzę.

Tak naprawdę to rzeczywiście owe cudowne łamigłówki pani Agathy zapierają dech, ale gdy analizujemy je później, znajdujemy luki, nielogiczności. Maskują to świetnie napisane dialogi, autorka czuła teatr. Dostajemy klimat i warto się nim zaciągnąć. Uważny obserwator ludzkich dusz Tyszkiewicz zadbał jako reżyser o jakość klimatu. Rzecz dzieje się w zamkniętym saloniku (scenografia Joanny Zemanek), ale jest coś, co rozbija mieszczańską stateczność inscenizacji. Za wielkimi szybami pada śnieg, aż widzom robi się zimno, a z zimowej ciemności wyzierają dziwacznie przebrane dzieci z zespołu wokalnego w Oświęcimiu, powtarzające obsesyjną piosenkę o myszkach. Muzyka Jacka Grudnia punktuje napięcie.

fot. Krzysztof Bieliński

Artur Tyszkiewicz dysponuje doskonałym zespołem aktorskim. Stosunkowo najbardziej zwyczajni, co nie znaczy nieciekawi, są Milena Suszyńska i Dariusz Wnuk jako państwo Ralstonowie, debiutanci w sztuce prowadzenia pensjonatu. Ale inni? Kostyczna panna Casewell Magdaleny Schejbal czy jowialny major Metcalf Bartłomieja Nowosielskiego - w nich już wyczuwamy pod powłoką konwenansu emocje i nawet odrobinę szaleństwa.

Komplementy należą się wiecznie młodej Magdalenie Zawadzkiej. Jej pani Boyle to sugestywnie podpatrzone, pełne pretensji do świata brytyjskie straszydło. To popis aktorstwa niby-realistycznego, ale nie całkiem. Jej postać staje się syntezą angielskiego charakteru. Rekordy bije Jakub Pruski jako architekt Christopher Wren, groteskowo krotochwilny, gorączkowo demonstrujący swój tupet. Młody aktor po raz kolejny daje się zapamiętać. Istnym zwieńczeniem tej parady dziwności okaże się Łukasz Lewandowski jako cudzoziemiec Paravicini. To postać dopracowana błyskotliwie w każdym detalu, geście, minie, tak przedziwna, że niemal nierzeczywista.

Emocjonalny policjant Trotter w wykonaniu Krystiana Pesty (nowy nabytek Ateneum) też nie jawi się jako zwykły stróż prawa. Bez zdradzania cienia zakończenia warto zauważyć, że w tej zabawie w łamigłówki, nawet jeśli miejscami naciąganej, jest miejsce na delikatny społeczny morał. Jest też przestrzeń dla końcowego melancholijnego smutku. Aktorzy Ateneum umieją grać na różnych instrumentach równocześnie. Dla mnie jeden z najlepszych spektakli roku. 

„Pułapka na myszy", aut. Agatha Christie. reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Ateneum w Warszawie

Tytuł oryginalny

Mieszczańska stateczność podszyta obsesją

Źródło:

„Rzeczpospolita” nr 291, „Plus Minus”

Autor:

Piotr Zaremba

Data publikacji oryginału:

14.12.2024