„Zły. Warszawska jazz opera” w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Teatrze dla wszystkich.
Warszawski Teatr Rampa świętuje swoje 50-lecie z rozmachem, prezentując premierę musicalu „Zły. Warszawska jazz opera” – spektaklu, który łączy energię jazzu, dyscyplinę ruchu i dobrą literacką konstrukcję.
Michał Walczak, autor scenariusza, sięgnął po dwa dzieła Leopolda Tyrmanda – Złego i Dziennik 1954 – tworząc z nich spójną opowieść o wolności, miłości i mierzeniu się z twórczym procesem. Centralną postacią uczynił samego Tyrmanda (świetny Karol Drozd), który snuje się po warszawskich zaułkach w poszukiwaniu ukochanej Krystyny, zbierając materiał na powieść. Samotnie walczący z bandytami Zły (fenomenalny w ruchu Jarosław Staniek) staje się jego alter ego.
W tej interpretacji Zły staje się opowieścią nie tyle o samej Warszawie, ile o mieście grzechu, w którym miłość miesza się ze zbrodnią. Aktorzy z lekkością wcielają się w kilka ról jednocześnie, tworząc kalejdoskop postaci – od drobnych cwaniaczków po romantyków i outsiderów. Prezentują warszawski półświatek lat 50. z przymrużeniem oka. Humor i dystans równoważą ciemniejsze tony opowieści Tyrmanda.
Walczak wraz z reżyserem Jerzym Janem Połońskim nadają Złemu bardzo spójną konstrukcję, w której literacka fikcja miesza się z rzeczywistością. Podkreślają to projekcje wideo Karoliny Jacewicz i Mateusza Kokota, które rozlewają się po ścianach i suficie, wciągając widzów w sam środek tyrmandowskiego świata. Dzięki nim mamy wrażenie, że znajdujemy się wewnątrz książki – wśród liter, w gąszczu myśli autora.
Spektakl tętni życiem nie tylko dzięki granej na żywo muzyce Marcina Partyki, ale także precyzyjnie zaplanowanej choreografii Jarosława Stańka i nieustannemu ruchowi scenicznemu. Reżyser narzucił trzynastoosobowemu zespołowi aktorskiemu ogromną dyscyplinę. Nie ma tu miejsca na przypadkowe gesty, spóźnienia czy potknięcia. Rytm jest bardzo precyzyjnie zaplanowany i wykonany, a taniec staje się nie tyle ilustracją, co równoprawnym środkiem wyrazu – pełnym energii, precyzji i ekspresji.
Połoński, razem ze scenografką Mariką Wojciechowską, utrzymuje całość w czarno-szarej tonacji, przywołującej filmowy klimat noir. W swojej komiksowej estetyce Złemu blisko do Sin City, filmu Roberta Rodrigueza i Franka Millera. Beżowy garnitur Tyrmanda, podobnie jak czerwona sukienka Nancy, wyróżnia go z monochromatycznego tła, podkreślając jego outsiderstwo. Wojciechowska odpowiada także za funkcjonalną scenografię, która w symboliczny sposób przenosi nas w kolejne miejsca akcji.
Zły niejednokrotnie trafiał na sceniczne deski. Twórcy zazwyczaj skupiali się na odtworzeniu realiów powojennej Warszawy i sensacyjnej fabule. Realizatorzy spektaklu w Rampie rezygnują z dosłowności na rzecz interpretacji, w której Zły staje się odbiciem samego Tyrmanda, a miasto – metaforą ludzkich namiętności. W połączeniu z precyzyjną sceniczną konstrukcją sprawia to, że Zły. Warszawska jazz opera to jedna z ciekawszych adaptacji tej kultowej PRL-owskiej powieści, która do dziś rozgrzewa wyobraźnię twórców i widzów.