EN

5.12.2023, 10:45 Wersja do druku

Miasteczko – czy takie wesołe?

„Magnetyzm serc” wg „Ślubów panieńskich” Aleksandra Fredry w reż. Kaliny Jagody Dębskiej w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Agnieszka Loranc z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Klaudyna Schubert

To młode pokolenie nowości niesyte

Nie zechce już pójść za mną w tory raz ubite.

Aleksander Fredro, Spalić nie spali

Na Nowej Scenie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie można poczuć jedno z ostatnich tchnień Roku Aleksandra Fredry. Dokonaniom polskiego komediopisarza przyjrzała się Kalina Jagoda Dębska, która wraz z dramaturżką Marią Gustowską wzięła na warsztat „Śluby panieńskie”. Twórczyniom przyświecał podtytuł komedii – „Magnetyzm serca” – i to on stał się z drobną modyfikacją tytułem spektaklu. W „Magnetyzmie serc” wybrzmiewa mnogość serc bijących w rytm miłości – nie tylko tej opowiadanej na scenie, ale w ogóle.

Fredro utrwalił archetypy postaci, konwencje zachowań społecznych. Ubrane w inne słowa – pomimo postępu i zmian obyczajowych – przetrwały do dziś. Ich reinterpretacje widzimy na scenie: Klara (Małgorzata Walenda) – nieugięta buntowniczka, Alina (Natalia Kaja Chmielewska) – niezwykle delikatna i nieco naiwna, Albin (Stanisław Linowski) – chory na niespełnioną miłość, Gustaw (Łukasz Szczepanowski) – lekkoduch, „warszawska laleczka”.

Twórcy spektaklu bawią się formą, co koresponduje z miejscem, w którym toczy się akcja. Do wesołego miasteczka nazwanego „Magnetyzm serc” wprowadza nas Radost (Filip Perkowski), będący niejako konferansjerem, ale także uczestnikiem wydarzeń. Jak zapowiada, jesteśmy świadkami wystawianego po raz pięćsetny przedstawienia „Ślubów panieńskich”. Julia Furdyna i Zofia Tomalska przeniosły na scenę atmosferę lunaparku: dmuchany zamek, bujane konie, tarcza do strzelania, maszyna do popcornu... Charakter postaci ujawniają kostiumy. Radost próbuje nadążyć za duchem młodości – nosi fikuśną, różową czapkę o króliczych uszach. Gustaw wystroił się w marynarkę obleczoną pluszowymi misiami – można przypuszczać, że to wygrane w loteriach trofea dla kochanek z przybytku Pod Złotą Papugą.

Elementami scenografii są także instrumenty skonstruowane przez Antoniego Skrzyniarza. To nowatorskie podejście do musicalowej formy, jaką przybiera przedstawienie. Małgorzata Walenda, Stanisław Linowski, Łukasz Szczepanowski zachwycają ekspresyjnym i przejmującym głosem. To kolejny udany krakowski spektakl muzyczny eksperymentujący z formą, po wystawionym na 41. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej „Kwadracie” w reżyserii Ewy Kaim, „Operze za trzy grosze” Ersan Mondtag w Starym, czy wielokrotnie nagradzanym dyplomie „DO DNA” także w reżyserii Ewy Kaim.

Przedstawienie nie jest kolejną, nudną adaptacją klasyki, wiersz zyskał nowy napęd. Z pewnością docenią to młodsi widzowie, dla których spektakl jest również dedykowany. W narracji pojawia się bohater spoza komedii – Eros (Ewa Kolasińska) – w okolicznościach przypominających wywoływanie duchów, ma pomóc zagubionym w miłosnych roszadach. Przerywając spektakl odgrywany w wesołym miasteczku, motywuje jego bohaterów do przewartościowania postępowania – topienia w altruizmie niepowodzeń i zawodów miłosnych. Choć w komedii happy end jest nieodzowny, w „Magnetyzmie serc” nie ma na niego miejsca. Z wypełnionego energią widowiska, paradoksalnie wybrzmiewa smutna diagnoza społeczeństwa – to ludzie wyobcowani, zdystansowani, stwarzający pozory, dopasowujący się do wygodnych, znanych sobie wzorców zachowań. Każdy z nich budzi się z marzeń o szczęśliwym zakończeniu – znajdujemy się przecież w wesołym miasteczku, w którym co dzień odgrywane są ku uciesze gapiów „Śluby panieńskie”. Towarzyszy temu dźwięk przewijania taśmy, będący znakiem, że przedstawienie za moment zacznie się od nowa. Show must go on!

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne