Logo
Recenzje

Marzenia z odkurzacza

15.09.2025, 11:01 Wersja do druku

„Być jak Barbra S.” w reż. Mariusza Babickiego w Teatrze Muzycznym w Toruniu. Pisze Marek Zajdler na stronie NaszTeatr.

fot. mat. teatru

Na początku było rzucone mimochodem na korytarzu Akademii Muzycznej w Gdańsku „Chodź Karola, zrobimy coś. Co masz ochotę pośpiewać?”. Na zachętę maestro Ignacego Wiśniewskiego, lekko zdołowana Karolina Arczewska zaproponowała recital piosenek swej ukochanej Barbry Streisand. Ale że koncert okraszony być winien słowem mówionym zaprosili do współpracy Mariusza Babickiego. W jego ręku, czy raczej piórze, tekst rozrósł się do rozmiarów pełnoprawnego spektaklu, który odnalazł swe sceniczne miejsce w pięknych wnętrzach Teatru Muzycznego w Toruniu. 

„Być jak Barbra S.” jest opowieścią o marzeniach i wyboistej drodze do ich spełniania. O pragnieniach młodej Karoliny, która zafascynowana obrazami falujących włosów wokalistek w teledyskach MTV, kładła się na dywanie podczas odkurzania byle tylko poczuć podobny powiew sławy. Kurz i pył wylatujące z wysłużonego Zelmera stawały się zapowiedzią estrady unosząc drobinki splendoru. Karolina marzyła w swoim dziewczęcym pokoju odtworzonym z przymrużeniem oka przez Monikę Szumińską, obwieszonym winylowymi płytami, miłosnymi kolażami, gdzie poczesne miejsce zajmował wypasiony radiomagnetofon i śpiewająca zeń całym sercem Barbra Streisand. Moje skojarzenia powędrowały od razu do warszawskiej Rampy, gdzie podobną konstrukcję przyjął „Don’t Give Up” - recital Anny Mierzwy z utworami Kate Bush. Jakaż musiała być siła muzycznego kolorowego ekranu rozbłyskującego wśród szarych blokowisk, że jednakowo oddziaływała na wyobraźnię dziewcząt, czy to w Warszawie, czy w Rumii. W toruńskim spektaklu zmieniła się idolka, bohaterka, a i sceniczny rozmach przybrał na sile, ale to wciąż bliskie sobie historie z happy endem.

Karolina Arczewska z utworu na utwór staje się coraz bardziej widzialna, pewna siebie, głos przybiera na mocy, a oklaski wydłużają wykładniczo. Duża w tym zasługa fantastycznych tłumaczeń tekstów piosenek autorstwa Anny Nowak, która oddając sens i wrzucając swojskie akcenty przystosowała rodzimą artykulację do techniki wokalnej. „Kiedy jej wypukłości nie odstają zbyt od kości, to na sukces małe szanse ma” usłyszymy w „Jeśli panna nie jest śliczna”, nieco o Czechowie będzie w „Pannie Marmelstein”, a przejmujące „strzępy” w „Tak było nam” wciąż rozbrzmiewają mi w uszach. W pierwszej części recitalu Arczewska sentymentalnie wspomina dzieciństwo śpiewając „Znów dzieckiem być” i mruga do widza opisując próby rozwinięcia kariery w swingującym jazzowo „Kotku, do mnie wróć”. Przy tej okazji o świecie i jego otworach podywaguje co nieco Ignacy Wiśniewski, by za chwilę przejść do równie ekspresyjnego jazzowo „Muszę biec” i uspokoić wykonaniem „Chcę brać”. A tak, tytuły podaję w polskiej wersji kłaniając się tłumaczce i zachęcając do poszukania oryginałów z niemałego przecież repertuaru Barbry S.   

Pomiędzy utworami wybrzmiewają przezabawne i uroczo podane opowiastki o zbieżności Rumii z Brooklynem, o niewłaściwie zgrabnym nosie, drobnej zniżce w barze, ale i te poważniejsze – o miłości, samoakceptacji i nabraniu wiary we własne możliwości. Obok brylującego przy klawiaturze pianina Wiśniewskiego, na kontrabasie jazzowe tematy rozwija na scenie Adam Żuchowski, zaś Kacper Smolik nadaje rytm perkusją, wyraźnie dobrze bawiąc się aranżami. Swoim głosem Karolina Arczewska czaruje w kolejnych utworach: „Gdzie zapisano?”, żywiołowym „Nikt nie będzie mi na drodze stać” i miłośnie lirycznym „Właśnie tak się czuję z nim” z „Jentl”. Prawdziwy kunszt wokalny pokazuje na koniec śpiewając, wygenerowany przez akompaniujący jej chat GPT, ulubiony utwór Streisand „Ludzie”, słynne „Memory” z musicalu „Cats” w oryginalnym brzmieniu oraz na deser komiczny, ale i wymagający „Ja, największa z gwiazd”. A co było na bis, musicie już sprawdzić sami.

Marzenia się spełniają. O ile tylko bardzo tego pragniemy. Karolina Arczewska w kurzu i pyle wspomnień z dzieciństwa, wspomagana uwielbianymi piosenkami Barbry Streisand, odnalazła swą drogę na scenę. I choć jak sama powiedziała, kiedyś chciała być kimś innym niż Karoliną, dziś chce być już tylko sobą. Być może kluczem do sukcesu jest właśnie zaakceptowanie i polubienie samej siebie. Stanie się widzialną. A potem ruszenie z wiarą do przodu. W Teatrze Muzycznym w Toruniu trudno było jej nie zauważyć. I nie zachwycić się imponującym głosem.

Tytuł oryginalny

Marzenia z odkurzacza - "Być jak Barbra S." w Teatrze Muzycznym w Toruniu, recenzja

Źródło:

NaszTeatr

Link do źródła

Autor:

Marek Zajdler

Sprawdź także