EN

3.06.2022, 11:35 Wersja do druku

Maria Stuart

„Maria Stuart” Friedricha Schillera w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Nie mam chęci ani potrzeby by stawiać się w roli Katona i oceniać.

Zupełnie nie wiem, która z królowych miała rację i – nie o tym ani ten (wybitnie współczesny – jak się okazuje) tekst ani ten spektakl, dlatego ci, którzy tak głośno grzmią w sprawie jednej czy drugiej (z dam), niech najpierw sami rzucą kamieniem. Zresztą, jakiś zły chochlik jakoś mi podszeptuje, że to przedstawienie jest, owszem, o Elżbiecie i o Marii, ale w równej mierze o otaczających je mężczyznach, trochę tak, jakby królowe były lustrem, w którym odbijają się męskie twarze i nie zawsze w to lustro mogą spojrzeć bez jakiegoś wstydu czy nawet obrzydzenia. No, może z wyjątkiem hrabiego Talbota.

Aktorstwo w tym przedstawieniu stawia inne stołeczne sceny w sytuacji rzekłbym kłopotliwej. Niepodobna cośkolwiek tu już ulepszyć, czy przekroczyć jeszcze jakąś artystyczną granicę. Spotkanie obu władczyń (do której notabene nigdy nie doszło) jest po prostu majstersztykiem, o finale nawet nie wspominając, choć pomysł nań wydaje się prosty, to jednak trzeba być Danutą Stenką, żeby…  No właśnie, żeby TAK zagrać silną przecież kobietę, która najbardziej na świecie boi się nie spisku tej drugiej, czy rewolucji, ale – odrzucenia.

Mamy przejmującą rolę Wiktorii Gorodeckiej, która z zuchwałą pewnością zwaną Talentem,  bez cienia wahania prowadzi Marię między świadomością zbliżającego się szafotu a - tak wielką chęcią życia (jabłko i papieros – kurczę, właśnie o to chodzi w teatrze…), a wyprowadzanie Marii na śmierć jest w swojej prostocie jedną z najmocniejszych scen, jakie widziałem w teatrze.

W cieniu obu władczyń, a może - jak ten chochlik podpowiada - wcale nie w cieniu – mamy mężczyzn, i opowieść o sile ich namiętności, o odpowiedzialności, patriotyzmie (sic), pasji, nienawiści i – o szaleństwie, szczególnie hrabiego Dudleya i Barona Cecila - to wspaniała rola Mateusza Rusina i – nomen omen – wręcz obłędna Przemysława Stippy.

Na TAKIE właśnie spektakle się czeka.

Tytuł oryginalny

MARIA STUART

Źródło:

www.rafalturow.ski
Link do źródła