- Czuję, że się rozwijam, że jestem aktorsko rozgrzany i gotowy na nowe wyzwania. A to jest dla mnie najważniejsze - z Marcinem Miodkiem, aktorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku, rozmawia Wiesław Kowalski.
Jak to było z Twoim transferem do Teatru Wybrzeże w Gdańsku? Czy to był Twój świadomy wybór, czy też dyrektor Adam Orzechowski jakoś szczególnie o Ciebie zabiegał? - To był mój absolutnie świadomy wybór - przyjeżdżałem na wakacje nad morze i zawsze wtedy do tego teatru przychodziłem. Co prawda dyrektor Orzechowski jest częstym gościem na festiwalu szkół aktorskich w Łodzi, ale akurat mojego dyplomu nie oglądał. Bezpośrednio po festiwalu otrzymałem propozycję z Teatru Jaracza w Łodzi i na początku nawet o tym angażu poważnie myślałem. Zresztą to jest najczęściej marzenie wszystkich absolwentów łódzkiej filmówki, by do tego teatru się dostać. Podobnie jak absolwenci krakowskiej szkoły myślą o pracy w Narodowym Starym Teatrze. Jednak po pewnym czasie zacząłem mieć wątpliwości - że to może przyszło mi zbyt łatwo, że będę musiał grać z moimi profesorami ze szkoły, co może być na początku wstydliwe i krępujące. Doszedłem