EN

19.12.2023, 16:06 Wersja do druku

Mam taką ciemność

„Żaba nie śmieszka” Michała Kaźmierczaka w reż. Agi Błaszczak w Olsztyńskim Teatrze Lalek. Pisze Anna Jazgarska, członkini Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. mat. teatru

Kojący głos Krystyny Czubówny opowiada o życiu w oceanicznych głębinach, a na ścianach teatralnej sali Olsztyńskiego Teatru Lalek falują półprzezroczyste kształty podwodnej fauny. Jest ciemno, ciasno, zewsząd otulają nas przytłumione, jakby odległe dźwięki. Oceaniczne dno. To tam ucieka główna i tytułowa bohaterka Żaby nie śmieszki, gdy chce pobyć sama ze swoim smutkiem.

Pierwsze fragmenty przedstawienia w reżyserii Agi Błaszczak dobitnie zaznaczają nadrzędny sposób istnienia bohaterki olsztyńskiej opowieści – osobność. W półmroku, na samym środku scenicznej przestrzeni widzimy przycupniętą Żabę (w tej roli Sylwia Wiensko ubrana w czytelną i efektowną konstrukcję miksującą kostium, maskę oraz teatralną lalkę), zastygłą w bezruchu i dojmująco pojedynczą. Po chwili za plecami Żaby, w głębi sceny, zaczynają przechadzać się inne stworzenia, wśród kształtów przedstawionych w konwencji teatru cieni rozpoznajemy toczącego kulkę żuka, klekoczącego bociana, skrzeczącą mewę. Tę różnogatunkową paradę łączy wyraźnie okazywana zielonej bohaterce niechęć: zwierzęta wyśmiewają ją w każdy możliwy sposób, „werbalnie” i za pomocą wykluczających gestów. Choreografia Eweliny Ciszewskiej połączona z niepokojącą muzyką Rafała Ryterskiego potęgują wrażenie osaczenia Żaby, która w kulminacyjnym momencie konfrontacji z pobratymcami decyduje się na gwałtowną ucieczkę. Zostawiając nas z przejmującą pewnością – osobność bohaterki jest wynikiem odrzucenia.

Finał tej dość krótkiej, jasnej w swoim przekazie sceny zachwyca reżyserską sprawnością. Sylwia Wiensko pozostaje na środku sceny, ale plastyczne, choreograficzne i muzyczne pomysły przenoszą jej bohaterkę w sam środek oceanicznej toni. Aktorskie ciało jest unoszone, otaczane zmieniającym się co rusz światłem. Żaba skacze w głąb oceanu, dociera na samo jego dno i powraca na powierzchnię wody. Oglądamy ją w zmieniającym się kalejdoskopowo krajobrazie: w najgłębszym oceanicznym mroku, gdzie otoczona punktowym światłem fosforyzującej zieleni wiruje wśród ciemności; w warstwach oceanu najbliższych słońcu, gdzie płynie otoczona łamanymi przez wodę promieniami światła. W końcu zasiada na powierzchni wody, którą znaczy tu świetlisty okrąg, i z wyraźną ulgą wita się z Niebkiem, jak z czułością nazywa błękit rozpościerający się nad swoją zieloną głową.

O reprezentowanej przez Żabę osobności, wynikającej z odrzucenia przez środowisko i popychającej do ucieczki, słuchamy w teatrze dla najmłodszych – na szczęście! – przynajmniej od dekady. Część z tych historii ufundowana jest na uniwersalnym scenariuszu znalezienia nowego domu, a w nim bezpiecznej relacji, zrozumienia i akceptacji. Pierwsze fragmenty sztuki Michała Kaźmierczaka, powstałej w ramach Pracowni Dramatu Olsztyńskiego Teatru Lalek, wskazują, że w przypadku opowieści o samotnym płazie możemy się spodziewać takiego właśnie obrotu spraw (i scen). Jak to się mówi – nic bardziej mylnego. Ta znajoma z pozoru historia okazuje się bowiem wieloznaczną, ambiwalentną opowieścią o (współ)byciu, z innymi, ale przede wszystkim z samą/samym sobą. I o ciemności, która potrafi mieć, niczym najgłębsze oceaniczne zakamarki, wiele odcieni.

Spokój Żaby medytującej na powierzchni oceanu nie trwa długo. Przerywa ją, dość brutalnie, atak świecącej macki. To Meduza, której Aga Błaszczak dała kształt wieloformatowej lalki, animowanej, jak zresztą wszystkie pozostałe postaci przedstawienia, przez ubrany na czarno, niewidoczny właściwie zespół aktorski – Monikę Gryc, Agnieszkę Harasimowicz, Jakuba Ignasiaka, Mateusza Mikosza, Marcina Młynarczyka, Jagnę Polakowską i Karolinę Sadowską. Rozzłoszczona niezrozumiałym atakiem Żaba płoszy potężnego stwora, ale w przeciwieństwie do Konika Morskiego, który pojawił się tu przypadkiem i również doświadczył agresji ze strony Meduzy, próbuje czytać całe zdarzenie nie z perspektywy swojej krzywdy, ale cudzej trudności. Ta intuicja okazuje się iść w słusznym kierunku, ponieważ już za chwilę Żaba i Meduza zaczynają budować relację. Trudną, niecodzienną, z przejmującym i nietypowym dla dziecięcego teatru finałem.

Inscenizacja Agi Błaszczak oparta jest na wykorzystaniu dużych form lalkowych, łatwych do identyfikacji, przyciągających uwagę swoją plastyką, ale wolnych od infantylizującej „kreskówkowatości”: postacie mają macki, wyłupiaste oczy i wielkie, dość przerażające zęby. Znakomicie animuje te stworzenia aktorski zespół, który z wielką wprawą opowiada obłość, zwinność i szybkość oceanicznych istot. Ocean Agi Błaszczak jest miejscem zagadkowym, pełnym pułapek i niespodziewanych spotkań. Jest na ogół ciemny i dość pusty, ale zarazem dzięki wizualizacjom sprawia wrażenie przestrzeni pulsującej nieustannym, choć często trudnym do jednoznacznej identyfikacji ruchem. To bardzo ciekawe wrażenie, osobności, chwilami o wymiarze totalnym, połączonej ze świadomością bycia częścią potężnej, bezkresnej i niemożliwej do poznania całości, buduje również znakomita warstwa muzyczna Rafała Ryterskiego. Czasem zbudowana z pojedynczych, monotonnych dźwięków, w innych zaś fragmentach impulsywna i eklektyczna. Ten oceaniczny kosmos pomyślany został na długość szkolnej lekcji i przez cały ten czas z powodzeniem przyciąga uwagę (nie tylko) najmłodszych.

W sztuce Michała Kaźmierczaka nie znajdziemy prostych opozycji, jednoznacznych relacji, definicji ułatwiających nawigowanie sobą w świecie. Nie znajdziemy w niej przede wszystkim „dydaktyzującego” oceniania. Żaba już na samym początku wyraźnie deklaruje niezgodę na posługiwanie się stereotypami. Nie jest i nie chce być „śmieszką”, odważnie sprzeciwiając się stawianym oczekiwaniom. Wybiera bycie w zgodzie z samą sobą, bycie „przy sobie”, płacąc gorzką cenę odrzucenia przez swoje naturalne środowisko. Ten indywidualizm Żaby, co najważniejsze, nie ma charakteru zamykającej na świat skrajności, czego najlepszym dowodem jest relacja bohaterki z Meduzą. U Kaźmierczaka to milczące, olbrzymie stworzenie stanowi rodzaj komunikacyjnego symbolu – jest wcieleniem zasobów językowych, które bywają nie tylko nierozumiane, ale i bolesne. Żaba przyjmuje Meduzę ze szczerą otwartością. Nie tylko zresztą ją. Ale co istotne – akceptacja różnorodności nie łączy się tu z przymusem współbycia. Zielona bohaterka spotyka na swoje wodnej drodze postacie, z którymi wyraźnie nie znajduje wspólnego języka, jak Kryl i jego rozgadana banda czy wspomniany już Konik Morski. Idzie więc dalej, gdzie indziej. Ocean jest w Michała Kaźmierczaka potężny, każdy może odnaleźć w nim swoje własne miejsce, bezpieczne i wygodne.

Jedną z najciekawszych postaci w całej historii jest Melanocetus. Okrągła ryba z wyłupiastymi oczami, wielkimi i ostrymi zębami, z „latarką” wyrastającą z czubka głowy. Melanocetus w olsztyńskim przedstawieniu ma straszący wygląd i łagodne, nieco lękowe usposobienie. Fragment, w którym okrągły bohater zabiera Żabę i Meduzę na spacer po swoich „ciemnościach” (czyli najczarniejszych kątach oceanicznego dna) jest w swej istocie poruszającą metaforą samotności, którą przedstawia się tutaj nie jako jeden rodzaj bycia, stan, ale jako całe spektrum. „Mam taką ciemność” – szepcze Melanocetus. „O, a ta ciemność jest moja ulubiona!” – wykrzykuje o innym zakamarku swojego świata. Samotność bywa bolesna, ale bywa też potrzebna i kojąca. Istotne, zauważa Żaba, aby się w niej nie zatracić, nie traktować jako jedynego rozwiązania. „Chodzi o to, że nie musisz wcale ciągle tutaj być – w tej swojej ciemności” – mówi Żaba, która zna wygodę samotności, ale zarazem podejmuje trud bycia z innymi. To zaś współbycie bywa, jak wszystko inne w tym świecie, skomplikowane. Żaba nie śmieszka mówi wyraźnie, że nie każda relacja, nie każdy związek jest „na zawsze”. Aga Błaszczak w swojej inscenizacji tekstu Kaźmierczaka złagodziła nieco poruszający finał opowieści, któremu blisko zresztą do tradycji klasycznych baśni literackich Andersena, ale ten gest nie zatarł głównej intencji opowiedzenia o naturalności rozstania, końca.

Żaba nie śmieszka Olsztyńskiego Teatru Lalek, sztuka Michała Kaźmierczaka w reżyserii Agi Błaszczak, to jedno z najciekawszych ostatnio przedstawień dla najmłodszych. Kameralna, ale zarazem zamaszysta w swojej (swoiście filmowej) formie opowieść jest kilkuwątkową historią o różnych wymiarach bycia w świecie. Cenię tę teatralną narrację za jej wyważenie i odwagę w mówieniu o sprawach trudnych, także bolesnych. Cenię ją za jej język – efektowny (ale nieprzekombinowany) na poziomie formy i plastyki, życzliwy, ale nierozmywający trudnych tematów w obszarze znaczeń. Cenię Żabę nie śmieszkę za dyskretny humor, niezaśmiewający skomplikowania i niewygody świata, ale budujący zdrowy dystans, przekonujący do odpuszczania tam, gdzie opór może nie mieć żadnego sensu. Wreszcie – lubię to przedstawienie za oryginalny i poruszający pomysł, który ujawnia się w ostatnich minutach i stanowi „plot twist”, którego filozoficznej siły pozazdrościć może Żabie nie śmieszce niejeden teatralny hit ostatnich miesięcy.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne