Po siedmiu latach dyrektorowania Michał Tramer podniósł Państwowy Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku na nowy poziom organizacyjny. Artystycznie dzieje się wiele dobrego już od początku jego dowodzenia, o czym dowiadujemy się na bieżąco, ale rok 2022 jest bardzo wyraźną cezurą. Po latach starań udało się zorganizować autorski festiwal, a jubileusz 75-lecia został okraszony monografią teatru, która jest nie tylko wspaniałą pamiątką, ale zapisem zaskakująco ciekawej historii tej jedynej sceny dla dzieci na Pomorzu Środkowym.
Festiwal Plastyki Teatrów Lalki i Formy Słupsk-Ustka 2022
Od 18 do 23 września w Słupsku i Ustce odbywał się konkursowy, międzynarodowy festiwal, na który wpłynęło 70 zgłoszeń z Polski, Niemiec, Czech i Słowacji. Wybrano 12 propozycji, pokazano ostatecznie 11, bo w ostatniej chwili z powodów covidowych wypadł spektakl z Bratysławy. Zwyciężył monodram „Beton” Teatru Miniatura (nasza recenzja tutaj), który zdobył dwie z trzech najważniejszych nagród: dla reżysera i scenarzysty Michała Derlatki oraz aktora Wojciecha Stachury. Nagrody i wyróżnienia miały wymiar finansowy (od 500 do 2 000 zł z puli 10 100 zł) oraz rzeczowy (Stolemy i statuetka Klubu Młodych Dziennikarzy „Szpila”), uhonorowano osiem z jedenastu spektakli.
Festiwal zamknęły pokazy dodatkowe: drugi, pozakonkursowy pokaz „Taty” Teatru Lalek Arlekin z Łodzi i najnowsza (szkoda, że nie w konkursie) propozycja gospodarzy „NIEbo i dłoNIE”. Oba filozoficzne, oba dobrze zagrane. W obu też aktorzy grali na bosaka, ale nie był to wymóg festiwalowy (uśmiech). Poszukiwacz treści aktualnych mógł dostrzec także bardzo progresywne elementy w obu przebiegach. „Tata” zawierał delikatną sugestię nt. związków partnerskich (dwóch ojców, trzech mężczyzn animujących lalkę ojca), natomiast sztuka wg Carstena Brandaua mogłaby być uznaną za pierwszą… niebinarną w polskim teatrze, a na pewno w teatrze dla dzieci (kwalifikacja 4+) nie tylko ze względu na konsekwentne używanie form czasownikowych z zakończeniem -om. Oba spektakle są bardziej „gadane” niż „wydarzeniowe”, refleksyjne, otwierające wyobraźnię, zapraszające do spojrzenia na problemy z punktu widzenia dziecka. „Tata” to taki dziecięcy Wharton (uśmiech), „NIEbo i dłoNIE” mówią „miękko” o pierwszych wyborach i lęku oraz o szukaniu tożsamości. Zdecydowanie warto wpaść do Słupska i wejść w świat przedstawiony lekko i swobodnie przez parę Joanna Stoike-Stempkowska i Mikołaj Prynkiewicz, dzięki którym nostalgicznie i refleksyjnie wrócimy do dzieciństwa, czyli czasu niepowtarzalnej naiwności i nieuświadomionych traum.
Na filmie: Werdykt Jury i zamknięcie festiwalu
Festiwalowi towarzyszyły wystawy (m.in. scenografii i Tęczowych lalek), był też bankiet, na którym gospodarz dyrektor częstował winem, calvadosem i śliwowicą własnej produkcji. Budżet festu to ok. 250 tys. zł, na które złożyło się ministerstwo, samorządy (miasto Słupsk, Ustka, gmina Słupsk) i lokalny biznes.
Monografia
W przedostatnim dniu festiwalu w kultowej, po prostu najciekawszej, miejscówce słupskiej, czyli Cepelinie, odbyła się promocja jubileuszowej monografii pt. „Tęcza – mały wielki teatr”. Wydana na 75-lecie (z lekkim poślizgiem, bo teatr powstał w 1946 r.) jest nie tylko zbiorem najważniejszych informacji, ale zawiera także krytyczne opracowania najważniejszych tematów, wśród autorów tuzy praktyki i krytyki teatralnej oraz humanistyki (m.in. Marek Waszkiel, Daniel Kalinowski, Lucyna Kozień, Marzenna Wiśniewska). Za całość tej starannie opracowanej i wydanej książki odpowiedzialny jest Karol Suszczyński. Z kart monografii dowiemy się m.in., że „1 września 1946 r. E. i T. postanawiają założyć w Tuchomiu [(pow. bytowski, woj. szczecińskie) – dzisiaj pomorskie, przyp. red.]. (…) Prywatne przedsięwzięcie Czaplińskich zostaje zarejestrowane jako Objazdowy Teatr Marionetek”. 26 grudnia 1946 r. wystawiono prapremierę „Szopki polskiej” L. Szczepańskiego i właśnie prapremierowość wyróżnia Tęczę szczególnie. Teatr jeździł po regionie przez 20 lat i w 1966 r. dostał stałą siedzibę w Słupsku, a tak naprawdę to w roku 1970, bo cztery lata trwał remont. Warto wejść w posiadanie monografii, a jeśli miałbym się czepiać czegokolwiek, to tylko uporządkowania i „uprzyjaźnienia” kroniki (np. ponumerowanie premier). Warto także obejrzeć lub chociaż odsłuchać zapis spotkania promocyjnego, które spokojnie prowadziła Magdalena Mijewska a wypowiedzi uczestników były rzeczowe i potrzebne.
Didaskalia
Marta Makuch, I Zastępczyni prezydentki Słupska, nie tylko sprezentowała teatrowi ekspress do kawy, ale obiecała festiwalowe spotkanie za rok i poinformowała o rozmowach z ministerstwem o współfinansowaniu przez państwo Tęczy. Cieszy niezwykle aktywność młodzieży skupionej w Klubie Młodych Dziennikarzy „Szpila”, który przyznał swoją Nagrodę Zachwytu Młodych Serc. Ogólnie było sympatycznie i bez napinki, jak to często w Słupsku bywa. To było święto Tęczy, Słupska i społeczności lalkarskiej.
Na filmie: Michał Tramer o festiwalu
Na co jeszcze stać Tramera i Tęczę?
Trzeba kuć czerwone, póki gorące, jak mawiał klasyk i wykorzystać sprzyjające okoliczności. Michał Tramer ma cechy osobowościowe, które pozwalają mu tworzyć sytuacje wspólnotowe a i sam działa na rzecz innych (np. założenie i prowadzenie grupy Lalkarstwo w Polsce). Mając jeden z najskromniejszych budżetów w Polsce, kombinuje niczym Houdini, by spiąć finanse i realizować ambitne plany. Tramerowi nie brakuje pomysłów, którymi zaraża swój zespół i władze różnych szczebli. Już w przyszłym roku zostanie otwarte Muzeum Lalkarstwa (istnieje już Wirtualne Muzeum Lalkarstwa). Mam nadzieję, że po chwilowym kryzysie dwa lata temu, gdy ogłosił rezygnację z dalszego prowadzenia teatru z powodu wypalenia, kapitan Tęczy odżył i udowodni, że ma jeszcze wiele do zrobienia w Słupsku.