„Pignion i urząd skarbowy” Francisa Vebera w reż. Tadeusza Łomnickiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr nie zawsze musi (i w sumie nie powinien!) być wysublimowaną, zawiłą intelektualnie strukturą, pobudzającą widza do refleksji nad życiem i światem. Często zapominamy o tym, że jedną z jego funkcji jest po prostu czysta rozrywka. I właśnie z takim uczciwym wobec widza podejściem mamy do czynienia w krakowskim Teatrze Ludowym, gdzie swoją premierę miał Pignon i urząd skarbowy.
Sceniczne farsy, lekkie komedie muszą bazować na doskonałym aktorstwie. Ponieważ postacie w tego typu fabułach są napisane bardzo schematycznie, cała sztuka w tym, by tchnąć w swoją postać życie, nadać jej wyjątkowego charakteru i wyrazistości. W spektaklu reżyserowanym przez Tadeusza Łomnickiego ten aspekt ma się bardzo dobrze. Cała obsada, mówiąc wprost, „daje radę”. Historia Pignona (Paweł Kumięga), Francuza na zasiłku, który wpada na dość kuriozalny pomysł donosu na samego siebie do urzędu skarbowego, z każdą kolejną sceną zabiera widzów w odmęty absurdalnego humoru i sytuacyjnych gagów.
Wokół głównego bohatera krążą Marco (Karol Polak), Christine (Roksana Lewak) i Marie (Katarzyna Tlałka). Oczywiście, że wszyscy bawią się stereotypami na temat typów ludzi, jakich grają. Marco jest bankierem-cwaniaczkiem, kolegą Pigniona ze szkoły, który myśli jedynie o wykorzystaniu go do własnych celów. Christine, dekoratorka wnętrz, które możemy cały czas „podziwiać” z widowni, wszak cały spektakl rozgrywa się w jednym mieszkaniu i jest żywą satyrą na elitarystyczny snobizm klasy wyższej, której można wcisnąć wszystko, byleby miało odpowiednią etykietkę. Marie – była żona Piniona to z kolei bohaterka dowcipów z brodą o niewiernych i wrednych żonach. Prawdziwą przeciwwagą dla głównego bohatera jest z kolei inspektor skarbowy Cheval (Jan Nosal). To bardziej złożona postać, o niejednoznacznym stosunku do głównego bohatera, pomagająca mu rozpocząć operację o kryptonimie „udawany milioner” i razem z nim ponosząca wszystkie tego konsekwencje.
Scenografia w tego typu spektaklach z reguły opiera się na zasadzie: im więcej drzwi tym lepiej. Im więcej możliwości wchodzenia, wychodzenia i trzaskania, tym żywiej i śmieszniej. I choć to absurdalne, to faktycznie działa! Na szczególną uwagę w tej materii zasługują różnego rodzaju „dzieła” sztuki współczesnej, które co rusz Christine sprowadza do mieszkania, gdzie toczy się cała akcja. Muzyka – przypomina jingiel rodem z Wielkiej Gry (RIP Stanisława Ryster). Uroczy, ale nudzi się po drugim zapętleniu.
Jak to bywa w historiach miłosnych, uczucie przychodzi znienacka (tu akurat z mieszkania piętro wyżej). Olga (Dorota Goljasz) od pierwszych chwil, od pierwszej wspólnej partyjki w scrabble, czuje fluidy łączące ją z Pinionem. Jak to się dalej toczy i kończy nie można pisać, bo nie ma nic gorszego od spoilera w komedii. Dość dodać, że wisienką na torcie jest Kajetan Wolniewicz jako ekscentryczny miliarder Jonville.
Zwariowana historia na deskach Ludowego to zabawne, niezobowiązujące dwie godziny z teatrem i utalentowanymi aktorami, dającymi prostej farsie nieco głębszego wymiaru. Co wydaje mi się najważniejsze – twórcy podeszli do sprawy bardzo serio i to widać, bo „Pignion” to dobrze naoliwiona maszynka, która zapewne stanie się hitem tego sezonu w budynku na osiedlu Teatralnym.