Logo
Recenzje

Love is in the air

18.06.2025, 16:57 Wersja do druku

„Amoria” Miłosza Mieszkalskiego w reż. Klaudii Gębskiej w Teatrze Barakah w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Maura Jaga Zabłocka

Gdyby w Barakah był radiowęzeł, przed i po premierze Amorii w eterze unosiłby się największy przebój Johna Paula Younga z 1978 roku. W gąszczu ciężkich, trudnych i mrocznych spektakli, serwowanych ostatnio na krakowskich scenach, przy Paulińskiej pojawiło się mieniące się wszystkimi kolorami tęczy światełko. Klaudia Gębska (reżyseria i scenografia) zaprasza widzów do świata, w którym miłość niejedno ma imię.

Nie ma premiery w dawnej mykwie bez filmowych inspiracji. Tym razem zarzewiem przedstawienia stał się film Najgorszy człowiek na świecie, będący częścią „Trylogii z Oslo”. Norweska opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i odnajdywaniu celu w życiu staje się punktem wyjścia do przetworzenia kinowej historii na grunt niestandardowych relacji międzyludzkich. Mowa o poliamorii, czyli — jak podaje The Wiley Blackwell Encyclopedia of Gender and Sexuality Studies — „wielomiłości” rozumianej jako pragnienie posiadania wielu romantycznych związków jednocześnie, z pełną wiedzą wszystkich zaangażowanych osób.

Twórcy spektaklu bawią się konwencją teatru w teatrze, burzeniem „czwartej ściany” oraz samą ideą przedstawienia jako struktury, która musi mieć zwartą formę i odpowiednią treść. W Amorii bohaterowie na bieżąco odgrywają postaci znane z filmu, zastanawiają się, jak je ugryźć, szukają odpowiednich rozwiązań i zadań aktorskich. Dlaczego tak się dzieje? Bo jak u Hitchcocka — najpierw jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie jedynie wzrasta.

Gdy Julie (Zuzanna Woźniak) wyznaje Akslowi (Michał Nowicki), że jest jeszcze ktoś trzeci, początkowo prowadzi to do typowego w takich sytuacjach kryzysu. Jednak w dalszej perspektywie nie chodzi o rozstanie i budowanie czegoś nowego, lecz o rozbudowanie tego, co już istnieje. Słowem — tym, z czym mierzy się para, jest próba zaakceptowania poliamorycznego ménage à trois, w którym Julie będzie miała przyzwolenie na widywanie się z Eivindem (Jakub Żółtaszek). Przed podobnym wyzwaniem co Aksel staje Sunniva (Monika Kufel) — partnerka Eivinda.

Splątane relacje całej czwórki stają się przyczynkiem do dyskusji o współczesnych związkach, o tym, gdzie stawiamy sobie i innym granice, oraz czy dla miłości (bądź ze strachu przed stratą) jesteśmy w stanie częściowo „wyrzec się” siebie dla szczęścia ukochanej osoby. Lekka, momentami komediowa konwencja spektaklu służy oswajaniu tematu, może bardzo niszowego, ale poruszającego emocjonalne struny, które odzywają się w wielu z nas. Różnica między tradycyjnym związkiem a poliamorycznym polega jedynie na tym, jak zareagujemy na owe bodźce.

To naprawdę ciekawie zrealizowany spektakl. Kiedy ma być zabawnie — jest zabawnie. Kiedy ma być refleksyjnie — jest refleksyjnie. Do tego pozytywna energia, łącząca na scenie młodą krew z doświadczonymi aktorami i aktorkami. Zakończenie przedstawienia, którego nie warto zdradzać, sprawia, że Amoria może być paradoksalnie najbardziej konserwatywnym obyczajowo spektaklem w historii Teatru Barakah. Mówiąc ogólnie: co było pęknięte, złączyło się i umocniło. Miłość zwyciężyła. Nućmy zatem: Love is in the air, everywhere I look around / Love is in the air, every sight and every sound… i wracajmy do domu tanecznym krokiem.

Tytuł oryginalny

Love is in the air

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Piotr Gaszczyński

Data publikacji oryginału:

18.06.2025

Sprawdź także