Chórzystka była o włos od śmierci. Podczas próby w Teatrze Wielkim spadła z wysokości około sześciu metrów. Uderzyła głową o beton. Była w ciężkim stanie.
„To cud, że nie zginęła" – twierdzą świadkowie. W sprawie wypadku wystąpiła do Sądu Okręgowego w Łodzi, w którym domaga się odszkodowania i zadośćuczynienia. Chodzi o 31-letnią artystkę chóru Agatę Szmuk (zgodziła się na publikację nazwiska i wizerunku) i wypadek wieczorem 22 marca 2023 roku, kiedy odbywała się próba przed spektaklem „Raj utracony" Krzysztofa Pendereckiego. Chórzyści byli na specjalnej, ruchomej platformie, z której – po opuszczeniu –mieli wejść na scenę. W drodze na zapleczu chórzystka wpadła w szczelinę między platformą a klatką schodową.
Krok od zmiażdżenia
– Doznałam pęknięcia czaszki i na chwilę straciłam przytomność. Leżałam na betonowo-drewnianym podłożu. Najgorsze było to, że platforma opuszczała się i mogłam zostać zmiażdżona. Na szczęście nie doszło do tego. Trafiłam do szpitala. Do dzisiaj odczuwam bóle głowy i pleców – mówi Agata Szmuk. W sprawie wypadku nie doszło do porozumienia między nią a teatrem. Dlatego chórzystka skierowała sprawę do sądu. Jej pełnomocnikiem jest adwokat Szymon Byczko, który poinformował nas, że domagają się od teatru 100 tys. zł zadośćuczynienia i 12 tys. zł odszkodowania. Pełnomocnikiem Teatru Wielkiego jest radca prawny Katarzyna Szymura-Strumiłło, która jednak odmówiła wypowiedzi w tej sprawie.
Blokada maszynerii i akcja ratunkowa
Podczas rozprawy w piątek 14 listopada jako świadek zeznawał 63-letni artysta chóru Andrzej S. Z jego relacji wynikało, że feralnego wieczoru artyści na ruchomej platformie zjechali piętro niżej, po czym dwoma bocznymi korytarzami i schodami zamierzali dostać się na scenę. I wtedy na zapleczu, gdzie panował półmrok, doszło do dramatycznych wydarzeń. Nagle Andrzej S. odniósł wrażenie, że jedna z artystek zniknęła. Jego kolega wyjął telefon z latarką i zaświecił w czeluść. Widok leżącej w dole pani Agaty ich przeraził. Tym bardziej, że gdyby platforma została spuszczona, to chórzystka zostałaby zmiażdżona. Dlatego Andrzej S. krzyknął, że jest wypadek i żeby zablokować maszynerię do opuszczania i podnoszenia platformy, po czym – jak stwierdził świadek - ruszyła akcja ratunkowa. Kolejna rozprawa odbędzie się w lutym 2026 roku.