W-[arsza]wa, 16 XII [19]69
Drogi Panie Dyrektorze!
Proszę mi wybaczyć tak długie milczenie, ale dopiero teraz „odrobiłem się” z pierwszej nawałnicy obowiązków. Dwie premiery (Hadrian [1] i Nasze miasto [2]) i bezustanne wyjazdy do Leningradu i Berlina. Jedyny skutek tych wyskoków, to zupełny brak pieniędzy, co, jak wiadomo, nie jest niczym nowym, oraz zatracenie się w kompletnej bezmyślności, co jest o tyle niebezpieczne, że daje pozory spokoju. Tak więc nic się nie dzieje. Nie potrafiłbym dodać wiele nowego do tego, o czym Pan wie i co Pan zostawił wyjeżdżając. Najbardziej zaś paradoksalne w tym jest to, że właśnie teraz jestem skazany na teatr, w stopniu i nasileniu już dawno u mnie niebywałym. I jeszcze raz zrozumiałem, jaka to może być katorga, jeśli nic nie chce się przez to powiedzieć.
Co zamierzam? Może wyda się to Panu zabawne, ale chciałbym, żeby mnie Pan właściwie zrozumiał. Czekać na Pana. Po prostu czekać na Pana. Wprawdzie 25go listopada [3] minęły już 2 lata tego oczekiwania, ale jest ono niezbędne, tak jak niezbędne jest posiadanie nadziei. Zastanawiałem się, czy ten stan psychiczny, a może duchowy, jest, pomijając już wszystko inne, higieniczny. To znaczy czy kryje w sobie jakąś sprawdzalną, materialną korzyść poza tym, że jest męczący i niebezpieczny. I doszedłem do wniosku, że tak. Bo pomijając już ogólnie znaną potrzebę hodowania w sobie modelu sytuacji idealnych, daje mnie, osobiście, możność właściwej selekcji wydarzeń, ich znaczenia, ważności, przydatności i w związku z tym, uczy prawidłowego wyboru postępowania, swoistej dyscypliny moralnej. Może zresztą starzeję się, bo do niedawna grzeszyłem głównie lekkomyślnością, nie zdawałem sobie sprawy z tego, co może się wydarzyć w związku z takim czy innym moim postępowaniem, ale nie ulega wątpliwości, że to nasze, jeśli mogę się tak wyrazić, wspólne wstrząśnienie sprzed dwóch lat, kazało mi jakby przystanąć i zastanowić się. Jak więc Pan widzi, ta moja tęsknota do Pana powrotu, całkowitego powrotu, kryje w sobie odrobinę perfidnego egoizmu, bo poza wszystkim, jest tęsknotą do cudownej, lekkomyślnej beztroski.
Zaś z wydarzeń radosnych, które winny w najbliższym czasie nastąpić – to chyba święta Bożego Narodzenia. Lubię je strasznie i od dzieciństwa wiążę z nimi tajemnicze nadzieje na ujrzenie jakiejś prawdziwej cudowności. Nic tego mniemania we mnie nie zachwiało, począwszy od ojca, który wykrzykiwał: kurwa mać, kiedy wypadała mu z ręki bańka w czasie ubierania choinki – słyszałem to na własne uszy, przytknięty do szpary pod drzwiami zamkniętego przede mną pokoju – a skończywszy na pełnej niewierze mojej dwuletniej córki w Świętego Mikołaja i różne inne duchy. Mam głęboko ukryte przekonanie, że jeśli nie drzewka wigilijne, to na pewno podarunki, przynoszą prawdziwe aniołki. Więc w tym dniu wigilijnym chciałbym, aby Pana nawiedziła radość i żeby Pan dostał dużo, dużo podarków.
Kiedy zaś ja, w analogicznej sytuacji, znajdę odrobinę czasu, aby pomyśleć o Panu, chciałbym, aby w tym samym ułamku sekundy i Pan zechciał pobyć tu, z nami.
Każda wiadomość od Pana będzie dla mnie przeżyciem.
Proszę przyjąć najserdeczniejsze pozdrowienia i uściski
Gustaw Holoubek
[na górze dopisek Kazimierza Dejmka:] HOLOUBEK otrzym. 3.I.70 / odp. 30.I.70.
Przypisy:
[1] Peter Luke Hadrian VII, reż. Jan Bratkowski, prem. 29 listopada 1969 w Teatrze Dramatycznym. Gustaw Holoubek grał rolę Fr. Williama Rolfe’a.
[2] Thornton Wilder Nasze miasto, reż. Jerzy Gruza, prem. 8 grudnia 1969 w Teatrze Telewizji. Gustaw Holoubek grał rolę Narratora.
[3] Chodzi o rocznicę premiery Dziadów w reż. Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym.