Znamy się już jakąś dekadę. Studiowaliśmy razem w Akademii Teatralnej, Ty dwa lata niżej, wraz z kilkoma naszymi bliższymi bądź dalszymi koleżankami i kolegami. Zacne grono profesorskie uczyło nas prócz wiedzy czegoś jeszcze, szalenie ważniejszego: by być przyzwoitym, by szanować ludzi, by w tym maleńkim środowisku teatralnym uważać przed podjęciem ważnych decyzji - pisze Bartłomiej Miernik.
Pamiętam, że nie należałeś do ostrych zawodników, do hejterów, nie podążałeś również trasami znaczonymi nowościami w teatrze. Raczej zachowawczo obserwowałeś, z pewnym dystansem, co bardzo w Tobie ceniłem. Potem, gdy kilka lat później osiadłeś w Białymstoku, zamawiałem u Ciebie teksty dla miesięcznika "Teatr". Wczoraj, kiedy dowiedziałem się, że przyjąłeś tę ofertę od ministra Piotra Glińskiego, pomyślałem, ze zaraz odezwą się "postępowcy" i będą walić w Ciebie jak w bęben. Tak też się stało. Głosów rozsądku jak na lekarstwo. Współczuję. Też, jak przecież dobrze wiesz, obrywałem od tego środowiska, w kilku miejscach w kraju jestem persona non grata, mimo, paradoksalnie zbieżnych poglądów na świat. Bo dzisiaj głośno tupią nogą pseudoautorytety nowego teatru, dekadę temu palący znicze pod teatrem zarządzanym przez Holoubka, obecnie na dyrektorskich posadach, próbujący niby głosem rozsądku wymierzać kto jest dobry,