„Szelmostwa Lisa Witalisa” Jana Brzechwy w reż. Piotra-Bogusława Jędrzejczaka w Teatrze Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Choć Jan Brzechwa napisał Szelmostwa Lisa Witalisa ponad siedemdziesiąt lat temu, jego bajka – pełna rymowanej przebiegłości, politycznych aluzji i pedagogicznej złośliwości – wciąż prowokuje do reinterpretacji. Pokazał to chociażby Baj Pomorski w Toruniu, gdzie Lis stał się medialnym tricksterem epoki influencerów. Niestety, jubileuszowa inscenizacja Piotra-Bogusława Jędrzejczaka w Kieleckim „Kubusiu”, mimo kilku udanych rozwiązań, pozostaje w teatralnej strefie komfortu – bliżej familijnego disco polo niż klasyki żywo rezonującej z dzisiejszymi odbiorcami.
Spektakl, choć zrealizowany z okazji 70-lecia teatru i wpisany w prestiżowy konkurs „Klasyka Żywa”, sprawia wrażenie estetycznego kompromisu – między ambicją a konwencją, między próbą unowocześnienia formy a obawą przed utratą rozrywkowego charakteru. Rzeczywiście, jak zapowiadał reżyser, każda część spektaklu ma nieco inną stylistykę – jednak nie prowadzi to do dramaturgicznego napięcia, lecz raczej do rozproszenia uwagi.
Centralnym punktem przedstawienia pozostaje tytułowy bohater – Lis Witalis, grany przez Patryka Sztęborowskiego. Aktor z zaangażowaniem próbuje zbudować postać sprytnego lisiego kombinatora i odnaleźć się w konwencji teatralnej groteski, jednak jego gra pozbawiona jest wyraźnego rytmu i lekkości. Szczególnie zauważalne staje się to w warstwie wokalnej, gdzie brak swobody i pewności odbiera postaci niezbędną charyzmę. W spektaklu, w którym muzyka pełni istotną funkcję dramaturgiczną, niedostatki wokalne znacząco osłabiają siłę oddziaływania głównego bohatera – postaci, która powinna uwodzić słowem, dźwiękiem i gestem.
Na tle pozostałych elementów zdecydowanie wyróżnia się scenografia Małgorzaty Gałaś-Prokopf. Przemyślana i funkcjonalna, oparta na prostych, ale sugestywnych rozwiązaniach, buduje elastyczną przestrzeń narracyjną – uniwersalną, ale nie pozbawioną charakteru. To ona daje aktorom oparcie tam, gdzie inscenizacja gubi tempo, a muzyczna warstwa spektaklu nie spełnia pokładanych w niej nadziei.
W przedstawieniu nie zostaje też wykorzystany potencjał politycznej satyry. Choć tekst Brzechwy wyraźnie odnosi się do społecznych i politycznych mechanizmów manipulacji, inscenizacja Jędrzejczaka zadowala się powierzchownym potraktowaniem tematu. W przeciwieństwie do toruńskiej wersji, gdzie Lis staje się medialnym demagogiem, w Kielcach nie wykracza on poza archetyp bajkowego psotnika. Nawet scena wyborcza – która mogłaby stać się kulminacją spektaklu – zostaje rozegrana bez dramaturgicznego napięcia i bez czytelnego przesłania.
Mimo tych słabości, spektakl pozostaje przystępny dla młodszej widowni. Wyraźna narracja, rytmiczność tekstu Brzechwy i fizyczność aktorskiej gry sprawiają, że dzieci angażują się w opowieść. Pytanie tylko, czy to wystarczy w kontekście konkursu „Klasyka Żywa”, którego ambicją jest nie tylko przypominanie literatury, ale twórczy dialog z jej współczesnym potencjałem.
„Szelmostwa Lisa Witalisa” w Teatrze „Kubuś” to propozycja bezpieczna, poprawna, ale pozbawiona teatralnego pazura. Nie podważa utartych tropów, nie rozbija formy, nie prowokuje do myślenia. To Lis oswojony, nieprzemycający żadnego groźnego kłamstwa. A przecież – jak uczy Brzechwa – największe niebezpieczeństwo kryje się nie w tym, co krzyczy z estrady, ale w tym, co miękko i gładko wślizguje się pod skórę. Tego w kieleckim spektaklu zabrakło najbardziej.