„Ach, jeżeli przyjdę dać, tak okrutne, moje ostatnie pożegnanie” wg "Antygony" Sofoklesa w reż. Klaudii Hartung-Wójciak w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Nie wiem czy w niedzielę, kiedy oglądałam spektakl „Ach, jeżeli przyjdę dać, tak okrutne, moje ostatnie pożegnanie” w auli LO nr 1 w Bydgoszczy była choćby jedna osoba, rozumiejąca grecki tekst, którym zwróciła się do publiczności Emilia Piech, jako przewodniczka grupy turystów. Ale z pewnością każdy z widzów od pierwszej chwili dzięki melodii języka zanurzył się w atmosferze antyku, którą wzmagały potężne rzeźby, Venus z Milo i jednorożca. Z przekazu tłumaczki, w którą wciela się Małgorzata Witkowska, orientujemy się , że nie chodzi tu tylko o reanimowanie antyku, ale o polemikę także ze współczesnością. Bo jak świat światem ludzie głęboko przeżywają żałobę. Choć różne przybierała ona oblicza, rozmaicie jest wyrażana, niekiedy nawet reżyserowana, w niektórych znów sytuacjach, i to nie tylko w starożytności, zakazywana, człowiek zawsze odczuwa jej potrzebę. I nie dotyczy to tylko zmarłych ludzi, ale i bliskich każdemu z nas zwierząt.
Żałoba jest tematem wielu utworów literackich. Ale chyba takim najbardziej znanym na świecie dramatem z tego gatunku , jest „Antygona” Sofoklesa. I to ona właśnie stała się inspiracją dla Klaudii Hartung- Wójciak do stworzenia scenariusza „Ach, jeżeli przyjdę dać, tak okrutne, moje ostatnie pożegnanie”. To bardzo nowoczesna interpretacja utworu Sofoklesa, wzbogacona o fragmenty „Fenicjanek” Eurypidesa i współczesne spojrzenia krytyków i literaturoznawców. A także aktorów uczestniczących w tym specyficznym performatywnym wydarzeniu scenicznym. Choć z zachowaniem najistotniejszych elementów kompozycji dramatu antycznego.
Emilia Piech pełni chwilami funkcję chóru, akcja inscenizacji rozgrywa się tu i teraz. W naturalnym świetle zachodzącego słońca, w szkolnej auli, gdzie utworzono tymczasowe muzeum, a w nim wystawę rzeźb. W czasie trwania spektaklu postaci rozmawiają z eksponatami znajdującymi się na zaimprowizowanej scenie, ale też opowiadają o wielu rzeźbach zdobiących bydgoskie ulice, analizując dość dokładnie ich usytuowanie i ewentualne wędrówki pomników w przestrzeni miasta. Sporo tu prowokacyjnych, ekscentrycznych udziwnień, np. Marian Jaskólski mówiący kobiece teksty i bawiący się kilkumetrowym warkoczem, symbolem splecionej w jedność kobiecej siły.
Warstwa muzyczna i wokalna przydają emocjonalnego napięcia doznaniom postaci, podkreślają ich cierpienie i żal. Zachwycają urodą ponadczasowe, symboliczne, niekiedy z lekka nawiązujące do czasów Antygony kostiumy Hanki Podrazy.To bardzo oryginalny, poetycki spektakl.