„La serva padrona” Giovanniego Battisty Pergolesiego w reż. Jitki Stokalskiej w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
„La serva padrona” to całkiem smakowite muzycznie operowe intermedium, niewielkie dziełko dramatyczne o błahym libretcie, będące jednak zawsze dla realizatorów atrakcyjnym materiałem do zabawy formą i niewymuszonego dowcipu. Jitka Stokalska, inscenizując utwór Giovanniego Battisty Pergolesiego w Polskiej Operze Królewskiej i zachowując przy tym wszystkie cechy stylistyczne charakteryzujące tę muzyczną komedię, wystawioną po raz pierwszy w 1733 roku, postawiła głównie na dbałość scenicznej wyrazistości, wykonawczy wdzięk i humor. Duża w tym zasługa nie tylko odtwórców głównych ról, ale przede wszystkim zaangażowanych do roli Vespone trzech mimów, którzy aranżują nie tylko działania przestrzenne, ale i są żywymi uczestnikami intrygi przebiegłej i pełnej temperamentu Serpiny (Agnieszka Kozłowska), zaciekle pragnącej zmienić swój społeczno-cywilny status. Ruchome elementy scenografii pozwalają na szybkie zmiany narracyjnych planów, a dowcipne kostiumy pomagają aktorom w budowaniu postaci. Wszystko w tym trwającym około godziny przedstawieniu, dzięki sugestywnym rozwiązaniom scenicznym i dyskretnemu rysowaniu postaci, podkreśla widowiskowość i piękno stylu dominującego w I połowie XVIII wieku.
Jitka Stokalska, wypełniając całość ruchem (Alisa Makarenko wykazała się tu sporą dawką inwencji, angażując mimów do humorystycznych działań ekwilibrystyczno-tanecznych) i zabawą, stara się umiejętnie łączyć dość szybkie tempo następujących po sobie wydarzeń z pulsem muzycznym, nad którym uważnie i z dbałością o spójność czuwa prowadzący Zespół Instrumentów Dawnych Krzysztof Garstka. Przyjęta i konsekwentnie realizowana konwencja nieskomplikowanej rozrywki, momentami nawet nieco farsowej, zaczyna bardzo szybko wciągać publiczność, która próbuje odnaleźć się w tej nieco zawoalowanej grze uczuć, zdeterminowanej codziennością ludzkich przyzwyczajeń, słabości i aspiracji. Sławomir Jurczak w roli bogatego, starego kawalera udanie pokazuje rozterki swojego bohatera, wahającego się przed podjęciem decyzji poślubienia nie przebierającej w środkach młodej i na wszelkie sposoby eksponującej swoje wdzięki służącej, nawet nie specjalnie w swoich podstępnych gierkach ukrywającej tego, jak bardzo pragnie władzy i pieniędzy. Dottore Uberto w końcu, powodowany litością i bojaźnią o to, że przedstawiony mu kandydat na męża Serpiny, bohaterski kapitan Grom Bombardona, w którego wcielają się Rafał Karnicki, Jerzy Klonowski i Maciej Kraśniewski, nie będzie traktował z szacunkiem swojej żony, postanawia otworzyć swoje serce na uczucia ponętnej dziewczyny, którą piastował od dziecka.
Stokalska skroiła przedstawienie zgrabne, urokliwe i sympatyczne, z myślą przede wszystkim o dobrej zabawie, bez próby piętrzenia w nim jakichś feministycznych odniesień czy innego tego rodzaju ingrediencji, czego zresztą zupełnie nie ukrywa, bawiąc nas jedynie w dellartowski sposób opowieścią o tym, kto kogo skusi i za jaką cenę.