Moroz: W ostatnich tygodniach dotykamy w teatrze dosyć fundamentalnych spraw. Nie sposób łatwo się z nimi rozprawić, nie sposób pozostać na nie obojętnym. I teraz znowu tak jest. Będziemy rozmawiać o życiu w jego najbardziej fundamentalnych wymiarach.
Skrzydelski: I chyba obaj to właśnie w teatrze kochamy najbardziej. Zresztą nie ma w tym nic zaskakującego.
Moroz: Podobno z przedstawienia trzeba wyjść przynajmniej trochę odmienionym człowiekiem. Wówczas całe to zamieszanie ma sens.
Skrzydelski: Tu akurat zawiesiłeś poprzeczkę wysoko. Ale tak, to się zdarza. Myślę, że nawet dziś to się zdarza.
Moroz: Zauważyłem już wcześniej, że czekałeś na „Śmierć komiwojażera” z krakowskiego Teatru Ludowego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej.
Skrzydelski: Powód jest banalny, podstawowy. Lubię ten tekst, a raczej mam do niego sentyment. I sądzę, że wielu widzów go lubi, bo odnajdują w nim własne historie, chociaż zapewne w różnych konfiguracjach.