„Szczeliny istnienia” Jolanty Brach-Czainy w reż. Iwony Kempy w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Kluszczyński na swoim blogu.
Kiedy dzwoniło się do babci, zawsze powtarzała, że nie robi nic szczególnego, tak się tylko krząta po mieszkaniu, utyka, przeciera, gotuje… Mijały lata, ale jej zajęcia nie ulegały zmianie. Krzątanie, utykania, przecieranie, gotowanie. Za każdym razem, kiedy ją odwiedzałem była w ruchu, wciąż miała coś do zrobienia. Prawie nie odpoczywała. Krzątanie, utykania, przecieranie, gotowanie. Później nastąpiła zmiana. Pomiędzy codzienne zajęcia doszły niecodzienne opowieści o pracy na nocnej zmianie, spotkaniach z jej mamusią, ale rytm pozostawał ten sam. Krzątanie, utykania, przecieranie, gotowanie. Kiedy świat zaczął dla niej nabierać zupełnie innego kształtu, ci którzy dawno odeszli, stawali się jej codziennymi kompanami, zwyczajna krzątanina była jedynym punktem styku z tym, co tu i teraz. Krzątanie, utykania, przecieranie, gotowanie. Nie zapomnę nigdy tych ostatnich, ohydnych gołąbków z kaszą, tej niegdyś wspaniałej gospodyni. Krzątanie, utykania, przecieranie, gotowanie, ustało.
O egzystencji opartej na codziennych drobnych czynnościach opowiada spektakl „Szczeliny istnienia” w reżyserii Iwony Kempy wystawiony w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Oparty na podstawie eseju Jolanty Brach-Czainy jest rozszerzeniem tekstu filozofki o życiowe doświadczenia czterech grających w nim aktorek. To intymne spotkaniem z tymi kobietami jest momentem zatrzymania, dzięki któremu można docenić radość płynącą z rutyny i pozornie nieznaczących aktywności.
Kępa podzieliła spektakl na cztery części: „otwarcie”, „krzątactwo”, „wniknięcie” i „metafizykę mięsa”, które są jednocześnie tytułami kilku z esej Brach-Czainy wchodzących w skład „Szczelin istnienia”. Każdej zmianie towarzyszy kojące wideo Joanny Zemanek, odpowiedzialnej również za scenografię. Stworzyła ona na scenie Domu Machin syntetyczne laboratorium: biel wypełnia przestrzeń, tylko niektóre z rekwizytów są czarne. Te warunki posłużyły reżyserce oraz Annie Bas do wystawienia wzbogaconego o prawdziwe historie eseju Brach-Czainy. Dzięki czemu rozważania filozoficzne nie przytłaczają, a budują wrażenie współodczuwania. To uczucie współuczestnictwa w spektaklu jest wyjątkowe, ma się wrażenie, że dzieje się tylko na scenie, ale i publiczność go współtworzy, wymienia energię z aktorkami. Być może każdorazowe jego wystawienie z innymi ludźmi, zasiadającymi na prawie wtopionej w scenę widowni, sprawia, że jest zupełnie nowym doświadczeniem.
Słuchając monologów aktorek, nie raz można się uśmiechnąć, gdyż wiele ze wspomnianych sytuacji, powtarza się w codziennym życiu. Przecież zmywanie naczyń, bieg za autobusem, ścielenie łóżka, obieranie ziemniaków, czy pożegnanie z ciałem kogoś bliskiego to elementy wchodzące w życie powszednie. Chwile nierzadko pomijane, przechodzące gdzieś poza naszą świadomością, a to właśnie w nich tkwi sedno naszego postrzegania świata. To często wspomnienia bliskich, którzy namiętnie sprzątali kuchnię, czy dbali o ogień w piecu jest tym najmocniej zapamiętanym. W dodatku, mimo że mowa tutaj o prostych czynnościach, to nie zostały one w żaden sposób pokazane jako ostateczny przymus, wzbudzający niesmak. Bardzo podobne odczucia budziła we mnie islandzka, kameralna opera „Człowiecza istota beznadziejna” w reżyserii Adolfa Smári Unnarssona, którą w 2022 roku było można zobaczyć gościnnie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Podobnie traktowała o sensie tkwiącym w drobiazgach codzienności.
Mimo że wiele z wątków zawartych w spektaklu jest silnie związanych z kobiecością, to jego przekaz pozostaje otwarty. Być może to wpleciony między wiersze dowcip, jak opowieść o trudach porodu, przełamana na wpół poważnym tonem ekspertki od hodowli świń (Anna Tomaszewska) dającej rady na temat rozrodu zwierząt. Podobnie, kiedy Martyna Krzysztofik uświadamia wielozadaniowość kobiety, przygotowując na scenie zupę ogórkową, którą później częstuję widzów. Ten balans pomiędzy tym, co istotne i przejmujące, a budzące śmiech powoduje zatarcie powagę mówienia o sednie życia. W końcu ma się je tylko jedno, nie ma sensu przejmować się rzeczami nieistotnymi.
Spektakl Iwony Kępy to pierwsze od dawna moje spotkanie z babcią. Nie z jej materialną częścią, która przestała oddychać, ale z codzienną powtarzalnością, szczeliną gdzie istnieje wciąż dla mnie. To punkt styku, dostrzegany we własnych przyzwyczajeniach i budowaniu każdego dnia na nowo i w taki sam sposób, jak wczoraj.
Paweł Kluszczyński – autor recenzji, opowiadań, poezji, bajek i bloga ijestemspelniony.pl oraz kolaży; finalista kilku edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.