W łódzkim Teatrze Wielkim od pewnego czasu dzieją się rzeczy trudne do wyobrażenia. Pod wizerunkiem jeszcze do niedawna poważnej, twórczej opery, kryje się konglomerat niekompetencji i nieudolności. Najbardziej żal, że cierpią na tym widzowie i teatralna kasa - pisze Michał Lenarciński.
Choć nominalnie dyrektorem naczelnym wciąż pozostaje Wojciech Skupieński, to jest tajemnicą poliszynela, że faktycznie władzę przejął tam holenderski impresario. To pod jego dyktando ustawia się repertuar, czego konsekwencją jest organizacyjny chaos i artystyczne porażki. Po serii koszmarnych realizacji (ukoronowała je "Wesoła wdówka") przygotowanych przez twórców z zagranicy i długich okresach nieobecności teatru w Łodzi, widmo kolejnych holenderskich produkcji ponownie zawisło nad operą. W planach jest bowiem przygotowanie "Toski" i "Cyrulika sewilskiego". I choć podobno umowy nie zostały jeszcze podpisane, to na internetowych stronach holenderskiej agencji już widnieje nazwisko Tadeusza Kozłowskiego, dyrektora artystycznego TW, jako dyrygenta mających odbyć się w Holandii przedstawień. Mało tego: Teatr Wielki już służy agencji jako miejsce spotkań i przesłuchań solistów mających wziąć udział w tych realizacjach. I nie są to bynajmniej soli