„Król Edyp" Sofoklesa w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Maria Sławińska w Teatrze dla Wszystkich.
Jakie znaczenie mają dzisiaj słowa napisane w V w p.n.e. przez Sofoklesa? Czy nadal istotny jest dla nas wątek zawiłych relacji rodzinnych, czy jesteśmy w stanie spojrzeć na historię Edypa w szerszym kontekście? I czy w końcu zdajemy sobie sprawę, że my – społeczeństwo, tak jak Edyp, nie uchronimy się przed przeznaczeniem i ostatecznym wypełnieniem fatum? Na te wszystkie pytania próbują odpowiedzieć twórcy spektaklu „Król Edyp” w reżyserii Radosława Rychcika z Teatru Zagłębia w Sosnowcu. Przedstawienie można traktować jako próbę rozprawienia się z wykreowaną przez Sofoklesa rzeczywistością. Momentami się to udaje i nasza rzeczywistość okazuję się kalką rzeczywistości Edypa, w innych scenach bolączki i rozterki życiowe rozmijają się z nasza codziennością, prezentując na deskach teatru średniej klasy melodramat.
Radosław Rychcik jest twórcą posiadającym spójną estetykę teatralną. Jego przedstawienia, choć różnią się tematycznie przez wykorzystanie podobnych środków artystycznych, tworzą kompatybilny ze sobą obraz i kreują podobną atmosferę. Dlatego „Król Edyp” w swoim estetycznym wyrazie podobny jest do „Ślubu” – przedstawienia, które Rychcik wyreżyserował w 2020 roku również w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. W szczególną charakterystykę estetyki reżysera wpisuje się specyficzny rodzaj muzyczności. W dziełach tego reżysera muzyka nie jest tylko ozdobnikiem, ale odgrywa ważną rolę – jest istotnym tłem historii, a w niektórych scenach jej znaczenie wybija się na pierwszy plan, prowadząc opowieść. Tak właśnie jest w ostatniej premierze Rychcika. Rockowa muzyka autorstwa Michała Lisa gra od początku do końca, w każdej scenie. Autorskie dźwięki w spektaklu podnoszą poczucie niepewności i obawy przed tym, co w efekcie przyniesie zrządzenie losu – podświadomie sugerują odbiorcy to, co się dalej wydarzy. Taką funkcję w tym przypadku można porównać do zadania, jakie spełniał chór w tragedii antycznej – relacjonował, ale i zapowiadał zdarzenia. „Król Edyp” to tragedia antyczna – gatunek, który wywodzi się z pieśni, a śpiewane partie chóru są charakterystycznym elementem starożytnych sztuk. A więc muzyka była środkiem wyrazu ściśle zrośniętym z tkanką tamtejszych przedstawień tak samo, jak w sosnowieckim przedstawieniu. Partie chóru i Koryfeusza (przewodzący chórowi) zostały skondensowane w dodatkowej postaci. Aktorka Beata Deutschman w tej postaci pełni rolę doradcy Edypa, dlatego pojawia się na scenie prawie tak samo często, jak główny bohater.
Przedstawienie rozgrywa się we współczesnej scenografii autorstwa Łukasza Błażejewskiego, co nie zaskakuje w teatrze reżysera, który uwielbia odnosić się do dzisiejszej kultury. W wykorzystanej konwencji teatralnej lekko zauważalna jest estetyka amerykańskich seriali, potocznie nazywanych tasiemcami. Niektóre wypowiedzi są infantylne, niepotrzebnie wypowiadane, są zbędnie opisowe i pełne nieuzasadnionego patosu. Należy jednak zaznaczyć, że reżyser wierny jest słowom autorstwa Sofoklesa w tłumaczeniu Antoniego Libery. Jedyne czym mogli manewrować twórcy, jest intonacja głosu aktorów. Reżyser po raz kolejny w swojej pracy wykorzystuje medium, jakim jest film. Wyświetlane fragmenty video pokazują, jak zanieczyszczane jest otaczające nas środowisko.
Dla twórców spektaklu najważniejszy jest wątek ekologiczny, przejawiający się w oryginalnym tekście jako plaga, która spada na Teby za winy Edypa. Czytanie tak starego tekstu przez pryzmat katastrofy ekologicznej posiada rewolucyjny potencjał. Ta rewolucja jednak tu nie wybrzmiewa, a potencjał walki o ekologię z upływem spektaklu gdzieś znika. Jest kilka scen, które w tym kontekście mocno wybrzmiewają. W jednej z nich Edyp z pełnym zaangażowanie, ale jednocześnie bijącym spokojem zjada kawał mięsa. Magnetyzm tej sceny skłania do pewnych hipotez: zjadane mięso to wypełnianie przeznaczenia, staranne wycieranie twarzy po każdym kęsie to kolejna próba nieuświadomienia sobie, iż jest się winnym klęski, iż nieuchronnie jako ludzkość nie podejmując żadnych działań naprawczych zmierzamy do katastrofy klimatycznej. Kolejną tak przytłaczającą w swoim przekazie sceną jest wykorzystanie przemówienia młodej aktywistki Grety Thunberg. Największą siłą tego działania jest szczegółowo przemyślana treść wzruszającego przemówienia. Sprytem reżyserskim jest użycie tego przemówienia na scenie. Ale to działa! Publiczność zamiera i słucha, szukając koneksji z historią Edypa. Greta Thunberg podkreśla, że politycy, zamiast skupić się na zmianach klimatycznych, wciąż zajmują się swoimi prywatnymi porachunkami. To samo dzieje się w historii Edypa. Zaraz po wyświetleniu przemówienia następuje scena, w której Edyp sprzecza się o prawo do tronu ze swoim szwagrem Kreonem. Słowa aktywistki zestawione są również ze słowami ślepej wróżbitki. Wyrocznia o imieniu Tejrezjasz w sosnowieckim przedstawieniu jest kobietą, odmiennie niż w oryginale. Mirosława Żak kreuje najciekawszą postać w spektaklu. Aktorka w muzycznym monologu próbuje wyjaśnić sytuację, w jakiej znajduje się bohater. Wróżbitka chce dać mu do zrozumienia, że to on jest winny zbrodni oraz uświadomić mu, że to przez niego spadła plaga na Teby. Greta Thunberg w swoim przemówieniu mówi wprost, że to współcześni politycy są winni temu, że jej pokolenie będzie musiało zmagać się z konkretnymi skutkami zmian klimatycznych, o ile w ogóle będzie to jeszcze możliwe… Edyp nie rozumie słów wyroczni, nie chcąc uznać swoich win – politycy nadal nie chcą słuchać głosu młodej kobiety walczącej o planetę, uznając, że nie ma żadnego problemu, a życie ludzkie na Ziemi nie jest zagrożone.
Postać Edypa zagrana jest nie wystarczająco stanowczo. W scenicznej postaci stworzonej przez Michała Bałagę brakuje czegoś, co spowodowałoby, że publiczność patrząc na zgubę bohatera, postanowi powziąć działania. Siła przekazu słabnie z biegiem spektaklu. W końcowej fazie tej inscenizacji wątek ekologiczny zanika. Najważniejsze okazuje się wyjaśnienie relacji Edypa z bohaterami. Na tym etapie postacie stają się pustymi kreacjami, a całość spektaklu tanim melodramatem.
Edyp jest bohaterem, który na wiele sposobów próbuje uniknąć swojego przeznaczenia, ucieka przed wypełnieniem fatum. Jest bohaterem tragicznym, bo nie udaje mu się to. Jego fatalny los wypełnia się w sposób niezauważalny i zaskakujący dla niego samego. Sięgnięcie po tę antyczną historię w dzisiejszych czasach okazuje się trafne, gdyż jest to odpowiedni moment, aby uświadomić sobie, że to społeczeństwo jako zbiór istot ludzkich winne jest swojej nieuchronnej klęski – po prostu skłonne jest do autodestrukcji.