Przed premierą „Ulissesa” Jamesa Joyce' a w adaptacji Tomasza Śpiewaka i reż. Michała Borczucha. Pisze Michał Centkowski w „Voque”.
Po spektakularnym sukcesie musicalu "1989" Katarzyny Szyngiery i głośnych politycznie wystawieniach polskiej klasyki, Borczuch proponuje widzom teatru Słowackiego inny rodzaj scenicznego doświadczenia. Stawiając na to co dziwne, nieoczywiste, intymne.
W Bydgoszczy wystawił zachwycającego „Fausta” z udziałem osób niewidomych, w Krakowie subtelne, inspirowane filmem Almodovara „Wszystko o mojej matce”, w TR Warszawa ostatnio mierzył się z „Czarodziejską górą” Manna. Michał Borczuch, jeden z najoryginalniejszych artystów polskiego teatru tworzy przedstawienia nieoczywiste, zmysłowe, pochłaniające widza. W Teatrze Słowackiego w Krakowie reżyseruje „Ulissesa” według Jamesa Joyce'a. Będzie to opowieść o spotkaniu pokoleń i trojgu zaskakująco współczesnych bohaterów.
"W powieści Joyce'a najbardziej interesuje mnie to, co zamazane, zawiłe, wielowarstwowe. Obszary, które nie zawsze rozumiem, które niczego nie rozjaśniają, a czasem wręcz zaciemniają - mówi Michał Borczuch. To z nich wyłania się później, także na scenie, jakaś emocjonalna prawda. Ulisses czytany w ten sposób jest przede wszystkim niesamowitym doświadczeniem."
Choć gęsta, polifoniczna i wielowarstwowa proza Joyca, podobnie jak dzieła innych autorów z nurtu strumienia świadomości nie jest łatwym materiałem dla teatru, autor przeżywa dziś sceniczny renesans. Niedawno „Ulissesa” wystawiła w Poznaniu Maja Kleczewska. Ten powrót powieść zawdzięcza nowemu tłumaczeniu, które, nie rezygnując z głębi i złożoności, otwiera się na szerszego odbiorcę. Maciej Świerkocki umiejętnie wydobywa z niej rys fabularny, historię, a także humor, którym przesycony jest „Ulisses”.
I właśnie tym tropem podążają Borczuch z odpowiedzialnym za adaptację i dramaturgię Tomaszem Śpiewakiem. Sięgają po prostą w gruncie rzeczy historię spotkania trójki bohaterów. "O Ulissesie mówi się często jak o literackim fenomenie, zjawisku, mówi się i pisze o zabiegach formalnych, o monologu Molly, kategoriach pornografii, mizoginizmu. Mało uwagi poświęca się za to samej historii - wskazuje reżyser. Tymczasem to spotkanie ludzi różnych pokoleń, o różnych celach i doświadczeniach, a jednocześnie na swój sposób podobnych, jest dla nas najciekawsze."
Krakowski spektakl skonstruowany jest więc wokół trzech wyrazistych postaci o bardzo konkretnym bagażu, mocno osadzonych kulturowo, geograficznie, społecznie: dwudziestokilkuletniego ubogiego studenta i poety Sefana Dedalusa – granego przez Karola Kubasiewicza oraz małżeństwa czterdziestolatków, Leopolda i Molly Bloomów - w tej roli Krzysztof Zarzecki i Martyna Hajewska-Krzysztofik - którzy wiele lat wcześniej stracili dziecko. Dla pogubionych bohaterów Joyce'a to spotkania staje się chwilowym ratunkiem, pozorną być może szansą na odnalezienie się.
”Stefan jest młodym poetą, człowiekiem żyjącym w kompleksie swojej ubogiej rodziny, pełnym żalu i złości, bo omija go życiowy sukces – tłumaczy Borczuch. I właśnie poprzez perspektywę dzisiejszych studentów, ich kondycji egzystencjalnej, a więc dziś także ekonomicznej, społecznej i mieszkaniowej, przyglądamy się tej postaci."
To wszystko składa się nie tylko na portret Stefana, ale i portret konkretnego pokolenia. Z drugiej strony odnajdujemy obraz dość niekonwencjonalnego małżeństwa w jakiegoś rodzaju zawieszeniu. ”Interesowało nas to, czego te pokolenia mogą od siebie chcieć. Leopold spotyka Stefana, syna swojego dawnego kolegi nocą i proponuje mu gościnę - relacjonuje Borczuch. Uruchamiając tym samym jakiś rodzaj tęsknoty za utraconym synem, jakiś rodzaj fantazji o nowej przybranej rodzinie, którą mogliby się stać. I cała ta fabuła, cała ta podróż Ulissesa zmierza właśnie do tego spotkania, do tej propozycji."
Jest jeszcze jeden istotny wątek stale powracający w przedstawieniu - poczucie wyobcowania, bycia nie u siebie. „Ulisses”, podobnie jak „Odyseja”, traktuje o powrocie. "Leopold opuszcza własny dom, oddając go na ten dzień żonie i jej kochankowi, i rozpoczyna włóczęgę po Dublinie, tam spotyka Stefana, chwilowo pozbawionego dachu nad głową, samotnie dryfującego po mieście – opowiada reżyser. Ale to poczucie obcości, niedopasowania sięga głębiej. Molly urodziła się na Gibraltarze, jako córka irlandzkiego generała i nieznanej bliżej Hiszpanki. Leopold, z kolei jest zasymilowanym żydem, którego przodkowie uciekli na wyspy przed antysemityzmem. Jego ojciec zmienił nazwisko, porzucił religię, oraz ojczyznę, żeby uwolnić syna od ciężaru tradycji, zapewnić mu bezpieczeństwo."
Krakowski spektakl rozgrywa się pomiędzy realistycznymi przestrzeniami wnętrz domów, szpitali, akademików a abstrakcyjną przestrzenią, którą wypełnia wewnętrzny głos bohaterów. "Ten głos, to co w człowieku gada, ten strumień potrzebuje osobnej przestrzeni, jest równoprawnym bohaterem naszego przedstawienia" – mówi reżyser.
J. Joyce, Ulisses, reż. Michał Borczuch, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Premiera 14 lutego