Wspominając początek minionego roku przychodzi mi na myśl widmo kolejnych lockdownów, zamknięte teatry i chaos informacyjny. Nadal praktykowane były onlajny, które stały się możliwością do podtrzymania kontaktu z teatralną rzeczywistością, czy poznania nowych miejsc i twórców z odległych zakątków kraju - pisze - Paweł Kluszczyński na swoim blogu I Jestem Spełniony.
Do tego wszystkiego doszły pierwsze szczepienia. I tutaj też nie obyło się bez zamieszania, gdyż dziwnym zrządzeniem losu niektórym udało dostać swoją dawkę poza kolejką, kiedy inni jeździli przez pół kraju w nadziei na tę przepustkę do wolności. Ja swoją uzyskałem w maju, w niemalże filmowej dekoracji tymczasowego punktu szczepień. Zorganizowany był w jakiejś bytomskiej szkole, kawałek drogi od mojego miejsca zamieszkania. Czułem się tam, jak bohater filmu lub aktor grający w sztuce. Prawie niewyczuwalne ukłucie i w końcu upragniona pobudka z pandemicznego snu. Mogłem lekko uspokojony wyruszyć w dalszą teatralną trasę.
Pomimo tych wszystkich obostrzeń, zamknięć i onlajnów, które nie ukrywam pokochałem, był to rok obfity w dobre rzeczy. Powstało wiele ważnych spektakli i projektów, choć na teatralnej szachownicy nie obyło się też bez kilku wpadek i posunięć nie fair play. Mimo wszystko, uważam, że był to dobry rok, pełen teatru emocji, idących do wewnątrz i traktujący o tym kim jesteśmy oraz na co się nie zgadzamy.
W tym miejscu pragnę, jak w minionych latach, wyróżnić kilka tytułów, które mnie zachwyciły, zakotwiczyły się głęboko w pamięci, czy stały się przyczynkiem do wspomnień.
10) Dziady / reż. Maja Kleczewska / Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Już sam fakt pojawienia się tego tytułu na afiszu Słowaka pretenduje do wyróżnienia, w końcu była to pierwsza po 120-letniej przerwie premiera dramatu Mickiewicza w tym miejscu. Spektakl przy swoim rozmachu i feministycznej narracji, stał się przyczynkiem do głośnej dyskusji na temat teatru. Przy czym nie była to narracja pozytywna, a jej skutki są dotkliwe dla krakowskiej sceny ze względu na wycofane wsparcie Ministerstwa Kultury, co jest faktem delikatnie mówiąc dziwnym. Choć z drugiej strony, czy to nie piękne, że znów cała Polska rozmawia o teatrze? Kiedy ostatnio Mickiewicz i krytyczne myślenie o sztuce zajmowało tak wielu? Oby w 2022 roku było więcej teatru w przestrzeni publicznej, a mniej hejtu, co wszystkim nam wyjdzie tylko na zdrowie!
9) Onko / reż. Weronika Szczawińska / TR Warszawa
Tylko niektórzy wiedzą, jak rak potrafi wykończyć. Cierpi nie tylko chory, ale i całe otoczenie, a bezsilność boli tak samo dotkliwie, jak kolejne etapy choroby tłumione coraz mocniejszymi lekami. Mało kto potrafi w tak prosty, a zarazem w głęboki sposób opowiadać o demonach gnieżdżących się w problemach dnia codziennego, jak Weronika Szczawińska. Jej Onko, przygotowane przy wsparciu dramaturgicznym Piotra Wawera Jr, to nie tylko ekspresja doświadczeń własnych twórczyni, to też chwila wytchnienia dla osób dotkniętych tą dolegliwością. Spektakl pozwala oderwać się od ponurej codzienności, dzięki prowadzącemu Sebastianowi Pawlakowi, który potrafi obrócić w żart najgorszą chwilę.
(recenzja)
8) Całe życie / reż. Joanna Oparek / Teatr Miejski w Gliwicach
Przyznam szczerze, że nie przepadam za spektaklami, których celem nadrzędnym jest rozbawić widza, wzbudzić gromki aplauz, skłonić do wypowiedzenia kilku niewybrednych komentarzy na foyer, czy podgonić sprzedaż wina w przy teatralnej kawiarni. Ten autorski projekt Joanny Oparek, jednak mnie zaskoczył i wbił w fotel. Bogactwo języka, jego cięty charakter, poruszane problemy, zwinne lawirowanie pomiędzy tematami damsko-męskimi i pozostawanie przy tym w nastroju farsy to prawdziwy majstersztyk. Nie byłoby tego spektaklu bez wybitnej kreacji Aleksandry Maj i jej walecznej Agnes, kobiety tle silnej, ile pozostającej wciąż delikatną istotą.
(recenzja)
7) Simona K. wołająca na puszczy / reż. Anna Gryszkówna / Fundacja “Kultura nie boli”, Big Book Cafe & Festival
W końcu ja jesieni ubiegłego roku udało mi się zobaczyć ten wciągający monodram Agnieszki Przepiórskiej, która od lutego roku dołączyła do zespołu Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Wstawiany gościnnie w mieście, skąd pochodziła Simona Kossak stał się manifestem przeciwko mieszczańskim zwyczajom i życiu pod presją tego “co ludzie powiedzą”. Tutaj to natura wyszła na pierwszy plan, a kilka wątłych roślin, zapewne z teatralnej garderoby, przeniosło mnie w dziewicze rejony puszczy. Szkoda tylko, że przez wydarzenia na granicy Polska-Białoruś nie kojarzy się ona teraz z miejscem błogiego spokoju, nierzadko to pierwszy i zarazem ostatni rejon Polski, jaki przyszło oglądać osobom uciekającym przed widmem wojny.
(recenzja)
6) Spóźnione odwiedziny / reż. Iwona Kempa / Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Ten spektakl widziałem tylko w onlajnie, ale waga tematu i sposób przedstawienia problemu w niczym nie zakłóciły odbioru, ba nawet dodały poczucie intymności. Ten przejmujący spektakl opowiada o niepotrzebnej, samobójczej śmierci nastolatka, który został poddany ostracyzmowi ze strony rówieśników przez swoją orientację. Nie ma ani tutaj bogatej scenografii, ani teatralnych bajerów, Kempa postawiła na tekst kanadyjskiego dramaturga, Jordana Tannahilla. Brzmi on, jakby napisany przez rodzimego twórcę, wyciska łzy i odbiera głos, silnie rezonując z rzeczywistością. W końcu co chwilę media obiega informacja o kolejnej takiej śmierci.
(recenzja)
5) Dance mom / koncepcja, choreografia: Wojciech Grudziński / Nowy Teatr Warszawa i Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
Trochę surrealistyczna opowieść o tym co najważniejsze, czyli miłości matczynej. Uczuciu, które nie boi się wyzwań, akceptuje dziecko takie jakim jest, trwa przy jego decyzjach, nie boi się powiedzieć, że jest gejem, czy lesbijką, wspiera i się troszczy. Wojciech Grudziński opracował ten bijący ciepłem spektakl we współpracy, między innymi, z własną mamą, która również występuje na scenie. Można brać przykład z pani Ewy, która nie tylko otwarcie mówi o orientacji swojego syna, ale i o tym, że zawsze będzie stawała w jego obronie, co jest nierzadko odległe od zachowania innych rodziców nieheteronormatywnych dzieci.
4) Krótka rozmowa ze śmiercią / reż. Marcin Liber / Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie
Dla mnie to jeden z lepszych spektakli ubiegłorocznych Opolskich Konfrontacji Teatralnych. Liber pokazał, że klasyka to nie tylko taftowe suknie i elokwentni panowie, udowadnia, że nawet stare teksty można pokazać w bardzo atrakcyjnej formie. Rozbicie śmierci na cztery nietuzinkowe postaci, ich pełna charakteryzacja, ale też wzbogacenie przedstawienia o grane na żywo kawałki zespołu Nagrobki, sprawiło, że wszystko zagrało ze sobą. Aż chciało się wstać i dołączyć do korowodu śmierci, który zakończył spektakl.
(recenzja)
3) Wszyscy jesteśmy dziwni / reż. Olga Ciężkowska / Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Teatr według mnie to nie tylko miejsce ładnych dla oka widowisk, które oczywiście są i będą. Czasem po prostu ma się ochotę pójść na spektakl, na których można się pozachwycać, pogapić i poprzestać na dalszej interpretacji. Bynajmniej nie tego szukam na co dzień, dlatego tak mnie ucieszyła łódzka prapremiera spektaklu “Wszyscy jesteśmy dziwni”. Nie jest to tylko adaptacja reportażu Karoliny Sulej, ale traktat o tolerancji, równości i akceptacji. Co mnie uderzyło to język, traktujący każdego z tą samą porcją serdeczności, przestaliśmy być paniami i panami, staliśmy się drogimi osobami. Bardzo wyzwalające doświadczenie i rzadkie w naszym skostniałym kraju.
(recenzja)
2) Kora. Boska / reż. Katarzyna Chlebny / Teatr Nowy Proxima w Krakowie
Spektakl biograficzny o Korze, której nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, stał się manifestem przeciw wszystkiemu co złe i wyniszczające dla kultury naszego kraju. Dawno nie wyszedłem z teatru tak zmęczony i sponiewierany emocjonalnie. To co można zobaczyć na scenie przy ul. Krakowskiej to zestawienia wybitnej twórczości wokalistki Maanamu z tym co obecne tu i teraz, widać, że jej testy nie tyle nie tracą na aktualności, co nabierają nowego znaczenia. Katarzynie Chlebny udało się nie tylko skopiować sceniczny wygląd bohaterki, ale i zbudować dramaturgię kierującą od niepokoju i rozedrgania, aż do wyczekiwanego odpoczynku, gdzieś poza granicami wszystkiego.
(recenzja)
1) Odlot / reż. Anna Augustynowicz / Teatr Współczesny w Szczecinie
Ten spektakl to esencja polskiej kultury, narodowych traum i uprzedzeń. Jak to u Augustynowicz jest dość ascetycznie, momentami może się zdawać, że panuje chaos lub przedłużający się bezruch, ale tu każdy gest ma znaczenie, a słowa w najdrobniejszych szczegółach opisują współczesne realia. Zobaczyć tu można fiksacje na temat katastrof lotniczych, przepychanki słowne tych, którzy zawsze wiedzą lepiej, samotność otępiałych starców, czy siłę młodości, która zwraca uwagę i zawsze niesie za sobą nadzieję zmian na lepsze. Jest niezwykłą przyjemnością przejechać połowę kraju, po to, tylko żeby na te półtorej godziny dać się porwać w ten niezapomniany lot, będący nie tylko inscenizacją poematu dramatycznego Zenona Fajfera, ale i pożegnaniem Anny Augustynowicz ze szczecińską sceną, jako dyrektorki artystycznej.