„Przygody Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza w reż. Maksymiliana Rogackiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Zuzanna Liszewska-Soloch w portalu Teatrologia.info.
Wydawane, począwszy od 1933 roku w rozmaicie zatytułowanych tomach, Przygody Koziołka Matołka towarzyszą już czwartemu pokoleniu dzieci. Maksymilian Rogacki przygotował ich bodaj siedemdziesiątą realizację sceniczną z zespołem Teatru Polskiego w Warszawie, a właściwie z KOZĄ – KOMPANIĄ ORBITUJĄCYCH ZNAKOMITYCH ARTYSTÓW – cyrkowym wozem zabiera nas w długą podróż prowadzącą daleko, przez pół świata aż do… Pacanowa.
Prekursorska, komiksowa opowieść Kornela Makuszyńskiego z rysunkami Mariana Walentynowicza, którą zresztą aktorzy mają przy sobie, jest prawdziwie filozoficzna, co wspaniale wyraża to przedstawienie, zachwycając widzów aktorskimi przeistoczeniami w wiele postaci, efektami teatralnymi i pirotechnicznymi, magiczną skrzynią bywającą i okrętem, i autem, i armatą…
Naiwny, dobrotliwy, fajtłapowaty, ale uparty i zdeterminowany osiołek – wędrowny aktor i kuglarz – cało wychodzi z rozmaitych opresji. Kozła pieszczotliwie nazywanego przez mistrza Kornela Kozą ucieleśnia aktorka (Eliza Borowska), która pojawia się na początku spośród małej i większej widowni.
Zwiedza pół świata – Amerykę, Indie, Chiny, gorącą pustynię i lody Arktyki – w poszukiwaniu Pacanowa, który nie okazuje się tym, czego się spodziewa, bowiem w sformułowaniu: „tam gdzie Kozy kują” – Kozy oznaczają nazwisko kowali… Wszystko w rytmie muzyki, śpiewu i tańców.
Ważniejsza jest jednak sama podróż, podczas której podnosimy się z różnych klęsk i idziemy dalej, goniąc za marzeniami. W teatrze iście dellartowskiej Kompanii możliwe jest wszystko – można nosić statek na głowie, walizka staje się księżycem, słońcem, wozem zbójców, kryjówką czarownicy… Mieszają się czasy, np. w Zakopanem odbywa się Turniej Czterech Skoczni. Aktorzy grają zespołowo, polegając na sobie, nie ma tu mniejszych i większych ról
Bawią się równie dobrze jak publiczność, wciągana w różne interakcje. Zręcznie żonglują ośmiozgłoskowcem, którym napisana jest opowieść o niezdarnym koziołku, a także konwencją, regionalizmami, językami obcymi, grają na instrumentach, tańczą i śpiewają, z pomalowanymi twarzami, odziani w kapelusze, płaszcze, pióra…. Smok zionie ogniem, a Koziołek wystrzeliwany jest z armaty.
Bywa poetycko, tajemniczo, metafizycznie, a nawet groźnie. Kameralna Scena Teatru Polskiego niewielkimi środkami w mgnieniu zmienia się w przeróżne światy – i pociąg do Zakopanego i Hollywood. Twórcy udowadniają, że wystarczy odrobina wyobraźni – jak to w teatrze. Miejmy nadzieję, że wesoła Kompania już wkrótce jeszcze coś dla nas zagra.