"Same plusy" Cezarego Harasimowicza w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego z Fundacji Garnizon Sztuki w Warszawie na 14. Katowickim Karnawale Komedii pokaz online. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.
W piątek, 29 stycznia 2021 roku rozpoczął się 14. Katowicki Karnawał Komedii. Rozpoczął się i kontynuowany będzie jak większość teraz wydarzeń kulturalnych: on-line. Na początek zaprezentowano „Same plusy” z warszawskiego Teatru Garnizon Sztuki.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie przedstawienia przeczytałem na e-teatr.pl wywiad z p.o. obowiązki dyrektora Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie Redbadem Klynstrą-Komarnickim, który mówił dziennikarzowi „Gazety Wyborczej. Lublin” w odniesieniu do rzeczywistości teatralnej o „kiepskiej jakości komercyjnych rzeczach”, które „psują rynek, bo choć grają w nich wielkie nazwiska, to najczęściej pozostaje tylko niesmak”. Oglądając „Same plusy” z Teatru Garnizon Sztuki w Warszawie miałem nieodparte wrażenie, ze to jest jeden z tych przypadków, o których mówił Klynstra-Komarnicki.
I zastanawiam się, co poszło nie tak, bo przecież mamy w tym przypadku niemal wszystko, co mogło być gwarancją sukcesu. Sztukę napisał bowiem Cezary Harasimowicz, autor scenariusza do pamiętnego filmu „300 mil do nieba”, nagrodzony na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za scenariusz do „Bandyty”, nominowany do nagrody Orła za „daleko od okna”. Reżyserii podjął się Wawrzyniec Kostrzewski, jeden z najlepszych obecnie reżyserów teatralnych, dwukrotny zdobywca Grand Prix na sopockim festiwalu „Dwa Teatry”. W obsadzie znalazły się aktorki i jeden aktor, którzy w swoim dorobku mają udane role nie tylko w serialach telewizyjnych czy komediach romantycznych: Gabriela Muskała, Marieta Żukowska, Grażyna Wolszczak i Michał Czernecki. a jednak… Być może winna jest misja, z powodu której spektakl miał się wpisać w kampanię społeczną #OnLIFE, zachęcającej ludzi do ograniczenia swojego funkcjonowania w sieci na rzecz „zalogowania się do prawdziwego życia”. Należało więc dość łopatologicznie problem przedstawić, tak by przesłanie było jasne i skuteczne (?), nie dbając o niuansowanie charakterologiczne postaci czy wiarygodność przedstawianych sytuacji.
Bohaterką „Samych plusów” jest Zuza (to ją właśnie gra Gabriela Muskała), 40-letnia kobieta sukcesu „bo mogła spóźnić się na Titanica, a zdążyła” – taki żarcik pada w sztuce bodaj dwa razy), pracownica korporacji, której życie osobiste w przeciwieństwie do zawodowego jest kompletnie nieudane (choć co do tego sukcesu zawodowego kobiety mam poważne wątpliwości). Doskwiera jej samotność, której nie może zniwelować wirtualny znajomy. W desperacji Zuza decyduje się na przygodny seks z nieznajomym poznanym w klubie o śmiesznej (?) nazwie „Sedes”. Oczywiście zachodzi z nim w ciążę. I wówczas w sukurs koleżance przychodzą jej korporacyjne koleżanki z działu creative operations. Jedną z nich jest średnio rozgarnięta, choć chyba nie do końca, bo czyta magazyn „Medycyna dla inteligentnych” Elcia (Marieta Żukowska); dziewczyna podobnie jak jedna bohaterek pewnego serialu przekręca słowa i myli konkordat z kokardą, passata z Passentem, #metoo z #youtoo i została porzucona przez narzeczonego tuż przed ślubem. Drugą jest zażarta feministka Ryśka (Grażyna Wolszczak), wystylizowana przez kostiumologów (Anna Męczyńska i Jacek Mozolewski) na mało sympatyczną chłopobabę, samotnie wychowująca córkę, dla której każdy mężczyzna ch..., sk…syn, a w najlepszym przypadku zbok. Jeden z tych nielubianych przez Ryśkę panów, jej osobisty Szef (Michał Czernecki), który nawet, gdy rzekomo okazuje empatię dla Zuzy i wraz z kobietami szuka ojca dla jej dziecka, nie przestaje krzyczeć, tak jakby aktor nie zdążył wyjść z roli Cześnika z „Zemsty”, którą zagrał niedawno w reżyserii wspomnianego na początku Klynstry-Komarnickiego. Tak się składa, że w swoim życiu zawodowym miałem okazję zetknąć się z korporacją, ale nie przypominam sobie, by był tam taki wrzaskliwy szef zwany korpofaszystą.
Obraz korporacji i jej pracowników jest zresztą przerysowany pod wieloma względami. Nieprawdziwie wyglądają te wspólne „rozgrzewki” przed rozpoczęciem pracy, głośne powtarzanie haseł zagrzewających do działania („Do sukcesu nie ma windy, trzeba wejść schodami”, „Nie ma innej klęski niż rezygnacja”), mówienie terminologią wziętą z angielskiej terminologii IT nawet poza pracą, w sytuacjach jak najbardziej prywatnych. Ma być, jak sądzę, śmiesznie i pokazywać, jak korporacyjna rzeczywistość może zryć mózg pracowników (także próby pomocy Zuzannie przypominają opracowywanie action planu, a ja samą upodabniają do produktu, który należy sprzedać). Ludzi tych autor porównuje do myszek, a owe porównania odczytuje z offu sama Krystyna Czubówna (ta lubiana lektorka filmów głównie przyrodniczych odzywa się też jako aplikacja e-zdrowie, którą ma zainstalowaną w zegarku Szef i która przypomina mu od czasu do czasu: „Twoje serce wykazuje oznaki arytmii, skontaktuj się z lekarzem” lub „Czas na wypróżnienie i drzemkę”). Działaniom na scenie towarzyszy nieustanny krzyk i nie zawsze składna bieganina wyreżyserowana przez Jarosława Stańka i Katarzynę Zielonkę. Fajne są wizualizacje Marii Wojciechowskiej. I najważniejsze : finał jest zgodny z misją projektu.