EN

6.09.2021, 13:28 Wersja do druku

Koniec udręki

"Dziewica Orleańska" Friedricha Schillera w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Narodowym w Mannheim, w ramach 21. Międzynarodowego Festiwalu Schillerowskiego. Pisze Christiane Lutz w Süddeutsche Zeitung.de.

fot. Christian Kleiner/mat. teatru

Ewelina Marciniak w Mannheim uwalnia „Dziewicę Orleańską” od stereotypu dziwki i świętej.

Z bólem uniosła wzrok. Łzy spływały jej po policzkach, zmarszczyła czoło. Kobieta-anioł, niewinnie konająca na stosie. Oto twarz Marii Falconetti w „Męczeństwie Joanny d’Arc” – niemym filmie Carla Theodora Dreyera z 1928 roku. Aktorka zmuszona była klęczeć w męczarniach do momentu, w którym Dreyer uznał, że jest w pełni zadowolony z jej wyrazu twarzy. Francuska bohaterka narodowa w patriarchalno-seksistowskim uścisku. Jakże często w taki właśnie sposób mężczyźni interpretowali i inscenizowali postaci kobiece, poniżając je i formując na własną modłę. Święta, dziwka, Maria Dziewica, Maria Magdalena. Ten niewyobrażalnie mizoginiczny stereotyp był i jest uparcie podtrzymywany.

Dlatego też “Joanna” z Mannheim nie może po prostu kontynuować tej tradycji. Aktorka Annemarie Bruntjen opowiada na scenie o Marii Falconetti, która, tak jak ona teraz, musiała odegrać tę rolę i wpisać się w całkowicie niezrozumiały wizerunek. Bruntjen porzuca swoją kwiecistą suknię na rzecz lśniącej zbroi i ma już za sobą kilka bitew. „Spójrz na mnie! Kim jestem?”, pyta. No tak, kim właściwie jest Joanna? I kto o tym stanowi?

Reżyserka Ewelina Marciniak i dramaturżka Joanna Bednarczyk obierają dla swojej cyfrowej „Dziewicy Orleańskiej” zdecydowanie feministyczne odczytanie, które owocuje mądrą i przepiękną wizualnie inscenizację. To dobry początek 21. Międzynarodowego Festiwalu Schillerowskiego w Teatrze Narodowym w Mannheim, podczas którego do 27 czerwca można będzie oglądać spektakle i uczestniczyć w wydarzeniach – po części tradycyjnie, a po części cyfrowo.

Kobiety są silne, mężczyźni raczej śmieszni, a Anglicy - tacy jak zwykle.

Marciniak chce uwolnić wielowymiarową postać Joanny od sfetyszyzowanego wręcz wizerunku Świętej, walczącej z Francuzami przeciwko Anglikom. Wizerunek ten próbował zmodyfikować także Schiller, pozwalający Joannie, wbrew prawdzie historycznej, umrzeć szlachetnie, na polu bitwy, zamiast spłonąć na stosie. O ile pierwsza scena rozgrywająca się między Joanną a jej ojcem (Boris Koneczny), w której pada pytanie „Dlaczego za wszelką musisz wziąć ślub?” podąża jeszcze za wersami Schillera, tak kolejne przeradzają się w rozmyślania o mitach, a także historycznej i scenicznej roli kobiety.

Agnes Sorel, jako zaniedbywana kochanka króla Karola (grana naprzemiennie przez Vassilissę Reznikoff) rozumie, że jest wykorzystywana. Ragna Pitoll jako niezwykle opanowana Raimunde, w finale wychodzi z roli i opowiada, o tym jak niegdyś grając Joannę zakochała się na scenie, co nie spodobało się reżyserowi. Kobiety są tutaj silne, mężczyźni raczej śmieszni, a Anglicy tacy jak zwykle.

A to że całość nie jest siermiężnie feministyczna, to zasługa – obok znakomitej pracy kamery (Yanki Film) – zdolnych do autoironii mężczyzn, a także lekkości, z jaką Marciniak przeprowadza wszystkich przez rozległy krajobraz sceny. Dominika Knapik w dwóch sugestywnych układach choreograficznych najpierw pokazuje nam wojnę, a później seks. No właśnie, Joanna nie jest dziewicą. A przecież to jedna z tych kwestii, które przez stulecia, szczególnie zajmowały mężczyzn.

Z niemieckiego przełożyła Katarzyna Sobolewsk

Tytuł oryginalny

Genug gelitten

Źródło:

Süddeutsche Zeitung.de
Link do źródła

Wątki tematyczne