The king is dead, long live the king? Kilka myśli przed publikacją programu i obiecaną rozmową z kandydatką na nową dyrektor Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, która ma objąć swoje obowiązki z dniem 1 września.
3 marca 2021 r. zmarł prof. Jerzy Limon, człowiek nie do zastąpienia, który zastępowany być nie powinien. Profesor wielkim człowiekiem był i z pewnością przyjaciele i najbliżsi w odpowiednim czasie zadbają o jego właściwe uwiecznienie. Gdański Teatr Szekspirowski im. J. Limona? Czemu nie, zestawienie tych dwóch nazwisk, choć odważne, jest adekwatne. Ten uznany anglista i szekspirolog, ale przede wszystkim wizjoner, z endemiczną determinacją niczym Tommy Lee Jones w „Ściganym” realizował szaloną, wydawało się początkowo, ideę. Przedwczesna śmierć zamknęła epokę w pomorskiej kulturze i życiu społecznym. Trudno obiektywnie ocenić jego spuściznę, szczególnie tak wcześnie, ale przynajmniej fragment aktywności Profesora, związany z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim, wymaga pewnego naświetlenia. Powód jest znaczący, gdyż w procedurze pozakonkursowej i pozadyskusyjnej władze samorządowe, a właściwe bardziej Fundacja Theatrum Gedanense, wybrała kandydatkę na objęcie schedy po zmarłym dyrektorze. Wprawdzie kandydatura Agaty Grendy wymaga jeszcze opinii pewnych ciał, ale to u nas czysta formalność – nie pamiętam, kiedy związki zawodowe czy związki twórcze realnie sprzeciwiły się propozycji władz. Ok. 15 sierpnia procedura powinna się zakończyć i wtedy Urząd Miasta Gdańska otaz GiTeS opublikują program pani dyrektor. Zanim to nastąpi, warto się zastanowić chociaż, bo dyskusji nie będzie, co tak naprawdę i po kim przejmuje aspirantka?
Numer Jeden
W Gdańsku jest miejsce tylko na jeden mechanizm polityczno-biznesowo-kulturalno-medialny. Jego nieformalnym liderem był Jerzy Limon, jedyna osoba, która potrafiła jawnie „postawić się” lokalnym władzom i zarazem osiągać cele, czyli dofinansowanie na satysfakcjonującym poziomie. Był niezrównanym dyplomatą, wręcz mistrzem: krytykował jawnie rządzących, ale uzyskiwał od władz najwyższe dofinansowania, a nawet wsparcie spółek skarbu państwa. Z reguły dostawał, co chciał, był traktowany specjalnie. Jego umiejętności interpersonalne pozwoliły zrealizować życiowy cel, lecz zwycięstwo było pyrrusowe, bo
Gdański Teatr Szekspirowski to architektoniczny bubel
Wiedzą o tym „wszyscy”, ale nie wypadało mówić głośno, żeby nie robić przykrości, bo na salonach nie wypada, a salon Limona był jednym z dwóch w tym regionie (drugi należy do Stefana Chwina, tak przynajmniej opowiadają uczestnicy życia trójmiejskich elit). Tak jak jeszcze bryła sarkofagu (to najpopularniejsza, pieszczotliwa nazwa budynku) jest kontrowersyjna i ma zwolenników oraz przeciwników, tak wnętrze jest już nie do obrony. Niefunkcjonalny teatralnie, z większością niewygodnych miejsc z ograniczoną widocznością, z koszmarnymi ciągami komunikacyjnymi, brakiem foyer z prawdziwego zdarzenia, z jedną i to nie największą sceną, drogi w utrzymaniu i z kuriozalnym, discopolowym efektem w postaci otwieranego dachu (rzadko wykorzystywanym, bo często się psuje). Moim ulubionym terminem powstałym w ramach obrony przegranej sprawy była „apologia niewygody” – znaczy to, że to fajnie jest, jak jest niewygodnie i nie wszystko widać, bo to zmusza do większej koncentracji w czasie odbioru. Absurdalność wywodu bliska innej gdańskiej historii o walizce pełnej złota przywiezionej z robót po wojnie jako fundamencie fortuny rodziny gdańskiego polityka. Lud rozumie i przyjmuje do wiadomości, bo lud wie, że nie obowiązują zasady i standardy, tylko siła. W tym przypadku do siły doszła jeszcze
Lepszość nasza lepszość
Zastanawiałem się, kiedy w GiTeSie doszło do rozwodu idei z praktyką. W 2007 r., kiedy Teatr został instytucją kultury, wszystko było jeszcze OK: zaangażowanie zespołu, szacunek dla innych a nawet skromność, walka o ogień, idea i takie tam. Początek rozpadu nastąpił w 2014 r., po otwarciu siedziby. To o tyle zastanawiające, że poczucie lepszości powstało w momencie, w którym do głosu powinny dojść skromność, pokora, a nawet poczucie wstydu, wszak dostaliśmy w prezencie bubel. Lepszości towarzyszyły lepsze pensje, bo Profesor uważał, że się należy.
Z drugiej strony czego właściwie należało się spodziewać? Przecież historyczny teatr szekspirowski był dla gawiedzi, kilka lepszych miejsc rezerwowano dla elit, lud poniżej. Została wytworzona atmosfera snobizmu, ważniejsze czasami w GiTeSie jest, by się pokazać, a nie uczestniczyć w wydarzeniu artystycznym. Nasz teatr jest twórczym rozwinięciem tego konceptu, ale formuła jest nowa. To
Luksusowy dom kultury
Skoro już zamiast nowej siedziby opery powstał nowy teatr, chciało się wierzyć, że mimo wszelkich zastrzeżeń będzie w nim życie i ferment twórczy. Bywało różnie od 2014 r., oczywiście pandemia dołożyła swoje, ale ogólnie rozczarowanie działalnością GiTeSu jest współmierne do samouwielbienia prowadzących tę instytucję.
GiTeS to nieadekwatnie droga w utrzymaniu instytucja kultury
Budżet na rok 2021 wynosi 4 mln 600 tys. (dotacja podmiotowa: 2 400 Gdańsk, 2 200 Marszałek) + chyba nikomu nieznana kwota dodatkowa (m.in. granty pozyskiwane przez Fundację, wsparcie biznesu, przychody z biletów). Razem: co najmniej 6 milionów. Dla porównania budżet Nowego Teatru w Słupsku: dotacja podmiotowa 2.3 mln zł, budżet total ok. 3.8 mln, 237 zagranych spektakli i ponad 100 wydarzeń okołoteatralnych w roku 2019. Wynagrodzenia w GiTeSie są najlepsze w branży, bo Profesor dbał o swoich pracowników bez względu na kompetencje.
Finanse GiTeSu i Fundacji przeanalizuję dokładniej innym razem, bo liczby zastanawiają. To, niestety, jeden z dwóch największych przerostów finansowych w pomorskich instytucjach kultury, a przecież to pieniądze publiczne. I nie chodzi o to, by suweren decydował o rozdziale środków na kulturę, bo u nas suwerena nie ma, ale o to, że są to środki z tego samego źródła, z którego finansowane są instytucje oraz ledwo zipiąca kultura pozainstytucjonalna, po prostu cała nasza kultura. Ważne, by środki, które są, były jak najlepiej rozdysponowane. Zdecydowanie powinien być powiększony budżet festiwalu, bo to nasza duma i chwała, jedna z kilku największych marek Pomorza. Reszta finansów GiTeSu powinna trafić pod lupę mądrego zarządcy i, mówiąc językiem sportowym, „szatnia do przewietrzenia”. I nawet jeśli nie ma u nas opinii publicznej (bo nie ma) i ludzi nie interesuje, że można lepiej, mądrzej, gospodarniej, o finansach GiTeSu należy rozmawiać w duchu dbałości o dobro wspólne: transparentnie i odważnie.
Produkcja, koprodukcja czy dofinansowanie produkcji?
Zespół GiTeSu nie dysponował kompetencjami, które upoważniały go do współtworzenia spektakli i tym bardziej nadal nimi nie dysponuje. Koprodukcja to nie tylko dawanie pieniędzy, to także współudział twórczy. Nie wystarczy powiedzieć Szymonowi Kaczmarkowi, że ma zrobić komedię oraz uznać, że na tym się kończy udział i dumnie powiewać proporcem pierwszej, oryginalnej produkcji („Burza”).
Co dalej albo koncert życzeń pod adresem nowego dyrektora
Skoro budynek jest i nie da się go zmienić, trzeba zrobić wszystko, by był z niego jak najlepszy pożytek. W Trójmieście nie ma nowoczesnych teatrów dla dorosłych w rodzaju Teatru Powszechnego czy Nowego Teatru w Warszawie i festiwali jak Malta (z wyjątkiem Openera, ale jest on zewnętrzny, „chwilowy” i akcyjny). Nie ma miejsc komunikujących się ze społecznością, tworzących przyjazne sytuacje dla kultury społecznej – przeważa wsobność i wycofanie. Ten brak wspólnotowości w Trójmieście to temat długi i na analizy socjologiczne.
Moja opcja na rozwiązanie problemu GiTeSu była inna. Uważam, że Teatr Wybrzeże powinien przejąć GiTeS, bo dyrektor Adam Orzechowski jest jedyną osobą na obszarze południowego Bałtyku, która mogłaby uporządkować sytuację i wprowadzić do budynku teatr. To po prostu najlepszy zarządca instytucji kultury. Ale, by nie doszło do dominacji absolutnej, marzy(ło) mi się, by jedną ze scen – najlepiej Malarnię, przeznaczyć na inny teatr, w skrócie – oddać pozainstytucjonalnemu ruchowi teatralnemu. Przecież Trójmiasto ma gorsze warunki do rozwoju takiego teatru niż Słupsk, Chojnice a nawet Kwidzyn!
Tak się nie stanie, przynajmniej na razie, ale nadzieja umiera ostatnia. Czekam na program Agaty Grendy z niepokojem, ale i dużym kredytem wsparcia, który ma każdy nowy dyrektor. Kandydatka ma z pewnością świetne cv, jest w nim też fajny akcent pomorski (dzięki niej Dada wystąpiła w La MaMa). Jej brak zakorzenienia w relacjach lokalnych może być przewagą lub słabością. Liczę, że tym pierwszym, bo przecież kandydatka zaprasza na autorskie szkolenie dedykowane pod jakże obiecującym tytułem: Mam plecy i nie zawaham się ich użyć! Networking, który działa. Sam nawet zapisałem się kiedyś na to szkolenie, ale zostało odwołane i pewnie dlatego do niczego w życiu nie doszedłem (uśmiech).
Najłatwiej chyba dobrze zacząć od zmian w komunikacji z mediami i społecznością. Nie znam tak słabego serwisu informacyjnego jak w GiTeSie, a trochę jeżdżę i widzę. Wizyta na Malcie, Boskiej Komedii, we wrocławskim Capitolu czy warszawskich teatrach (Nowy i TR), poprzedzona jest zawsze kulturalną i profesjonalną wymianą informacji, aż po prostu chce się przyjeżdżać i… podziwiać (no może nie zawsze się podziwia, ale zawsze się chce). Ostatnio w Gdańsku coś jakby drgnęło: po zapytaniu w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej (inaczej w GiTeSie już chyba nie „wydębi się” informacji) dostałem odpowiedzi na zadane pytania. Odbyło się to zaraz po zamykającym Festiwal Szekspirowski bankiecie, o godz. 0:05 już w poniedziałek. Mam nadzieję, że Agata Grenda stosuje inne standardy i nie chodzi tu o powiązania z bankietem.
*GiTeS – popularny skrót od Gdański Teatr Szekspirowski.