„Mary Page Marlowe” Tracy’ego Lettsa w reż. Adama Orzechowskiego, spektakl dyplomowy studentów Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi.
Najnowszy spektakl dyplomowy studentów łódzkiej Szkoły Filmowej przypomniał jak bardzo czułą naturą jest aktor. Często rozchwianą oddziaływaniem na nią bez aktora woli. I właśnie w takich nieprzewidzianych okolicznościach, które rozwój talentu utrudniają, tym większej czułości potrzebującą.
Jako pierwszy z trzech dyplomów zaplanowanych przez absolwentów wydziału aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi, na scenie Teatru Studyjnego, zobaczyliśmy adaptację sztuki „Mary Page Marlowe” autorstwa amerykańskiego dramaturga i scenarzysty Tracy’ego Lettsa. Aktorskich debiutantów reżyserował również debiutujący w roli twórcy spektaklu dyplomowego Adam Orzechowski, na co dzień dyrektor gdańskiego Teatru Wybrzeże (na swej macierzystej scenie już tekst Lettsa przed kilku laty zrealizował). Spektakl nurza się w mechanizm pamięci - oto blisko siedemdziesięcioletnia bohaterka wspomina wydarzenia ze swojej przeszłości, samą siebie w rozmaitych okresach życia. Zgodnie z intencją autora, Mary Page w różnym wieku gra kilka aktorek, co w atrakcyjny scenicznie sposób podkreśla, że choć jesteśmy tą samą osobą, noszącą to samo imię, to lepimy siebie niejako z wielu osobowości, jakimi byliśmy od dzieciństwa po starość. Rozliczająca swoje życie Mary Page spogląda na siebie z przeszłości z dystansem, chwilami z ciepłą serdecznością, innym razem z przerażeniem, ale też z bolesnym poczuciem, że drugi raz życia przeżyć się nie da, odwrócenie niespełnień i porażek jest niemożliwe, to, co zostało zmarnowane i stracone, takim pozostanie. Oczywistość, a przecież niejednemu z nas z tego powodu chce się krzyczeć. W dodatku dostrzegalna po latach daremność starań o unikanie błędów, „naprawienie” charakteru jest na scenie „Studyjnego” poruszająca tym silniej, iż oglądamy młodych ludzi, którzy są dopiero na początku swojej życiowej drogi.
Do opowieści o zmienności ludzkiej natury autor nieprzypadkowo zapewne wybrał kobietę, co na scenie pozwoliło też uwypuklić sztywność społecznych ram, czy - jak to się dziś mówi - kulturową opresyjność, której kobiety doświadczają. Łódzkie przedstawienie im bliżej finału, tym mocniejszym jest manifestem sprzeciwu wobec ról córek, matek, żon i kochanek, w jakie kobiety są wpychane. A także oczekiwań, że w każdej z nich muszą się spełnić, w dodatku tworząc oscarowe kreacje.
Adam Orzechowski jest wierny duchowi tekstu i koncepcji inscenizacyjnej Tracy’ego Lettsa, ale zarazem dość ostrożny w rozdrapywaniu psychologii kolejnych wcieleń Mary Page (czyżby wpływ ostatnich głośnych wydarzeń związanych z łódzką uczelnią?). Przygotował czysty, ładnie operujący przestrzenią, zespołowy spektakl, nie oceniający bohaterki, zarazem uniwersalizujący okoliczności, w jakich przyszło jej podejmować wybory. To reżyseria, która nie wybija się na niepodległość i pierwszy plan, pozostawia plac aktorom, pewnie lubiana przez artystów doświadczonych, dla adeptów zaś tej niełatwej sztuki, niestety, niezbyt pomocna.
A oglądani w przedstawieniu młodziutcy aktorzy to przecież rocznik dobitnie wyjątkowy, bo pandemiczny - opiekuńczy klosz, którym uczelnia studentów otacza, tym razem mocno popękał. Mimo ich głębokiego zaangażowania w edukację, siły, widocznej ambicji i pracowitości, a także licznych działań Szkoły Filmowej, by pogodzić specyfikę uczelni artystycznej z lockdownem i nauczaniem zdalnym, rok poznawania aktorstwa do pewnego stopnia im uleciał. Trudno wnikać w meandry tego zawodu w oddaleniu, przez ekran komputera, bez zbierania i tych najdrobniejszych doświadczeń na scenie, w relacjach z kolegami i koleżankami oraz pedagogami. W inaugurującym sezon dyplomie są jeszcze o jeden maleńki kroczek przed ukształtowaniem się ich aktorskich indywidualności, wywołaną większą artystyczną pewnością siebie eksplozją osobowości. Są utalentowani, „gotuje” się w nich pragnienie sceny, ale jeszcze szukają swych możliwości. Występujący w przedstawieniu: Oliwia Adamowicz, Maria Adamska, Aleksandra Bernatek, Agata Dziąbor, Karolina Kowalska, Emilia Lewandowska, Dominika Probachta, Julia Rocka, Zofia Stafiej oraz Wiktor Dębski, Karol Lelek, Hubert Sycz, Filip Garmulewicz pokazują bardziej gotowość na podejmowanie największych wyzwań niż swoich ról dopełnienie. Potrzebują jeszcze chwili na dobudowanie ułamka świadomościowej konstrukcji, wynikającej z naturalnego dla wcześniejszych roczników rytmu nauki, który to element teraz, wkraczając w aktorską dorosłość, będą musieli szybko uzupełnić. Mają to wszystko w zasięgu ręki. Ba, mogą to przecież pochwycić już przy następnym dyplomie!