EN

31.03.2025, 16:03 Wersja do druku

Józio notorycznie ugniatany

„Ferdydurke” Witolda Gombrowicza w reż. Mariusza Malca w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w „Rzeczpospolitej”, dodatku „Plus Minus”.

fot. Robert Jaworski

Po inscenizacji „Ferdydurke" w reżyserii Mariusza Malca w Och-Teatrze Gombrowicz zapewne przekonałby się do teatru.

Teatr, to rzecz zdradliwa, kusi zwięzłością, o ile łatwiej zdawałoby się, dobrnąć do końca ze sztuką, niż z wielostronicową powieścią!" - uważał Gombrowicz. Czytając jego dzienniki i listy, widać, że nie lubił sceny, choć jednocześnie doceniał jej rolę. Nawet więcej - czuł nieuchronność teatru. Kiedy dowiedział się od swego przyjaciela Karola Świeczewskiego, że jeden z teatrów amerykańskich przymierza się do realizacji jego „Ślubu", zareagował: „Co robić? »Ślub« bez teatru jest jak ryba bez wody - tak, bo to nie tylko dramat pisany dla teatru, ale, przynajmniej w zamierzeniu swoim, to sama wyzwalająca się teatralność istnienia. Mam jednak obawy, że nikt oprócz mnie nie zdoła tego wyreżyserować i że przedstawienie runie z wielkim wstydem moim".

Dużo większe wątpliwości miałby zapewne, gdyby dowiedział się, że na deski sceniczne chcą przenieść dzieło, którego z pewnością nie napisał z myślą o teatrze, czyli „Ferdydurke". Gdyby jednak zobaczył premierę w warszawskim Och-Teatrze, do teatru mógłby wreszcie zapałać miłością.

Reżyser Mariusz Malec odczytał tę pierwszą powieść Gombrowicza jako uniwersalny traktat o poszukiwaniu własnej tożsamości, dramat człowieka wiecznie dojrzewającego, a jednocześnie... thriller obyczajowy. Powstało przedstawienie błyskotliwe, inteligentne, zagrane z klasą i poczuciem humoru.

Spoiwem opowieści jest Józio w mistrzowskiej interpretacji Krzysztofa Szczepaniaka. W ciągu dwóch godzin obserwujemy jego zmaganie jako człowieka formowanego i „ugniatanego" nieustannie przez różne ideały i światopoglądy. Człowieka rozdartego między pragnieniem dojrzałości a sekretnym pociągiem ku treściom niedojrzałym, zanurzonym w jego podświadomości.

Ta podróż do przeszłości to powrót do szkoły, pobyt na stancji u Młodziaków oraz w bolimowskim dworku wujostwa Hurleckich. Wszystko to rozpisane na 12 aktorów grających (poza Krzysztofem Szczepaniakiem) co najmniej dwie role. Razem tworzą prawdziwą orkiestrę.

Maria Seweryn dała się zapamiętać jako stylowa Młodziakowa „żywcem wzięta" ze świata Tamary Łempickiej (świetne kostiumy Zofii de Ines). Trudno oderwać wzrok od Ciotki Hurleckiej w wykonaniu Lidii Sadowej. Maria Kłusek to z kolei cała symfonia namiętności w postaci mocno wyzwolonej i filuternej pensjonarki Zuty, jak też okraszonej humorem rozkasłanej Zosi. Philippe Tłokiński przekonuje zarówno w roli zblazowanego panicza Zygmunta, jak i rozgrywającego pojedynek na miny niewinnego chłopięcia Syfona. W tym pojedynku miał godnego przeciwnika w osobie Sebastiana Perdka. Perdek jako Miętus z równym oddaniem dokonywał na Syfonie gwałtu przez uszy, a potem dość bezceremonialnie bratał się z parobkiem. Otar Saralidze poddany był co najmniej dwóm gwałtom. Jako wspomniany Parobek ze strony Miętusa, a wcześniej jako Gałkiewicz ze strony profesora Bladaczki, który tonem nieznoszącym sprzeciwu przekonywał o wielkości Juliusza Słowackiego. I tu kolejne aktorskie perełki: Sławomir Pacek jako cudownie stetryczały konserwatysta prof. Bladaczka, a potem słodki Wuj Kocio oraz Robert Czebotar jako krotochwilny prof. Pimko. Aby dopełnić obsady, warto wspomnieć Kopyrdę Adriana Brząkały i rozśpiewaną Marcysię Małgorzaty Bieli. Grono wykonawców to także Karim i Nelson Martusewiczowie, którzy jako muzycy na bieżąco komentują całą tę opowieść. Jest w tej muzyce nowe spojrzenie na klasykę, bo pierwsze cztery takty V symfonii Beethovena brzmią bardzo po gombrowiczowsku: Du-Du-Du-Pa! 

***

„Ferdydurke", aut. Witold Gombrowicz, reż. Mariusz Malec, Och-Teatr w Warszawie

Tytuł oryginalny

Józio notorycznie ugniatany

Źródło:

„Rzeczpospolita” nr 74, „Plus Minus”

Autor:

Jan Bończa-Szabłowski

Data publikacji oryginału:

29.03.2025