“Thrill me. Historia Leopolda i Loeba” Stephena Dolginoffa w reż. Tadeusza Kabicza w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury w Warszawie. Pisze Wioleta Rosłoniec w Teatrze dla Wszystkich.
W literaturze, filmie i teatrze o miłości powiedziano już niemal wszystko. No właśnie – niemal. O tym, co dotychczas niewypowiedziane, opowiada spektakl Thrill me. Historia Leopolda i Loeba w reż. Tadeusza Kabicza.
Ameryka. Końcówka lat 50. Mężczyzna w średnim wieku ubiega się o zwolnienie warunkowe. Nie pierwszy raz staje przed komisją. Już od ponad 30 lat odsiaduje wyrok za potworną zbrodnię, której dopuścił się jako dziewiętnastolatek. Zbrodnię, która – aż do teraz – wydawała się być pozbawiona motywu.
Motyw
Prowadzący przesłuchanie policjant już w pierwszych minutach spektaklu zauważa: „Fakty już znamy […]. Pytanie brzmi, czy znamy prawdę i czy wiemy wszystko”. To właśnie dążenie do prawdy staje się motywem przewodnim spektaklu.
Zacznijmy więc od początku. Thrill me z całą pewnością nie jest musicalem konwencjonalnym – zarówno ze względu na swoją konstrukcję, która przypomina raczej dramat muzyczny rozpisany na dwa męskie głosy i fortepian, jak również podjętą problematykę. Dlaczego? Zbrodnia nieczęsto staje się przedmiotem spektaklu. Szczególnie tak okrutna. Jednak po uważnym obejrzeniu realizacji warto zadać pytanie: czy aby na pewno to zbrodnia jest jej istotą?
Miłość
Produkcja Mazowieckiego Teatru Muzycznego to opowieść o Nathanie Leopoldzie i Richardzie Loebie, kolegach ze szkolnej ławy – przyjaciołach, których do dokonania rzeczy strasznej popycha specyficzna, patologiczna wręcz, homoseksualna relacja… oraz poczucie wyższości nad innymi ludźmi spowodowane fascynacją nietzscheanizmem. To właśnie filozofia Friedricha Nietzschego i wywołane nią poczucie bycia nadczłowiekiem napędzają Richarda do przekraczania granic. Co kieruje Natem? Uwielbienie dla Richarda. Bohater decyduje się na złamanie wielu zasad, którymi dotychczas kierował się w życiu, aby być blisko przyjaciela. Człowieka, którego kocha.
Sztuka autorstwa Stephena Dolginoffa to opowieść o miłości, poszukiwaniu bliskości, potrzebie akceptacji, odrzuceniu oraz lęku. Strachu, który wywołuje lęk na samą myśl o tym, że można się bać. Strachu, który Richard, podobnie jak wielu ludzi każdego dnia mijanych na ulicach, skrywa pod maską niewzruszonego ignoranta.
Morderstwo
Przekonani o swojej wyższości studenci prawa świadomie łamią jego granice, sprawdzając, jak daleko mogą się posunąć. Pierwsze występki, które popełniają nie są tak głośne i spektakularne jak czyn, do którego prowadzą. Na początku pozwalają jednak Richardowi wypełnić pustkę wywołaną brakiem ciepła i (nie)miłości. Jak się okazuje – nie trwało to długo…
Warto docenić kunszt aktorski i wokalny Marcina Januszkiewicza oraz Macieja Pawlaka. Richard wykreowany przez Januszkiewicza to niezwykle charyzmatyczny, bezczelny w swym uroku chłopak, który czuje się niedoceniony przez ojca i odrzucony. Niewystarczająco dobry, aby zasłużyć na miłość, która tak chętnie ofiarowywana jest Johnowi, młodszemu bratu. Znienawidzonemu bratu. Przeciwieństwo stanowi Nate, który choć jest ukochanym synem swojego ojca, boryka się z odtrąceniem ze strony ukochanego. Niepewność rodzi w nim nie tylko frustrację, ale także coraz silniejszą potrzebę podjęcia działania, które pozwoli zostać zauważonym i docenionym. Potrzebnym. I godnym bycia nadczłowiekiem. Godnym miłości.
To, co prezentuje duet sceniczny Januszkiewicza z Pawlakiem jest prawdziwym mistrzostwem. Zestawienie wokalne tych dwóch różnych temperamentów i kontrastujących barw to uczta dla widza. Nate Pawlaka jest bohaterem rozważnym, kierującym się w życiu zasadami, zamiłowanym w prawie, które zna wystarczająco dobrze, aby łamać je bez konsekwencji. Dlatego właśnie godzi się na szaleństwa Richarda, takie jak podpalenie starego magazynu czy przypadkowe kradzieże. Nate gotów jest zapłacić cenę za spędzony z nim czas. Nawet jeśli ceną jest pozbawienie życia niewinnego dziecka.
Realizacja MTM jest spektaklem fantastycznym w swej prostocie. Na uwagę zasługują także trzecia – niema, choć bardzo dobrze słyszalna rola pianistki Kariny Komendery oraz scenografia autorstwa Tadeusza Kabicza i Macieja Pawlaka – metalowy stelaż z elementami drewna, w którym zamontowanych jest kilkanaście ekranów. To właśnie one, a dokładnie stworzone na potrzeby spektaklu znakomite animacje Karoliny Jacewicz stanowią ważny komponent symboliczno-metaforyczny tego spektaklu.
Jedna zbrodnia, trzy ofiary. Tak podsumować można spektakl „Thrill me. Historia Leopolda i Loeba”. Prezentacja Mazowieckiego Teatru Muzycznego to bardzo dobre przedstawienie skrojone na miarę roku 2021.