Piotr Sieklucki: Twoje „Czarownice” to wyraz niewiarygodnej wściekłości na państwo, Polskę, kościół, rządzących, i męski szowinizm. Po „kobietach” umawialiśmy się na spektakl o „facetach”, ale zmieniłaś zdanie. Jest tak źle?
Iwona Kempa :Tak pamiętam i ciągle myślę, że koniecznie chciałabym oddać też głos mężczyznom na scenie, w tej samej sprawie, tzn. równości, niezależności, możliwości wyboru tego: jak, z kim, gdzie, i na jakich zasadach chce się żyć. Poprzedni spektakl „Kobiety” kończył się przecież wezwaniem Martynki do „rozpierdolenia tego wszystkiego”, po to, by wszystkim ułożyć świat na nowo, na lepszych, równych zasadach. „Mam gdzieś, czy bohater ma penisa i pali cygaro, czy nosi sukienkę i ma cycki”-mówiła słowami Virginie Despentes Martynka. Ale kiedy szukałam pomysłu i materiałów, wybuchła pandemia i nasz świat sam się rozpierdolił… tylko inaczej, bo niecni ludzie u władzy postanowili wykorzystać, że jesteśmy zamknięci, chorzy i przerażeni. Kiedy pseudotrybunał wydał swoje nieludzkie orzeczenie byłam na kwarantannie. Moja córka zachorowała na Covid i obie zostałyśmy odizolowane od świata. Siedziałam przed komputerem dniami i nocami śledząc relacje ze wszystkich protestów w całej Polsce, wrzeszczałam „wypierdalać” razem z krzyczącymi na ulicach. Przepełniał mnie gniew i wściekłość na to chore państwo łamiące podstawowe prawa człowieka. Poczucie bezsilności, bo nie mogłam wyjść na ulicę, przytłaczało . Była we mnie też radość i poczucie siły, jaką dawały wspaniałe, dzielne kobiety biorące udział w Strajku. Czułam ich moc, determinację, podziwiałam odwagę. Były i są dla mnie prawdziwymi bohaterkami, wojowniczkami o wolność. Strajki Kobiet były największymi protestami w obronie wolności od czasu Solidarności. Czułam, że ten bunt przeciw dziaderskiej, okrutnej władzy ma ogromną siłę. Wydawało mi się, że prowadzi to wszystko do zwycięstwa. Taki hart ducha, taka odwaga, taka mądrość i niezależność, taka siła protestu, jego masowość muszą zostać wysłuchane. Tak naiwnie myślałam.
A potem nastała zima i władza stawała się coraz bardziej brutalna. Do tej pory mam przed oczami sceny z Placu Bankowego, jak wmieszani w tłum ubrani po cywilnemu policjanci wyciągają pały i biją demonstrantki, jak zamykają w kordonie kobiety na wiele godzin na mrozie, jak wywlekają ludzi z tłumu, wciągają do wozów i wywożą do odległych komisariatów. Znowu całymi nocami śledziłam doniesienia: gdzie, kogo wywieźli, kogo wypuścili. Moja nadzieja stopniała, a od tego czasu jest przecież coraz gorzej. Mam poczucie, że żyjemy w kraju pogardy i nienawiści do kobiet, wypowiadanej niekiedy wprost, a niekiedy głęboko skrywanej. Żyjemy w kraju nienawiści do Innych i sankcjonowanej przez państwo przemocy wobec Innej/Innego. Ogromną rolę w sianiu lęku przed innością, szczególnie kobiecą, odgrywał i nadal odgrywa kościół, a może wszelkie religie, w których kobieta postrzegana jest jako gorsza, nieczysta, grzeszna. To jest temat Czarownic. Spektakl „Kobiety” powstawał z nadziei, poczucia siły i sprawczości, „Czarownice” powstały z gniewu i rozpaczy.
P: Jak przebiegały prace nad scenariuszem. Czym on jest? Skąd brałaś inspiracje?
I :Tak się złożyło, że tuż przed wybuchem protestów przeczytałam książkę Mony Chollet, francuskiej dziennikarki i socjolożki, „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet”. Książka była silną inspiracją, bo Chollet na podstawie szczegółowych badań , bardzo dobitnie pokazuje związek między współczesnymi mechanizmami wykluczania, nierównego traktowania i przemocy wobec kobiet, a trwającymi przez stulecia procesami o czary. Katolicki „Młot na czarownice”- napisany przez dwóch inkwizytorów podręcznik procesowy, który miał pomóc w likwidacji „czarownic” wydany w 1487 roku -autorka porównuje do „Mein Kampf, a wymordowanie niezliczonej liczby kobiet oskarżonych o czary- do Holocaustu. Ten sam mechanizm wskazywania kozła ofiarnego, ta sama, jak na ówczesne czasy potężna propaganda. Ten sam amok społeczny i religijny w tropieniu i zwalczaniu ludzi, którym odmówiono prawa do człowieczeństwa. Kobiety przez setki lat, między innymi za sprawą nauczania Kościoła, nie były uznawane za pełnoprawnych ludzi. Tym, co nadawało wartość istnieniu kobiecemu było jedynie macierzyństwo. Chollet wskazuje na powtarzającą się zasadę w wyborze kobiet, które zwalczano- były przede wszystkim niezależne, niezamężne, nie podlegały władzy żadnego mężczyzny, bezdzietne i często stare. Chollet odwołując się do przykładów ze współczesnego świata polityki, sztuki, pop-kultury znajduje te same mechanizmy wykluczenia, pogardy i wrogości, a co za tym idzie bezustanną próbę ograniczenia niezależności kobiet, przejawiającą się przede wszystkim w kontroli kobiecej seksualności i płodności.
Nie wiem jak Mona Chollet zareagowała na to, co działo i dzieje się w Polsce, ale ja po lekturze jej książki wiedziałam, że jestem potomkinią tych, których nie udało się spalić. Zadzwoniłam do Ani Bas, z którą pisałyśmy wcześniej scenariusz „Kobiet” i rzuciłam hasło „Czarownice”. Zaczęłyśmy zbierać materiały, Ania pisała gotowe propozycje scen, przysyłała mi mnóstwo tekstów źródłowych, artykułów, reportaży, informacji. Przeczytałam wstrząsające książki o „procesach czarownic” na terenach Polski. Pracowałyśmy równolegle nad fragmentami, a potem ja z tych klocków składałam całość. Od początku wiedziałyśmy, że zasadą kompozycyjną będzie kolaż utkany z przeszłości i teraźniejszości. Ania napisała, jako jedną z pierwszych, scenę Przesłuchania, w której współczesne przesłuchanie uczestniczki protestów zmienia się w proces o czary według instrukcji zaczerpniętej z „Młota na Czarownice”. Ta scena wyznaczyła zasadę kolażu, zderzanie ze sobą tego, co dalekie z tym, co bliskie, tego, co przerażające z tym, co groteskowe i absurdalne. Chciałyśmy też, żeby mocno wybrzmiał temat artystek. Ania napisała sceny inspirowane postacią i wywiadami z Carolee Schneeman. Wszystkie teksty (oprócz dziecięcej wyliczanki i fragmentów z Makbeta) są autentyczne, zaczerpnięte z reportaży, wypowiedzi kobiet, ich zapisów, relacji.
Był nawet autentyczny monolog rzecznika policji, ale w końcu wyleciał. Chyba nie zasługiwał na głos w naszym spektaklu.
P:Nie masz wrażenia, że jednak te wszystkie protesty z piorunem w tle osłabły, jakby ich siła gasła?
I: Tak, ale Strajk działa, tylko nie na ulicach. We mnie już nie ma nadziei na szybką zmianę. Chyba trzeba poczekać, bo zmiana nadejdzie z pewnością, ale nie od razu. Może droga do zmiany będzie inna, może ta władza zeżre się sama, ale z pewnością młodzi ludzie, młode kobiety nie będą żyć tak, jak się wydaje starym patriarchalny dziadom. No i babom, bo strażniczek patriarchatu nie brakuje. Niektórzy mądrale twierdzą, że pojęcie patriarchatu już nie powinno funkcjonować, bo go w istocie nie ma. Jak zwał tak zwał, w Polsce „dziadostwo” ciągle rządzi, nie tylko państwem ,ale przede wszystkim wieloma umysłami i duszami.
P: Co dalej z tą Polską?
I: Nie wiem. Groza. Kiedy odpowiadam na Twoje pytania na polskiej granicy umierają ludzie, bo władza nie chce udzielić im pomocy. Wczoraj nazwano ich terrorystami, a dziś umarł z wycieńczenia 16-letni chłopiec. Nie daje mi to spokoju. Jestem tym państwem załamana, jest mi wstyd , czuję się bezradna i przerażona. Żyjemy w państwie, które nie tylko nienawidzi kobiet i osób LGBT, żyjemy w okrutnym państwie, które w ogóle nienawidzi ludzi, a polityczne gęby wypchane są moralnymi frazesami.
P: Jakie masz najbliższe plany reżyserskie
I: Pracuję ze studentami i studentkami warszawskiej Akademii nad ich spektaklem dyplomowym. Premiera na początku listopada ,a potem zaczynam pisać scenariusz o facetach. Byliśmy przecież umówieni.
P: Dziękuję za rozmowę. A państwa zapraszam na świetny spektakl „Czarowniece. Wszystkich nas nie spalicie”.