19 listopada 1970 r. w „Apetycie na czereśnie” Agnieszki Osieckiej w jeleniogórskim Teatrze Dolnośląskim oficjalnie po raz pierwszy na scenie pojawiła się aktorka Małgorzata Talarczyk. Pani Małgorzata jest osobą wyjątkową nie tylko dla nas, dlatego w sposób wyjątkowy zauważamy tę godną szacunku rocznicę pracy twórczej. Poprosiliśmy wybrane osoby o „kilka słów” dla pani Małgorzaty i z tych „kilku słów” powstał… Jej portret, malowany wdzięcznością, uznaniem, podziwem i miłością.
Joanna Czajkowska, choreografka, tancerka
Małgorzata Talarczyk
Kobieta, aktorka, instytucja.
Gdy przywołuję w pamięci Małgorzatę Talarczyk, najpierw słyszę jej głos: głęboki, energetyczny, czasem chropowaty, czasem aksamitny. Ale przecież Małgorzata zaczęła swoją drogę teatralną poprzez teatr ciała, pantomimę, balet. W ciągu pół wieku zagrała pełną paletę postaci, przygotowała do zawodu dziesiątki absolwentów Studium Wokalno-Aktorskiego, odebrała mnóstwo nagród. To wszystko stanowi niezwykłą drogę twórczą, budzącą podziw i zachwyt.
Jest jednak coś istotnego, co widać w każdej kreacji aktorskiej, ale co rozkwita także poza sceną. To, co stanowi o wyjątkowości Małgorzaty Talarczyk, to ogromne serce, empatia, wnikliwość w oglądzie świata, ale też iście młodzieńcza radość życia. Te cechy pomagają jej budować skomplikowane role, ale widoczne są bardzo w życiu prywatnym i w działalność dla teatralnej społeczności, w myśleniu i działaniu pro bono, w radości ze spotkań z innymi artystami.
Więc myśląc „Małgorzata Talarczyk” mam w uszach jej głos, a przed oczami kobietę, człowieka, artystkę o wielkim sercu do sztuki, do ludzi i do życia. I widzę jej uśmiech, gdy wita mnie i wszystkich nas w małym biurze gdańskiego oddziału ZASP-u. Gdy dopytuje, jak sobie radzimy, gdy opowiada, co u innych, co u niej, czyli w jej teatrze.
Pani Małgosiu – to zaszczyt być Pani koleżanką i móc powiedzieć publicznie – dziękuję za wszystkie nasze spotkania, nauki i inspiracje. I życzę nam wszystkim – Pani widzom, by nadal Pani nas zachwycała. A Pani – by kolejne role dawały możliwość wnikania w materię twórczą, by zdrowie dopisywało, a z teatru znowu wychodziła poruszona do głębi publiczność.
Jerzy Gorzko, aktor Teatru Wybrzeże
Małgosia Talarczyk jest nie tylko wybitną aktorką, ale przede wszystkim niezwykle mądrą, dowcipną i rozsądną osobą. Jako przewodnicząca Gdańskiego Oddziału ZASP-u przypomina najlepsze czasy prezesów Holoubka, Szczepkowskiego, Łapickiego. Każdą sprawę przesiewa jak Sokrates przez trzy sita: prawdy, dobra i pożyteczności. To wielka przyjemność spotykać się z nią i współpracować.
Marek Kaczanowski, dyrektor Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej
Jeżeli tylko spoglądam za siebie i przeglądam karty historii Studium Baduszkowej zawsze odnajduję tam postać Pani Prof. Małgorzaty Talarczyk.
Mistrzyni „łączenia”
Kiedy w 1986 r., będąc słuchaczem I roku Studia, oglądałem przedstawienie dyplomowe „Trzecie imię” wyreżyserowane przez Romana i Małgorzatę Talarczyków, byłem pod wielkim wrażeniem, jak pięknie połączono w jedną całość istniejące w tych latach hity musicalowe – „Człowiek z La Manchy”, „My Fair Lady”. Podobny zabieg został użyty przez Panią Prof. w 1988 r. w dyplomie „Desiderata alla prima”. Jakże sprawnie wypadło łączenie fragmentów „Alicji w Krainie Czarów”, „Nie kłam kochanie” i „Evity” tylko ten wie, kto pamięta ten dyplom. Okazało się w kolejnym roku podczas pracy nad swoim przedstawieniem dyplomowym „Bluff” pod skrzydłami Małgorzaty Talarczyk razem z moimi koleżankami i kolegami również doświadczyliśmy łączenia. Angielska farsa, „Ciotka Karola”, „Irlandzki tancerz” Ernesta Brylla, piosenki z musicalu „Cats” i „A Chorus Line” (tekst spisywany przez Panią profesor z filmu nagranego na taśmie VHS!) i dopiero co powstałą piosenkę „Masquerade” z musicalu „Phantom of the opera”.
Zabiegi łączenia miały na celu pokazanie nas w jak najbardziej interesującym i nowoczesnym materiale przed komisją weryfikacyjną, która przyjeżdżała co roku z Warszawy oceniać adeptów Studia i dać nam błogosławieństwo na drogę ku sztuce.
Dzięki łączeniu wielu z nas odnalazło swoje miejsce w zawodzie.
Mistrzyni improwizacji
Latem 1989 r., razem z panią Małgosią oraz kilkoma koleżankami i kolegami ze Studia z różnych roczników, udaliśmy się na festiwal teatralny do Grenoble. Nasza obecność miała głównie na celu obserwacje i poszukiwanie nowych kierunków i trendów w sztuce.
Ale raptem okazało się, że każda grupa, która jest uczestnikiem festiwalu, musi przedstawić swój przywieziony spektakl. No i wtedy ręce nam opadły. Pani profesor w jednej chwili przywołała, jak przypuszczam, całe swoje doświadczenie z łączeniem i budowaniem dramaturgii, improwizacji i tworzenia choreografii oraz uruchomiła pokłady kierownika muzycznego i ze stoickim spokojem podjęła rękawicę.
Pozbierała wszystkie nasze umiejętności tańca oraz śpiewu i w ciągu trzech dni stworzyła przedstawienie. Przedstawienie, które wywołało wśród widowni wiele pytań. Było tajemnicze i zagadkowe. Dyskusje po spektaklu trwały długo, doszukiwano się tam historii polskiej drogi do wolności. Dzięki sztuce improwizacji pani profesor nie zostaliśmy bezimiennymi uczestnikami festiwalu – uważano nas za polskich opozycjonistów.
Dorota Lulka i Piotr Michalski, aktorzy Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni
Małgosia Talarczyk (słynna Pani Prezes, Mała Gosia, Lady Murdret, Talarka) to fascynujący, Szlachetny Człowiek O Wielu Talentach, Artystka którą wyrazić może jedynie poezja. Ona sama czyni to zresztą najlepiej. Czy czytali Państwo wiersze Małgorzaty Talarczyk?
Te subtelne miniaturki będące liryczną akceptacją różnych stron życia to poezja czysta i delikatna. To jest własny głos Małgosi w czasie poza sceną. Poza tekstem wielu, wielu sztuk, w których zagrała. Polecam! Co prawda nie wiem, czy ukazały się drukiem, bowiem skromność i brak dbałości o własne sprawy Małgosi jest tak nieczęsta, że należałoby wznieść toast za tak niesformatowaną osobowość – najlepiej nalewką. Czy próbowali Państwo nalewek Małgorzaty Talarczyk? Tych słynnych brawurowych pomarańczówek, cytrynówek z duchem, morelówek? Polecam!
Niedawno wspominaliśmy z mężem wieczór Sylwestrowy w domu i ogrodzie Małgosi. Jej gościnność, kunszt kulinarny, klimat domu i tego wieczoru… I nie chodziło szczególnie o to, by rozregulować sobie zwoje mózgowe, bowiem przeważały rozmowy istotne (Polecam!) i tańce tak, że podziwiać należało niewzruszony spokój Tycjana. Zrozumieliśmy wtedy, że nawet Sylwester może być wspaniały (mimo iż Małgorzata nie podała będących wtedy na ustach wszystkich karasków).
Małgosiu, nasza wdzięczność będzie Cię prześladować: za wszystkie rozmowy, za dobroć, za przyjemność pracy z Tobą.
Małgorzato odwagi. „Wspomnij wszystkie tajemne marzenia i idź!”.
Rafał Ostrowski, aktor Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni
Małgorzata Talarczyk. Jak w kilku zdaniach, wyczerpująco, opowiedzieć o kimś, kogo poznałem na początku mojej teatralnej drogi? Czy mam tu opowiadać o wspaniałej, pełnej zawodowej pasji, zawsze pomocnej, oddanej i inspirującej nauczycielce chętnie poświęcającej swój wolny czas na dodatkową pracę ze studentami?
A może bardziej na miejscu byłoby wspomnienie tego, co od wielu lat z pasją realizuje? Zawsze świetnie przygotowana do swych zadań aktorka powołująca do scenicznego życia całe galerie ciekawych, barwnych, zabawnych i poruszających teatralnych wcieleń?
Czy może opowiadać o niej jako o osobie, co dzisiaj bardzo rzadkie, nieobojętnej, społecznie wrażliwej, zaangażowanej w niesienie pomocy tym, którzy jej potrzebują.
Czy opowiadać o jej zapale organizatorskim, zaangażowaniu w działania na rzecz integracji środowiska teatralnego, pracę w ZASP-ie?
Nie, nie czuję się wystarczająco kompetentny, by wyczerpująco o tym wszystkim wspomnieć. Okazja przecież jubileuszowa, więc najpewniej trzeba by się pochylić nad jej pracą sceniczną, lecz w przypadku Pani Profesor wydaje mi się to zawężeniem obrazu.
Ja, gdy myślę: Małgosia Talarczyk, w pierwszej kolejności nasuwają mi się skojarzenia: ciepło, dobro, spokój, równowaga, praca, zaangażowanie, wsparcie. W świecie niestabilnym i niepewnym, który zupełnie „oszalał” (inne słowo miałem na myśli, ale tekst ma być publiczny…) szczęściem jest mieć taką Małgosię.
Dariusz Siastacz, aktor teatralny i filmowy
Nie potrafię przytoczyć jednej, jedynej anegdoty, ani przywołać jednej jedynej sytuacji, zdolnej dać całkowity obraz Małgorzaty Talarczyk. Widzę Panią Małgosię na wielu slajdach, przenikających się wzajemnie. Na jednym z nich jest bardzo życzliwą mi osobą, próbującą pośród dżungli w mojej głowie układać tory, po których będzie się poruszał umysł przyszłego aktora. Na innym jest Koleżanką ze spektaklu, ze stopami w dołku wykopanym w piasku plaży, wypełnionym morską wodą z gorącą herbatą i z żołądkową gorzką w tle, dla rozgrzewki. Tu znów przebija się zepsuta i niemoralna Królowa z „Iwony księżniczki Burgunda”. Teraz znów Reżyserka. Na kolejnych kliszach pamięci – świadek i uczestnik licznych sytuacji z mojego życia prywatnego. Nie da się jednym „numerkiem” uchwycić całości postaci. To zbyt wielowymiarowa Postać. Jakby napisana przez znakomitego dramaturga. Złożona z wzajemnie potwierdzających się i wzajemnie samym sobie zaprzeczających wątków. Wymarzona do grania.
Grzegorz Wolf, aktor Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni
– Pani Małgośko, chcę robić Lao Che na dyplom z piosenki aktorskiej!
– No to rób – mówi pani Małgośka.
– Ale to nie są żadni tworzyciele sekwencji śpiewaczo-dramatycznych, to znaczy, że we Wrocku na śpiewce aktorskiej nikt o nich nawet nie pomyśli.
– Rób Wilku – pani Małgośka na to – jeżeli uważasz, że jest w tym potencjał, to rób.
– To ja dam pani posłuchać, to taki crossover, ale głęboki: Mickiewicz, Biblia, egzystencjalny magiel…
– Fajnie, naprawdę fajnie – entuzjazm na twarzy pani Małgośki.
– Pani Małgośko, no to co?
– Jajco Wilku, jajco – tak mi rzekła.
No to zrobiłem.
Taka to była konsultacja z przewodniczącą sekcji aktorskiej PPSWA – Panią profesor Małgorzatą Talarczyk.
***
Joanna Żędzianowska, biuro gdańskiego oddziału ZASP-u
Skromnie i bez zdjęcia ustawiam się na końcu tej zacnej kolejki gratulujących i cóż jeszcze mogę dodać?
Więc może po prostu w Twoim, droga szefowo, imieniu, Twoimi słowami (nieco zmodyfikowanymi na potrzeby sytuacji) z wiersza „Koncert na bulwarze” (wszak, jak wiadomo, jesteś też poetką) zwrócę się do wszystkich Ci życzliwych:
„To jest list! Kochani przyjaciele!
Dziękuję za wszystkie Wasze bazgrołeczki –
ale ileż można o tym samym w kółko!
Może wina? A może wiśnióweczki?”