"Nad Niemnem. Obrazy z czasów pozytywizmu" wg Elizy Orzeszkowej w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Beata Popczyk-Szczęsna, członkini Komisji Artystycznej VI Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Jedna z początkowych scen przedstawienia to cukierkowate tableau – widzimy salon w dworku Korczyńskich, zgromadzonych w nim gości oraz całą gamę sztucznych póz i zachowań przedstawicieli szlachty. Ich konwencjonalnym powitaniom i rozmówkom towarzyszą brzmienia salonowego pianina, co nadaje obrazowi scenicznemu charakter konwencjonalnego obrazka, landszaftu z przeszłości. Ten nastrój przełamuje dopiero rozmowa Emilii i Benedykta Korczyńskich, w której nie ma ani cienia karykatury: aktorzy (Edyta Ostojak w roli Emilii i Włodzimierz Dyła jako Benedykt Korczyński) kreują parę ludzi w jakiejś mierze sobie bliskich, ale kompletnie nierozumiejących swych potrzeb i oczekiwań. To ciekawie zarysowana relacja między tymi postaciami, zwłaszcza jeśli chodzi o postać Emilii Korczyńskiej, której stereotypowy wizerunek (przewrażliwiona kobieta chorująca na „globus”) utrwalił się w społecznym obiegu dzięki adaptacji filmowej Nad Niemnem z 1986 roku (Emilię kreowała w tym filmie Marta Lipińska).
Widok salonu i bohaterów w formie scenicznego tableau, ukształtowany niczym „teatr w teatrze”, powracać będzie jeszcze kilkukrotnie w tej sztuce, w funkcji charakteryzującej środowisko, ale także w roli znaczących punktów fabularnych (tak pomyślane zostało spotkanie Zygmunta Korczyńskiego z matką, Andrzejową Korczyńską, czy też scena odmowy oświadczyn Teofila Różyca, podczas której wymowy gest Justyny spotkał się z afektywnie, niemal karykaturalnie przedstawioną reakcją ogółu zgromadzonych).
Jeśli chodzi o zabiegi adaptacyjne, to wskazałabym przede wszystkim dwie kwestie. Przede wszystkim – rzeczowe potraktowanie opisów przyrody, które wplecione zostały w tok wypowiedzi poszczególnych bohaterów jako forma zarysowania tła akcji i podkreślenia związku człowieka z nadniemeńską naturą. Rozmowa Justyny z Martą, odbywająca się przed kurtyną niczym prolog spektaklu, jest ważną zapowiedzią takiego stylu przedstawienia narracji powieściowej, wbrew powszechnym przyzwyczajeniom lekturowym, czyli traktowaniu „po macoszemu” opisów przyrody z pozytywistycznych powieści. Fragmenty narracyjne, włączone w tok wypowiedzi postaci, to nośny zabieg dramaturgiczny, dzięki któremu uzyskany został również efekt dystansu postaci do samych siebie, a to pomysł spójny z poetyką spektaklu prowadzonego w oscylacji między serio i buffo.
Znaczącym wyróżnikiem adaptacji scenicznej jest także umowność wizualnych środków przekazu: koliście udrapowana materia, zawieszona w tle sceny na podobieństwo wschodzącego/zachodzącego słońca; gra świateł; butaforskie rekwizyty, czyli kurki, koniki i drzewka na kółkach, przesuwane po scenie; wiązki kwiatów polnych na głowach i w rękach bohaterów – wszystko to oddaje klimat wiejskiego otoczenia na zasadzie stylizacji, campowej zabawy w teatr. Czytelne są również nawiązania do konwencji widowiska baśniowego, jak w spektaklach dla dzieci, gdzie liryzm łączy się z groteską, a tajemniczość z dowcipem (przykładem niech będzie dodana przez realizatorów scena monologu króla Zygmunta Augusta, który w otoczeniu mgieł i oparów opowiada o protoplastach rodu Bohatyrowiczów). Zastosowane efekty sceniczne wynikają, jak mniemam, z sympatii twórców przedstawienia do narracji stworzonej przez Orzeszkową, a zarazem są wyrazem ironii i realizatorskiego dystansu wobec mimetycznych konwencji reprezentacji świata w teatrze.
Pastiszowe nawiązanie do teraźniejszości następuje szczególnie wyraźnie w scenie wiejskiego wesela Elżuni Bohatyrowiczówny. Uczestnicy uroczystości niosą duży dożynkowy wieniec, kłaniają się z nim widowni i tuż przed publicznością rozpoczynają serię przyśpiewek ludowych, w tym radosną przyśpiewkę o tęczy. Postaci ubrane są raczej współcześnie, wyglądają kiczowato w swych odświętnych strojach. Ale emanuje z nich pogoda ducha, przekonanie o wadze udziału w obrządku zaślubin i głębokie poczucie wspólnoty. Nie ma tu miejsca na zapalczywość i wzajemne pretensje. Jest za to wspólny taniec w parach, znak jedności w zabawie – niczym rewers słynnych symbolicznych tańców z naszej literatury klasycznej, w tym przypadku o zupełnie innym wydźwięku: raczej wesołym, choć niepozbawionym uszczypliwości, ale na pewno nie tragicznym. Można odczuć w tej scenie prześmiewcze „mrugnięcie oka” skierowane ku widzom, ale w moim przekonaniu nie ma w tym zjadliwej krytyki podziałów i różnic nie do pogodzenia w polskim społeczeństwie. Summa summarum, to niestandardowy dziś gest ze strony twórców przedstawienia – idąc za przekazem Elizy Orzeszkowej, podkreślają wartość jedności w grupie zróżnicowanej statusem społecznym i zamożnością. Nie unikając mityzacji i baśniowości przekazu, żonglując konwencjami, tworzą sceniczne świadectwo „marzenia o nowej wspólnocie społecznej” (Program przedstawienia, s. 3). Czy to możliwe? Finał spektaklu, czyli rozmowa Justyny, Witolda i Marty Korczyńskiej, jest niejednoznaczny. Młodzi z zapałem opisują, jak to będzie dobrze. Towarzyszy temu płacz starszej bohaterki i opadająca kurtyna. Czyżby znak konieczności rozdzielenia dawnej i nowej narracji, czyli opowieści Marty i projektów młodego pokolenia?... Twórcy spektaklu pozostawiają widza w zawieszeniu i we wzruszeniu. To ostatnie wynika zaś z sugestywnej gry aktorskiej Marty Ledwoń w roli Marty Korczyńskiej, gry kontrastującej ze świeżością i prostotą środków wyrazu w kreacjach głównej pary młodych bohaterów – Justyny Janowskiej w roli Justyny Orzelskiej i Macieja Grubicha w roli Jana Bohatyrowicza.
Długie, epickie przedstawienie w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego wyróżnia się dzięki kilku współgrającym pomysłom teatralnym, czyli zręcznej adaptacji Huberta Sulimy (choć można by skrócić niektóre sceny dla uniknięcia nieznacznych przestojów w przebiegu akcji), plastycznej scenografii i nastrojowym obrazom scenicznym (np. scena spożywania miodu w obejściu Anzelma), rytmowi narracji oraz wyrazistym rolom aktorskim, które decydują o ładunku emocjonalnym spektaklu (wszyscy aktorzy tworzą galerię barwnych postaci, ale w tym miejscu, oprócz wspomnianych wcześniej wykonawców, wymieniłabym jeszcze Hankę Brulińską w przejmującym epizodzie Jadwigi Domuntówny i Jolantę Deszcz-Pudzianowską, wcielającą się w postać Marii Kirłowej). Przedstawienie jest precyzyjnie skomponowaną sagą rodu Korczyńskich i Bohatyrowiczów. To widowiskowy gest pamięci o przeszłości i wyraz tęsknoty za zgodną teraźniejszością, którą – jak projektowała niegdyś Eliza Orzeszkowa – mogą stworzyć, pomimo różnic, członkowie jednej zbiorowości.
Nad Niemnem. Obrazy z czasów pozytywizmu według powieści Elizy Orzeszkowej, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie, prem. 21 marca 2020.