Stary Teatr uratowany. Ale... Zarażony wirusem "dobrej zmiany" teatr nie podzielił smutnego losu Polskiego we Wrocławiu. Na razie - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
Pięć premier. "Not great, not terrible" - tak, sięgając po cytat z serialu "Czarnobyl", można by skwitować drugi sezon Starego Teatru po "dobrej zmianie". Przywołana kwestia pada tuż przed tym, gdy ekipa radzieckiej elektrowni jądrowej zda sobie sprawę z wybuchu reaktora. W Starym był to pierwszy sezon, kiedy po kuriozalnych eksperymentach artystycznych ludzi ministra Glińskiego sterowanie programem teatru przejęła rada artystyczna złożona z aktorów Starego, a wsparta przez pracujących w nim wcześniej reżyserów. Powołany wcześniej przez Glińskiego dyrektor Marek Mikos zajął się wyłącznie administrowaniem. Jakie porażki, a jakie sukcesy odniósł Stary zarządzany w tak nietypowy dla polskiego teatru sposób? Za mało rocka w "Roku z życia w Europie Środkowo-Wschodniej"? Sukces pierwszy. Stary Teatr nie obrócił się w radioaktywny lej. Może to niewiele, ale przykład wygrzebującego się z wolna z takiego leja Teatru Polskiego we Wrocławiu