EN

29.06.2023, 11:52 Wersja do druku

Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję

„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" Mateusza Pakuły w reż. autora, koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Rafał Turowski na swojej stronie.

fot. Klaudyna Schubert/mat. teatru

Ojciec naszego bohatera (Wojciech Niemczyk) ma raka trzustki, wiadomo, że to wyrok, pytanie tylko – jak bardzo odroczony. I nasz bohater (świetni Andrzej Plata i Jan Jurkowski) o tym odroczeniu nam opowiada, zdaje relację ze zinstytucjonalizowanego i prywatnego umierania na raty. Cóż, nie wygląda to umieranie dobrze, nie ma w nim nic pięknego - brzydota, fetor, rozpad ciała i trudny do opisania fizyczny ból. Ulgę przyniesie dopiero śmierć. Do tego dołóżmy brak empatii i delikatnie mówiąc - kontrowersyjnie działającą w czasie epidemii służbę zdrowia, na kieleckim oddziale paliatywnym - słyszymy - pod żadnym pozorem nie mogło być z chorymi najbliższych, ale ksiądz mógł sobie chodzić po całym szpitalu gdzie tylko i jak tylko chciał.   

Są w tym spektaklu także momenty zupełnie zabawne, (fantastyczne epizodziki Szymona Mysłakowskiego), o babci obrażonej, że nie wokół niej to zamieszanie, o próbującym nie popełnić faux-pas przedsiębiorstwie pogrzebowym, czy - o chamskim ordynatorze, nazwanym tu ch…m z wąsami. Uprzedzam jednak,  te pogodne skądinąd kontrapunkty jeszcze bardziej wciskają w fotel. Ciekawe, dlaczego?  

Może dlatego, że oglądamy rzecz niesłychanie intymną, poruszamy się przy bardzo cienkiej granicy, obserwując na scenie jedną z dramatis personae - brata naszego bohatera (grającego na klawiszach Marcina Pakułę).

Ale i słysząc takie słowa, które prawie zawsze przeznaczone są dla najwyżej czworga uszu - "synek" i "tatuś", tu wypowiedziane z rozdzierającą duszę czułością przez dwóch dorosłych facetów, którzy wiedzą, że spędzają ostatnie wspólne chwile.
Już względnie doszedłem do siebie po pewnym rozregulowaniu emocjonalnym  i może to dobrze, że kreślę tych kilka słów w jakiś czas po obejrzeniu przedstawienia, bo gdybym siadł do maszyny od razu, to tekst mógłby być nieczytelny z powodu rozmazanych czcionek. Mówiąc wprost – wyjdziecie z teatru walnięci jak obuchem i doprowadzeni do skraju bezradności.   Właśnie - bezradności. Podpisuję się bowiem obiema rękami pod opinią Jacka Wakara, że Jak nie zabiłem jest świadectwem bezsilności teatru w zderzeniu z prawdziwym życiem, zdecydowanie ma Jacek rację zwracając uwagę, że to jest spektakl RÓWNIEŻ o teatrze.

Szczęśliwie - ostatnia, prościutka, bardzo piękna scena, zostawia nas, widzów, z jakąś jednak nadzieją. Inaczej wszystko to razem wzięte byłoby trudne do wytrzymania.

Tytuł oryginalny

TEATR ŻEROMSKIEGO W KIELCACH

Źródło:

www.rafalturow.ski
Link do źródła