EN

29.01.2025, 18:24 Wersja do druku

In the middle of nowhere

„Australia” w reż. Tadeusza Pyrczaka w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Bartek Barczyk / mat. teatru

Australia – najnowsza premiera w Teatrze Słowackiego – jest swego rodzaju kontemplacją czasu, a dokładniej mówiąc jego subiektywnego postrzegania. Spektakl Tadeusza Pyrczaka, zrealizowany w ramach nagrody Nowy Świat, skierowanej do debiutantów prezentujących się na Forum Młodej Reżyserii, stara się ów czas zatrzymać, stworzyć z rzeczywistości serię stopklatek, by móc pod mikroskopem przyjrzeć się mikrokosmosowi relacji rodzinnych.

Rzecz dzieje się na lotnisku. Dopiero co oddany terminal jest dumą linii FAR Airlines, której flagowym produktem są bezpośrednie loty do krainy kangurów. Jak okazuje się już na początku przedstawienia – publiczność staje się biurem obsługi klienta, które właśnie odbywa szkolenie. Za pomocą nowoczesnej infrastruktury – zarządzającej wszystkimi procesami AI, zostajemy wciągnięci „w służbę” komputera, który wyświetla teksty, jakie należy czytać, odpowiadając przybyłym na lotnisko gościom. Nie ma mowy o spontaniczności, czy własnym zdaniu. Wszystko musi odbywać się wedle protokołu. Światła, kamera, akcja, lecimy.

Na lotnisku zjawia się czteroosobowa rodzina. Jak wynika ze słów potencjalnych pasażerów, usilnie chcą dostać się do Australii. W toku akcji okazuje się, że nie jest to zwykły wyjazd, a ucieczka z kraju pod osłoną nocy. Ojciec, później matka, starają się „załatwić” u poszczególnych widzów dodatkowy lot do Australii. Sytuacja z minuty na minutę staje coraz bardziej napięta. Nie wiadomo przed czym ta ucieczka, dlaczego akurat na drugi koniec świata. Ta historia nie ma początku i końca. Co ciekawe poprzez odpowiednie światło, długie pauzy, atmosferę tajemniczości, twórcom udaje się wytworzyć wrażenie oniryczności całej sytuacji. Jest jedno ale – istnieje cienka granica pomiędzy zamierzoną sennością, a znużeniem. Tu w kilku momentach wahadło przechyliło się niestety na tę drugą stronę. Jednak mimo wszystko cały koncept broni się, przede wszystkim za sprawą ciekawie poprowadzonych aktorów, którzy umiejętnie wachlują skrajnymi emocjami, targającymi ludźmi decydującymi się rzucić wszystko i zmienić swoje życie.

Sytuacja na lotnisku staje się swego rodzaju przypowieścią o ucieczce: egzystencjalnej, geopolitycznej. Można oczywiście iść tropem wydarzeń znanych z ekranów telewizorów, ale wydaje się, że nie chodzi tu o dosłowność (świadczy o tym również to, że metrykalnie dzieci są starsze od rodziców, co dodatkowo potęguje wrażenie, że rzecz dzieje się gdzieś poza czasem i przestrzenią). Sposób skonstruowania przestrzeni, prowadzenia rozmów, zachowania aktorów przypomina nieco strategie Lyncha (choć może wiernemu fanowi niedawno zmarłego reżysera teraz wszystko będzie się z nim kojarzyć). Niemniej jednak spektakl jako całość, zwłaszcza jeśli jest to pełnowymiarowy debiut, pozytywnie zaskakuje. Czy rodzinie „everymanów” udało się w końcu wylecieć? Tego nie warto zdradzać. Polecam wybrać się na szkolenie i przekonać się samemu.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła