EN

8.03.2023, 17:16 Wersja do druku

Ile światów mieści się w zapachu pomarańczy?

„Alicji Kraina Czarów” na motywach powieści Lewisa Carrolla w reż. Sławomira Narlocha w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

Wielka scena Teatru Narodowego – bajka dla dzieci, która prowadzi w głąb króliczej nory i odkrywa przed widzem całe światy wyobraźni. Inscenizacja będąca jednocześnie efektownym przedstawieniem muzycznym i kameralnym teatrem, w którym wybrzmiewają subtelne, ukryte znaczenia.

„Wyobraźnia to jedyna broń w wojnie z rzeczywistością”

Początek. Wręcz czuć teatralną noosferę. Połączenie widzów i artystów. Syn (Cezary Kosiński, autentyczny i bardzo uczciwie korzystający ze swojego warsztatu) jest sam na scenie. Tylko on, kurtyna i pomarańcza. Wącha ją, upaja się jej soczystym zapachem i nagle… kurtyna idzie do góry. Cała maszyneria teatru zaczyna działać. Pierwsza scena zapiera dech w piersiach. Nagromadzenie aktorów, muzyków, doskonała scenografia Martyny Kander i światło wyreżyserowane przez Karolinę Gębską robią ogromne wrażenie. Ten obraz żyje, oddycha i śpiewa. Aż chce się zawołać: „Chwilo trwaj” i wejść do środka. Gdyby chcieć znaleźć tylko jeden powód, aby się w tej teatralnej króliczej norze umościć, to ten pierwszy obraz jest już wystarczająco oszałamiający.

Syn w dwóch postaciach (Kosiński i młody Michał Pietruczuk) wprowadza nas dalej w swój świat. Ten pierwszy już wszystko to przeżył, jest spokojnym nadnarratorem całości. Drugi, wprowadzony melodią graną razem z Szalonym Kapelusznikiem (jak zwykle charyzmatyczny Paweł Paprocki), hipnotyzuje nas, abyśmy przeżyli całą opowieść raz jeszcze. Dokładnie tak, jak jedna molekuła zapachu może przywołać najbardziej realne wspomnienia.

„Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz iść, nie ma znaczenia, którą drogą pójdziesz”

Reżyser wie, dokąd chce iść. Podążamy drogą znaną czytelnikom Lewisa Carolla, ale jednocześnie zauważamy więcej. Postaci w „Alicji Kraina Czarów” to żywi ludzie ze swoimi prawdziwymi problemami. Uwagę zwraca bardzo udany monolog Humpty’ego Dumpty’ego (Grzegorz Kwiecień), który jest nie tylko postacią z bajki, jest człowiekiem, który pragnie być dostrzeżony, doceniony, uznany przez innych. Intryguje Niby Żółw (Oskar Hamerski), jak Big Lebovski zostawiony gdzieś w zapomnianej głębi minionej epoki. Doskonale bawi monolog latającego, bardzo wrażliwego i po ludzku zawstydzonego Komara (Robert Czerwiński). Wzruszenie wywołuje postać królowej (Anna Lobedan), silnej, szalonej, ścinającej głowy i później kruchej, poszukującej swojej tożsamości. Te role nadają spektaklowi egzystencjalny wymiar, budują podziemny nurt tej opowieści.

Wreszcie sama Alicja jest osią tego przedstawienia, jednakże nie jest tu najważniejsza. Bardzo rzetelnie zagrana przez Ewę Konstancję Bułhak, jakby pokornie akceptowała, że matka dla syna będzie zawsze postacią pierwszą w życiu i najważniejszą, lecz będącą także tłem, które w odpowiednim momencie musi pogodzić się ze swoją drugoplanową rolą. Zaakceptować ją i pozwolić synowi uwolnić się od bycia tylko dzieckiem. Tak, aby mógł stać się dorosły.

„Wszystko ma jakiś morał, pod warunkiem, że umiesz go znaleźć”

Bo to, co jest „pod skórą” tego wspaniale technicznie wykonanego muzycznego spektaklu (brawa dla grającej na żywo Orkiestry Szalonych Kapeluszników, muzyka: Jakub Gawlik, przygotowanie wokalne: Magdalena Czuba i doskonale śpiewającego zespołu Teatru Narodowego)? Tak, to jest spektakl muzyczny. I tak, jest to też teatr kameralny, gdyż intymne monologi i dialogi opowiadają więcej niż sam tekst. Reżyserowi udało się połączyć musicalowy rozmach (pełne uroku, efektowne sceny z baletem flamingów) z delikatnością opowieści o tym, co było i czego już nigdy nie będzie. Warto podkreślić, że nie jest to powiedziane wprost. Wszystko odbywa się, tak jak w dobrym teatrze powinno, na innym, głębokim poziomie. Nie jest tutaj ważne to, co się słyszy. Najważniejsze to, co się czuje.

„Więc jak już zobaczyliśmy się wzajemnie – rzekł Jednorożec – to teraz, jeżeli ty uwierzysz we mnie, ja też uwierzę w ciebie”

Reżyser umiejętnie scala rozmach przedstawienia muzycznego z dyskretną opowieścią o tym, co musi przeminąć, co pozostanie, paradoksalnie już na zawsze, tylko we wspomnieniu, zapachu i geście.

„Alicja Kraina Czarów” to rzadka sztuka opowieści, tak jak życzył sobie tego Bertolt Brecht, teatru dostępnego dla każdego widza. Nie jest to spektakl tylko dla dzieci i nie jest to spektakl tylko dla dorosłych. Prawdziwy jednorożec. Musimy tylko zaakceptować czas. A więc podążajmy za białym królikiem…

Tytuł oryginalny

Ile światów mieści się w zapachu pomarańczy?

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła