Zaangażowaliśmy do Teatru Ochoty pięcioro młodych aktorów. Jesteśmy przekonani, że ci młodzi wnoszą nową jakość artystyczną i mentalną do tej instytucji - mówi PAP reżyser, dyrektor artystyczny Teatru Ochoty i Teatru Soho Igor Gorzkowski.
Polska Agencja Prasowa: Niedawno wręczono panu prestiżową Nagrodę im. Stefana Treugutta za adaptację i reżyserię przedstawienia "Inny świat" w Teatrze Telewizji. Premiera spektaklu na podstawie prozy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego odbyła się 21 października 2019 r. w Teatrze TVP. Odbierając ten laur, zadedykował go pan synom.
Igor Gorzkowski: Dedykowałem go swoim synom - Tadeuszowi i Franciszkowi - mając nadzieję, że wyrosną oni na pięknych ludzi w takim rozumieniu piękna ludzkiego, jak je ujmował Herling-Grudziński, to znaczy piękna moralnego.
PAP: Często porównywał pan osiem dni głodówki bohatera spektaklu telewizyjnego "Inny świat" do kręgów piekielnych u Dantego. Zarazem wyjaśniał pan, że nie chciał zbyt realistycznie ukazywać łagru, lecz przedstawić tę rzeczywistość metaforycznie. Zależało panu na ukazaniu resztek człowieczeństwa oraz psychicznej i duchowej dewastacji, jaką niósł obóz.
I. G.: Ośmiodniowa głodówka to jest stan psychofizyczny, którego właściwie nie sposób sobie tak do końca wyobrazić. Aktor Philippe Tłokiński, z którym pracowałem nad tą rolą, kiedyś w ramach swoich osobistych eksperymentów w trakcie studiów aktorskich we Francji postanowił odbyć trzydniowy post, żeby poznać psychofizyczne aspekty takiej sytuacji. Przyznał, że po trzech dniach osiągnął stan, który był już bardzo dotkliwy. Powiedział, że trudno byłoby mu sobie wyobrazić, że miałoby to trwać jeszcze dłużej. Jednocześnie rozmawialiśmy o sytuacji, w której to zaparcie się swojego ciała powoduje, że w człowieku do głosu dochodzą przestrzenie metafizyczne. One intensywnie rzutują na postrzeganie rzeczywistości.
Myśleliśmy też o tym, że ten oprawca, którego bardzo dyskretnie pokazujemy w spektaklu, cały czas poddaje bohatera kuszeniu. Zależy mu na tym, by jego wola została złamana. Jednak ten moment, gdy odmawia się ciału pokarmu, jest zarazem chwilą majaczenia i powrotu do tego wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej i co doprowadziło bohatera do decyzji o podjęciu głodówki. Głodówki, która była formą protestu wobec odmowy uwolnienia bohatera na mocy amnestii dla obywateli polskich.
PAP: To był pański debiut reżyserski w Teatrze Telewizji. Niedawno wrócił pan z Zamościa, gdzie był jurorem jednego z konkursów podczas XX Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry 2021". Czy może pojawiły się jakieś propozycje ze strony TVP?
I. G.: Żadne propozycje się nie pojawiły. Wydaje mi się jednak, że to doświadczenie z "Innym światem" pobudziło mój apetyt na kolejne realizacje poza żywym planem. Mam kilka pomysłów, które można zrealizować jedynie na ekranie. Myślę o nich i do nich wracam. I powiem najprościej: sądzę, że prędzej czy później one nabiorą realnego kształtu artystycznego.
PAP: Studio Teatralne KOŁO, którego jest pan twórcą i liderem, ma swoją siedzibę na warszawskiej Pradze w Teatrze Soho. Okres pandemii był dla państwa ciężki, ale jesienią wracacie z dobrą wiadomością. Na 16 października zaplanowano premierę "Don Kichota" z pańskim scenariuszem i reżyserią. Czy to pandemia spowodowała, że sięgnął pan po powieść Cervantesa pełną nadziei, iluzji, poezji?
I. G.: Z pewnością potrzebowaliśmy oddechu i nadziei. Mam wrażenie, że powstaje przedstawienie, które silnie akcentuje potrzebę teatru w człowieku. Wiarę w to, że w teatrze stwarzamy światy. Powieść Cervantesa to dzieło olbrzymie, ale wydało nam się, że umiejętnie zaadaptowane pozwoli podsumować nasze, czyli Studia Teatralnego KOŁO, dwudziestoletnie już zmagania ze światem. Nie tylko moje, jako reżysera, ale też aktorów, którzy od dwóch dekad są ze Studio związani. Bo oni uprawiają, ujmę to tak, "artystyczną donkiszoterię".
PAP: Kto zagra Don Kichota, a kto Sancho Pansę?
I. G.: Bartosz Mazur, który debiutował w Studio Teatralnym KOŁO w 2000 r. rolą Marcela w spektaklu "W poszukiwaniu straconego czasu", zagra Don Kichota. Sancho "Brzuchacza" Wiktor Korzeniewski, który po raz pierwszy wystąpił w moim spektaklu "Rosyjski dramat" również w 2000 r. W pracy nad scenariuszem posłużyłem się nowym tłumaczeniem Wojciecha Charchalisa. Bardzo współczesnym i drapieżnym.
W przedstawieniu wystąpi także trójka bardzo młodych aktorów - Aleksandra Batko, Maciej Cymorek, Igor Kowalunas, którzy nie mają etatów. Mam nadzieję, że z takiej mieszanki aktorów, którzy są z nami od początku, i młodych artystów, którzy teraz do nas doszli, powstanie nowa jakość. Myślę, że już na etapie prób jest to bardzo twórcze spotkanie.
PAP: Jest pan od 2011 r. zastępcą dyrektora ds. artystycznych Teatru Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich. Na początku 2021 r. ogłosili państwo, że angażujecie nowy zespół aktorski do teatru. Pięcioro nowych osób wyłoniliście w konkursie "Polowanie na motyle". Pojawiła się również nowa grupa reżyserów, jak choćby Zofia Gustowska. Jakie były motywy tych decyzji artystycznych?
I. G.: Od kilku sezonów działamy w ten sposób, że organizujemy konkursy i poszukujemy "motyli", czyli artystów, którym chcemy dać przestrzeń artystyczną do realizacji ich marzeń. Z drugiej strony uważamy, że ta przestrzeń debiutów reżyserskich lub aktorskich dla młodych artystów profesjonalnych nie jest w Polsce zbyt duża. Chcemy ją poszerzyć.
Patrząc na liczbę ofert, które do nas spłynęły, muszę podkreślić, że konkursy dla aktorów cieszyły się wielkim powodzeniem. Na moment udawało się zbudować w Teatrze Ochoty zespół, który, powiedziałbym, wnosił nową energię do tej instytucji. Stąd doszliśmy do wniosku, że zaplanowanie pełnowymiarowego, trwającego cały sezon eksperymentu, da młodym aktorom szerszą przestrzeń do zaprezentowania siebie. Tak, by mogli przyjść lub przyjechać dyrektorzy z innych teatrów i zobaczyć ich w różnych realizacjach. Nam z kolei pozwoli to na stabilne zbudowanie zespołu artystycznego, który będzie się identyfikował z miejscem, z Teatrem Ochoty, bo uważamy, że to ważne dla budowania tożsamości teatru.
Jeśli na każdy konkurs wpływało blisko 300 ofert - to widać, że nasze zaproszenie skierowane do aktorów, którzy pracują nie dłużej niż pięć lat po dyplomie, jest po prostu potrzebne i środowiskowo ważne. A tych aktorów tuż po szkole jest mnóstwo. Z trudem dostają oni jakieś angaże w teatrach. Dlatego z jednej strony odpowiadamy na potrzebę, a z drugiej - jesteśmy przekonani, że ci młodzi wnoszą nową jakość artystyczną i mentalną do Teatru Ochoty.
Sądzimy, że pewnym eksperymentem organizacyjnym dla teatru jest sytuacja, w której kontraktuje się aktorów na cały rok. Po pierwsze, wówczas oni traktują nasze działania jako priorytet. Wiedzą, że ten rok rezerwują wyłącznie dla nas, by zagrać jak najwięcej i eksploatować nowe przedstawienia. Gdy przychodzili do Teatru Ochoty, zaproponowaliśmy im bardzo precyzyjny plan pracy na cały sezon. Dokładnie wiedzieli, że zagrają u konkretnych reżyserów, w określonych tytułach. Słowem, że wystąpią w czterech premierach w ciągu całego sezonu.
PAP: 29 maja odbyła się premiera "Przebudzenia wiosny" Franka Wedekinda w reż. Zofii Gustowskiej, niedawno dali państwo premierę "Tramwaju zwanego pożądaniem" Tennessee Williamsa w reż. Małgorzaty Bogajewskiej. Jakie są państwa dalsze plany?
I. G.: Dodam jeszcze, że ważne jest chyba i to, że staramy się działać w dwóch planach. Mamy spotkanie młodego reżysera z młodym zespołem, ale myślimy też o konfrontacji młodych aktorów z doświadczonymi reżyserami, którzy mogą im zaoferować nieco inne walory niż w przypadku reżysera debiutującego.
A plany? Zaczynam próby czytane "Młodzika" Fiodora Dostojewskiego w nowym przekładzie Adama Pomorskiego. Premiera odbędzie się 20 listopada. Ostatnią premierę sezonu przygotuje zaś Michał Zdunik. Będzie to przedstawienie na podstawie opowiadań Franza Kafki. Próby rozpoczną się grudniu, a premiera planowana jest na połowę lutego 2022 r.
PAP: Wróćmy do Fiodora Dostojewskiego. W 2014 r. wyreżyserował pan "Idiotę" we własnej adaptacji. Znany jest pan z głębokiego zainteresowania literaturą rosyjską. Wystawiał pan m.in. "Staruchę" wg Daniiła Charmsa, "Żółtą strzałę" wg Wiktora Pielewina czy "Kysia" na podstawie Tatiany Tołstoj. Trzeba mieć prawdziwy motyw, rzeczywiste powody, by sięgać po literaturę Dostojewskiego. Czym się pan kierował, wybierając "Młodzika"?
I. G.: Dostojewski buduje postaci, które są wielowymiarowe. Również w rozumieniu materiału do budowania postaci scenicznych przez aktorów: co jest potrzebne, aby zbudować bogatą, wielopłaszczyznową rolę. Między tym, co postaci Dostojewskiego mówią, co robią, a tym, do czego tak naprawdę dążą - istnieje silnie kontrastowe napięcie. Samo to już stanowi ciekawy materiał w pracy analitycznej. Trzeba z tej sieci zdarzeń i słów wyłuskać to, co jest rzeczywistym motorem działań danej postaci. Gdy podczas analizy postaci uda się tę motorykę odkryć - okaże się, że to jest bardzo precyzyjnie ułożony świat. Ciekawy do teatralnego konstruowania.
W przypadku "Młodzika" mamy do czynienia ze zderzeniem czegoś bardzo idealistycznego, może trochę oderwanego i marzycielskiego z okrucieństwem i egoizmem, prozą radzenia sobie w życiu. Obserwujemy, jak ten świat zaczyna "obrabiać" to marzycielstwo. Wyraźnie wyłania się kontrast pomiędzy światem dojrzałych i niedojrzałych. Wydaje mi się, że to jest uniwersalne i nie trzeba jakoś specjalnie znać realiów epoki, aby odnieść to do siebie, do osobistych doświadczeń, sytuacji.
Podczas pierwszych spotkań z aktorami, gdy rozmawialiśmy o samej powieści, okazało się, że oni ją odebrali "nadspodziewanie osobiście". Uważali, że jest o nich. To już jest dobra prognoza dla pracy. Jak wiadomo, wiele się wydarza w trakcie prób. Mnie się już w pewien sposób ten spektakl wyobraża. To wynika również z tego, że sporo czasu zajęła mi praca nad adaptacją. Niejako jestem już w tym świecie. Aktorzy niejako do niego wstępują. Zobaczymy, bo dopiero zaczynamy proces prób.
Mogę tylko wyjaśnić, że wychodzimy od snu głównego bohatera. Dzięki takiemu punktowi startu nie jesteśmy skrępowani chronologią czy fabułą. Natomiast możemy się koncentrować na swobodnym konstruowaniu rzeczywistości spektaklu. Jedna z postaci mówi, że bohater otacza się widmami, i nie do końca wiemy, czy pozostali bohaterowie są realni, czy może jest to rodzaj jego projekcji.