- W pieśniach możemy znaleźć element piękna, ale i śmierci wspólnoty - mówi laureatka Paszportu Polityki, reżyserka teatralna Marta Górnicka.
ANETA KYZIOŁ: - Teatr chórowy czy chóralny? MARTA GÓRNICKA: - Ten chóralny kojarzy mi się z jakiegoś powodu ciągle z klasycznymi chórami śpiewaczymi, dość konserwatywną formą sztuki, ale w nazewnictwie nie ma różnicy. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest tu zbiorowy i jedyny bohater - chór społeczny, który próbuje odpowiadać na najbardziej palące i trudne zagadnienia, jakie przynosi rzeczywistość. Oraz teatr, który chór tworzy. Mój teatr chórowy narodził się jako koncepcja odzyskania kolektywnego głosu kobiet, ale od początku chodziło o stworzenie przemyślanej formuły teatru, estetycznej, ideologicznej, formalnej, z własnym aktorem i odpowiednim treningiem dla tego aktora, z własnym rodzajem tekstu-libretta. Czułam się rewolucjonistką teatralną, chciałam stworzyć nie tylko nowy rodzaj teatru chórowego, ale nowy rodzaj teatru w ogóle. Jaki wpływ miało na ten proces pani podwójne wykształcenie, przed reżyserią w Akademii Teatraln