„Hotel ZNP. Rękopis znaleziony w popielniczce” wg powieści Izabeli Tadry w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Belcia próbuje ułożyć sobie życie, ale jakoś – choroba – nie wychodzi. Niewykluczone, że tajemnicą jej miłosnych niepowodzeń są długie, bujne rude włosy…
Proszę się jednak nie spodziewać dramatu trychologicznego, mamy bowiem zupełnie realistyczną (choć jednocześnie metaforyczną), całkiem pogodną (ale momentami dojmująco smutną), zgoła obyczajową i ale nieunikającą wątków pornograficznych (uspokajam – w warstwie słownej; dopisek „tylko dla dorosłych” traktujmy jako zabieg marketingowy) opowieść o kobietach i mężczyznach, którzy wzajemnie siebie szukają, ale jakoś znaleźć nie umieją. O tym – że nie jest łatwo, ale – że próbować trzeba, nawet jeśli nasze próby są ciągiem pięknych zaiste klęsk. O tym wreszcie, że być współczesną kobietą to prawdziwe wyzwanie, także intelektualne.
Spektakl ma formę burleski (sic), mamy fantastyczną muzykę Ola Walickiego i porywające improwizacje Ducha Belci - Antoniego Włosowicza. Swoją klasę w roli naszej bohaterki potwierdza Paulina Walendziak, Katarzyna Żuk świetnie odnalazła się w roli jej Mamusi, a i tak scenę trochę kradnie kolegom Piotr Seweryński jako nieco neurasteniczna Cioteczka.
Ergo, oglądamy inteligentny i brawurowo wymyślony, świetnie zagrany, zwiewny – ale i „dający do myślenia” spektakl; bardzo lubię taki teatr.