EN

18.10.2024, 13:53 Wersja do druku

Tradycja bez cepelii i cenzury

Witold Vargas to artysta o boliwijskich korzeniach, który ścieżkę opowiadania łączy z profesjami ilustratora, nauczyciela i muzyka. Na 19. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Opowiadania w Warszawie (20-24 listopada, Mazowiecki Instytut Kultury)zaprezentuje spektakle oparte na tradycyjnych baśniach ze zbiorów Oskara Kolberga i Stanisława Chełchowskiego z muzyką Kai i Janusza Prusinowskich.

fot. mat. festiwalu

Witold Vargas autorem książek, felietonów i artykułów na temat dawnych legend i ginących tradycji. Urodził się w Andach i spędził dzieciństwo u boku niewidomej babci, która była znaną bajarką w okolicy. Jako nauczyciel plastyki stosuje opowiadanie dzieciom podczas lekcji rysunku. Jako autor i ilustrator opublikował wraz z Pawłem Zychem serię książek „Legendarz” w tym, między innymi Bestiariusza Słowiańskiego i Bestiariusza Japońskiego.

Z artystą rozmawia Jarosław Kaczmarek.

Jarosław Kaczmarek: W przygotowanych na festiwal spektaklach zabierasz słuchaczy w świat polskich tradycyjnych opowieści, sięgając do etnograficznych źródeł Oskara Kolberga i Stanisława Chełchowskiego. Masz oryginalną perspektywę opowiadacza o boliwijskich korzeniach - ciekaw jestem, co jest dla ciebie najbardziej fascynujące i wartościowe w naszych ludowych baśniach i legendach?

Witold Vargas: Polskie baśnie ludowe nie różnią się znacząco od baśni innych krajów. To często po prostu tutejsze wersje opowieści, które od tysięcy lat wędrują po całym świecie. Jednak im więcej się takich wersji poznaje, tym bardziej oczywiste stają się inne ich aspekty aniżeli sama treść. To tak jak z pozyskiwaniem przyjaciela. Przyjaciel nie musi być dla nas kimś obiektywnie wyjątkowym. Musimy jednak go jednak dobrze poznać. Są tylko trzy grupy bajek, które ja mogę zrozumieć tak, jak poznaje się przyjaciela – opowiadane po hiszpańsku, francusku i po polsku. Choć mówię biegle po angielsku, w angielskich baśniach ludowych nie umiałbym wyłapać wszystkich niuansów, tak jak nie potrafię zaśmiać się ze wszystkich angielskich kawałów. Wybrałem więc tym razem polskie bajki i chcę wejść w nie do samego szpiku. Dobrze rozumiem gwary ludowe, przynajmniej w piśmie, uwielbiam ich składnię, melodię i cały ich arsenał środków poza leksykalnych. Ludzie wychowani bez pisma byli arcymistrzami mowy. To mnie fascynuje. Poza tym polskie wersje bajek mają specyficzny” zadzior”, tak jak my Polacy - specyficzne poczucie humoru, fantazję i tok rozumowania. Nie zamierzam udawać chłopa, którym nie jestem, ale chcę wyciągnąć z tego dziedzictwa wszystko to, co uważam za najbardziej wartościowe.

J.K.: Opowiadacze i opowiadaczki, sięgając po tradycyjne historie, stają przed wyborem, czy starać się zachować możliwą wierność źródłom czy pozwalać sobie na autorskie wariacje. Jakie jest twoja filozofia pracy nad ludowymi baśniami?

W.V.: Ja chcę być jak najbardziej wierny oryginałowi. Ale nie mylmy pojęć - nie istnieją oryginalne wersje ludowych bajek. Wiesz doskonale, że każdy bajarz opowiada je inaczej a nawet zmienia je nieco za każdym razem, dostosowując się do słuchaczy. Moim marzeniem, nie wiem czy wykonalnym, jest stanąć przed publicznością i wywołać w niej te emocje, które wywoływał dobry bajarz ludowy. Nie robię cepelii. Nie udaję kogoś, kim nie jestem. Nie mogę mówić gwarą, która nie jest moja ani słuchaczy. Muszę też, w takiej głębszej warstwie opowieści, odnosić się do kontekstów, które są dziś zrozumiałe. Lekkie aluzje, ironie, mrugnięcia okiem byłyby jałowe, gdyby nie rezonowały u publiczności. Bajarz opowiada tu i teraz i to trzeba konieczne zachować. Czy są to autorskie wariacje? Powiedziałbym raczej, że są to wariacje, których wymaga sytuacja opowiadania na festiwalu. Z pewnością natomiast nie zamierzam tych wybranych opowieści, upiększyć, ułagodzić, uszlachetnić. Nie skreśliłem przekleństw, nawet jeśli w zbiorach spisane zostały jako trzy kropki. Słowem: pełna bezcenzura!

J.K.: Jesteś artystą, który porusza się w przestrzeniach plastyki, muzyki, rzemiosła, żywego słowa. Czym dla ciebie jest opowiadanie? Jakie widzisz dla niego miejsce i rolę we współczesności?

W.V.: Musze się przyznać, może ze wstydem, że ja opowiadam, bo lubię! I basta! Robię to na scenie od 20 lat, ale poza sceną odkąd tylko pamiętam. Uczę do dziś plastyki w szkole i nie mogę się powstrzymać od opowiadania, podczas gdy uczniowie rysują. Zresztą bardzo to lubią. W związku z tym de facto opowiadam przynajmniej kilkanaście razy w tygodniu od ponad 30 lat. Już się nie zastanawiam, po co to robię, czy to ma jakiś sens, czy jest w tym jakaś misja, czy czynię świat lepszym. Po prostu opowiadam, tak jak po prostu rysuję, po prostu piszę i po prostu gram albo po prostu spędzam czas z rodziną. Czy jest to dziś potrzebne inaczej niż w innych epokach? Myślę, że tak samo. Może tylko dobrze się składa, że mamy kryzys czytelniczy, i że AI jest w stanie generować pseudoobrazy, pseudofilmy i pseudomuzykę. Może dzięki temu nasza sztuka opowiadania, najstarsza na świecie, odrodzi się jako ta jedyna niepodrabialna? Bo przecież nie polega tylko na „wykonaniu dzieła”, ale przede wszystkim na relacji żywego człowieka z żywym człowiekiem. A do tego potrzebni są, jak sama nazwa wskazuje, żywi ludzie. Tym bardziej, że na festiwalu wesprą mnie muzycznie wspaniali żywi muzykanci - Kaja i Janusz Prusinowski. Zapraszam serdecznie!

Na festiwalu Witold Vargas, Kaja i Janusz Prusinowscy zaprezentuą spektakle:
„ Córka Kościeja Nieśmiertelnego” (20 listopada, godz. 10.00);
„Jak tarcica pożarł ogra plamitarki. Wariacje Kolbergowskie” (24 listopada, godz. 17.00).

Informacje o festiwalu: www.festiwalopowiadania.pl
Bilety będą dostępne od 21 października w Mazowieckim Instytucie Kultury - bezpośrednio lub online: www.mik.waw.pl/repertuar

Organizatorzy: Grupa Studnia O., Mazowiecki Instytut Kultury

Festiwal dofinansowano ze środków m.st. Warszawy, ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury oraz ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego.

Źródło:

Materiał nadesłany