„Historia o duchach” Danny'ego Robinsa w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na swoim blogu.
Teatr Polonia proponuje widzom spektakl fascynujący, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili. To zasługa interesującej treści i wyjątkowej, jak na teatr, formy. Zamysłu, który zarówno bawi, jak i daje do myślenia. Nie jest jedynie rozrywką.
Odnowiony podmiejski dom Jenny i Sama, młodej pary z maleńkim dzieckiem, która zaprosiła znajomych, Louren i Bena, na kolację, jest miejscem niezwykłych zdarzeń w tonacji thrillera psychologicznego. Czy dom jest nawiedzony, czy jest jakaś inna przyczyna niepokojących trzasków, tajemniczych dźwięków i dziwnych sytuacji, zaskakujących odgłosów, niewytłumaczalnego poczucia czyjejś obecności, której doświadcza Jenny o 2:22, gdy jest z dzieckiem sama w domu? Do rana wyjaśni się wszystko, objawi się cała prawda o zgromadzonych w domu osobach, ich relacjach i życiu. To spotkanie przeciągające się do środka nocy, kiedy zaciera się różnica między jawą a snem sprawia, że można mówić otwarcie, szczerze, wprost. Działa siła podświadomości, ale i alkoholu, który pozbawia hamulców i pomaga uwolnić tłumione dotąd wszelkie zmory, troski, frasunki. Wypowiedzieć ukrywane na co dzień pretensje, zadać niewygodne pytania, wyjaśnić wątpliwości, okazać prawdziwe uczucia. Ten czas sprzyja mówieniu tego, co się myśli i czuje naprawdę, prowokuje odkrywanie siebie takim, jakim się jest. Okazał się też okazją do wiwisekcji oczekiwań, pragnień, marzeń. Porównania wizji rozumienia świata, postrzegania siebie nawzajem.
I w tym kontekście można założyć, że kluczem do rozwiązania zagadki może być to, co ukrywają bohaterowie. Spotkanie staje się pretekstem do konfrontacji prowadzących do zaskakującej, ale logicznej pointy. Sztuka pokazuje, jak trudno jest na bieżąco rozwiązywać wszelkie problemy, rozstrzygać sporne sprawy, dochodzić do porozumienia, jak skomplikowana jest rozmowa, gdy trzeba wyjaśniać nieporozumienia z osobą, z którą się jest związanym i nie chce się jej urazić, czy skrzywdzić. To brak właściwej komunikacji, szczerości, zaniechanie sygnalizowania tego, co ważne, co boli, rezygnacja z dzielenia się wątpliwościami prowadzi do bolesnych konsekwencji. Bilans zaniechań zaskakuje, daje do myślenia. Naprawdę przeraża.
Wypracowywanie napięcia, by rosło ku zaskakującej kulminacji jest bardzo trudnym zadaniem. Wymaga żelaznej konsekwencji w utrzymaniu tempa akcji, zdyscyplinowanego aktorstwa, czujności i synchronizacji ekipy technicznej i zespołu aktorskiego. Duża w tym zasługa reżysera, Waldemara Śmigasiewicza, który trzyma pieczę nad przebiegiem całości. Ciekawa forma, zagadkowa konstrukcja pozwala na budowanie grozy dzięki scenografii i kostiumom Macieja Prevera, muzyce i opracowaniu muzycznemu Jakuba Śmigasiewicza, reżyserii światła Waldemara Zatorskiego i niesamowitym efektom specjalnym Wojciecha Rotowskiego. Ale to zestawienie różnych portretów psychologicznych bohaterów, kontrastujących ze sobą postaw, sposobów bycia, stylów życia bardzo podnosi napięcie. Pokazanie różnicy miedzy tym, co jest ukrywane przez każdego bohatera, a tym, jak się to przedstawia na zewnątrz jest fascynujące. Umiejętność aktorskiego niuansowania tych sprzecznych stanów świadomości wymaga biegłości warsztatowej, a ta jest w tym wypadku satysfakcjonująca. Jenny Agaty Turkot, w pełni skupiona na domu, dziecku, zdominowana przez męża, ale przeciążona budową idealnego gniazda rodzinnego jest przeciwieństwem Louren Marii Sobocińskiej, psycholożki, która nadużywa alkoholu, by zagłuszyć chaos w swoim życiu, kompletny brak nad nim kontroli. Ben Michała Sitarskiego - otwarty, prostolinijny hydraulik - jest całkowicie innym człowiekiem niż pewny siebie ortodoksyjny racjonalista, profesor fizyki, Sam Krzysztofa Szczepaniaka. Jest więc ciekawie, gdy ścierają się skrajne racje, temperamenty, różne podejścia do postrzegania siebie i świata wokół. Dzięki temu uprawdopodobniono, co właściwie generuje grozę w tym domu, co straszy, co niepokoi. W efekcie szokuje. Ale czy zawsze wszystko można zracjonalizować, wyjaśnić, nazwać? Może jednak istnieją duchy i sfera zjawisk paranormalnych?
Warto przeżyć w Teatrze Polonia ten zabawny, elektryzujący seans psychoterapeutyczny, bo wywołuje dreszczyk emocji. W tle pokazuje błędy, jakie można popełnić w relacjach z bliskimi sobie ludźmi, ale też konsekwencje braku poczucia szczęścia, gdy wypierany niepokój przeradza się we frustrację rozwijającą się w nieprzewidywalnym kierunku. To wartość tego spektaklu, bo podejmuje ciekawe tematy w bardzo atrakcyjnej dla widza formie. A to wielka sztuka.