„Czy ja muszę to pamiętać. Hamlet” wg Williama Szekspira w reż. Dariusza Starczewskiego w Sztuce Na Wynos. Pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.
Gdybym mógł mówić o największych, znanych mi, romantykach teatru, opowiedziałbym o Ance Graczyk i Dariuszu Starczewskim, znanym krakowskim małżeństwie aktorskim. Anka i Darek wiele lat temu, w mieszkaniu na Starowiślnej, założyli własny teatr – „Scenę Pokój”. Kazimierz, drugie piętro, ładna kamienica, wygodnie i domowo. Kuchnia, korytarz, balkon z widokiem. Mieszkanie krakowskie, ale mieszkanie teatralne. Bo króluje tutaj teatr.
Anka z Darkiem finansują teatr repertuarowy. Aktualnie jedenaście spektakli w repertuarze. I jest to czysty romantyzm, ponieważ maksymalna ilość widzów na przedstawieniu wynosi od dziesięciu do dwudziestu osób. Więcej się nie zmieści, spektakle naprawdę grane są w pokoju, w jednym z pokoi.
Nie ma w tym żadnej ściemy. To nie są żadne wieczorki poetyckie, czy czytania dramatów, przeciwnie – gotowe, przygotowane spektakle. Muzyka, scenografia, kostiumy. Wszystko profesjonalne, na dobrym poziomie.
Wiele lat mnie w „Sztuce na Wynos” nie było, powrót okazał się wzruszający.
Obejrzałem „Hamleta” – trawestację arcydzieła Szekspira (w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka), zatytułowaną „Czy ja muszę to pamiętać. HAMLET”.
Reżyseria Dariusza Starczewskiego, w tytułowej roli Anka Graczyk, ruch sceniczny Małgorzaty Haduch, scenografia i kostiumy autorstwa Julii Skrzyńskiej, muzyka Mateusza Kobiałki.
Pomysł jest nie nowy (trudno o nowości w wypadku „Hamleta”), ale mądrze przeprowadzony.Ten Hamlet jest poza płcią, wszyscy bohaterowie, nie tylko tytułowy. W przedstawieniu występują zresztą same dziewczyny – Anna Ładno jako Klaudiusz, Joanna Stankiewicz – Rosenkranz, Weronika Młódzik – Gertruda, gwiazda „Sztuki na wynos” - Elzbieta Bielska – Poloniusz, debiutantki - Natalia Zmarzły – Laertes, Martyna Kleszczewska – Ofelia, Aleksandra Woźniak – Guildenstern.
Starczewski nie trzyma się linearnie tekstu Szekspira, wątki przenikają się, żeby powrócić. Twórcom zależy bowiem na tym, żeby pokazać jak „Hamlet” rezonuje z przyszłością, z teraźniejszością, z przeszłością także. W pokoju piach, i w życiu piach, folia odgradzająca scenę od widowni to firana futurystyczna, ale też ochrona przed kurzem podczas domowych remontów. Tylko Hamlet w interpretacji Graczyk jest żywy od początku do końca. Ożywiony i gwałtowny chwilami. To Hamlet wnosi na scenę, niczym manekiny, kolejnych bohaterów. Ożywają, żeby wypowiedzieć swoje kwestie, żal, ból, złość, prowokację.
Nie ma w tym dystansu, sprawa jest serio, bo czasy mamy serio. Czasy są poważne. Kłamstwa, zdrady na dworze, więzienia w domach, i świat który staje się więzieniem.
Siedząc na widowni, obok siebie, a było nas raptem czternaścioro, czuliśmy się mieszkańcami wielkiego lochu. A reszta? Wiadomo czym jest reszta.