- Wychodziłyśmy mocno od formy, ale starałyśmy się ją na pewnym etapie minimalizować, żeby nie przytłoczyć nią bardzo bogatej treści. Ostatecznie nie nazwałabym tego spektaklu teatrem ruchu czy też tańca, mimo że takie elementy się pojawiają - rozmowa z twórczyniami Heleną Ganjalyan i Ewą Mikułą przed premierą spektaklu "Ha(e)user" w Teatrze im Szaniawskiego w Wałbrzychu.
NIKOLA OLSZAK: Chciałabym wszystkich bardzo serdecznie powitać. Ja się nazywam Nikola Olszak jestem pedagożką Teatru. Jest ze mną Helena Ganjalyan, reżyserka i choreografka spektaklu HA(E)USER i Ewa Mikuła, autorka tekstu, dramaturżka. Dołączyła do naszej rozmowy również Zosia Kirklewska, która jest uczestniczką CIENI TEATRU (jednej grup teatralnych w naszym Teatrze). Mając was tutaj chciałyśmy zapytać o kilka rzeczy dotyczących spektaklu.
Pierwszą rzeczą, która wydaje mi się trochę tajemnicza, jest tytuł spektaklu.
HELENA GANJALYAN: Tak. Tytuł spektaklu to jest gra z figurą Kaspara Hausera, chłopakiem-symbolem. Odnosimy do Kaspara Hausera, ale nieprzypadkowo jest też to (E) czyli ten Hauser, który jest też trochę HAEUSEREM. Słowo Haeuser z niemieckiego oznacza domy, bo temat domu i tego, co domem jest i co się nim może stawać, jest także poruszany w spektaklu. Stąd tytuł. Inspirujemy się postacią Hausera, ale nie opowiadamy tej historii tak jak ją już wielokrotnie realizowano: w zderzeniu jego figury ze społeczeństwem. Bierzemy sobie Kaspara jako symbol, wyłącznie jako postać i wkładamy w zupełnie nowe ramy i nową opowieść.
NO: Widziałyśmy przed chwilą montaż scenografii, więc rozumiem, że to też jest jakaś forma gry z domami?
HG: Scenografia tworzy przestrzeń bardzo, bardzo otwartą, w której może się wydarzyć wiele. To był jeden z punktów startu. Mamy wielu bohaterów, którym Kaspar się przygląda i rodzaj makrokosmosu, który się wydarza w tej przestrzeni. Bohaterowie, czy raczej to, co sobą reprezentują, są w pewnym sensie zabawą z figurami everymanów. Ten motyw rozbrzmiewa także w scenografii. Przestrzeń trochę się odbija od tematu domów, ale też od ilości i rodzaju postaci, którymi się posługujemy, ponieważ one się przez cały czas przewijają, zmieniają. Próbujemy stworzyć mikro świat na scenie, stąd wielość drzwi. Te wejścia/wyjścia reprezentują możliwość nowych początków i nowych końców tak naprawdę, bo to jest główny temat tego spektaklu, że za każdym wejściem coś się zaczyna, jakaś nowa opowieść.
EWA MIKUŁA: Stąd te drzwi. Ważny jest dla nas motyw początku i końca, stąd taka przestrzeń, która nie jest przestrzenią wewnętrzną czy domu, czy jakiejś osadzonej konkretnej przestrzeni, tylko pewnego rodzaju miejscem przechodnim. Przechodniość sprzyja temu, żeby pokazać te początki i końce. Główny bohater może uchwycić inne postaci właśnie pomiędzy ich początkami i ich końcami. A to główny bohater najbardziej towarzyszy widzowi przez cały czas trwania spektaklu. Spotykamy naszych bohaterów w momencie zmiany, przejścia, tej chwili, która jest pomiędzy dwoma stanami.
NO: Spektakl powstaje w efekcie warsztatów, które zorganizował Festiwal Nowe Epifanie. Możecie trochę powiedzieć tej drodze, procesie? Jak pracowałyście nad tym tematem w czasie warsztatów i nad kontynuacją tych idei?
EM: Ojej. Długa droga, więc trudno zacząć... Wszystko rozpoczyna się obozem teatralnym na Mazurach, w którym mamy szansę sprawdzać i zderzać na bieżąco pewne pomysły w gronie specjalistów, w gronie innych grup teatralnych. Pomyślałam sobie, że świetnie byłoby spotkać się w pracy z kimś, kto myśli bardzo przestrzennie, myśli ruchem. Kto ma swój określony język. Zależało mi, żeby spróbować się spotkać w tym języku i w tej wyobraźni.
Miałam takie pragnienie, żeby zacząć pisać i kreować światy. Ale z drugiej strony nie chciałam... Nie chciałam sama opowiadać historii. Potrzebowałam spotkać się w dynamicznym procesie twórczym, więc pomyślałam o Heli. Poznałyśmy się z resztą rok wcześniej w tym samym miejscu. To, co robiłyśmy w "Wiatrakach", było bardzo różne od tego, co się dzieje teraz. Aczkolwiek w trakcie pracy znajdujemy duże połączenia i dużo inspiracji, które zostały nam z tamtego okresu. Więc mimo, że nie miałyśmy w tym anturażu drzew i jeziora konkretnej wizji scenografii, czy doprecyzowania wszystkiego, to myślę że główne idee tego spektaklu rodziły się już na tamtym etapie.
HG: To jest bardzo ciekawy proces, kiedy odkrywa się na nowo coś, co już kiedyś porzuciliśmy. Kiedy nagle coś do nas wraca w pracy. Dla mnie to są bardzo interesujące momenty: "a, kurczę, to jest jednak to, co wtedy myślałyśmy, tylko może wtedy jeszcze tego tak nie nazywałyśmy". Bardzo ciekawym procesem jest taka praca rozłożona w czasie.
ZOFIA KIRKLEWSKA: Czego widzowie mogą się spodziewać po spektaklu?
HG: Czego się mogą spodziewać? Pod kątem realizacyjnym czy tematycznym?
ZK: Myślę, że ciekawie byłoby poznać oba te obszary.
HG: Wychodziłyśmy mocno od formy, ale starałyśmy się ją na pewnym etapie minimalizować, żeby nie przytłoczyć nią bardzo bogatej treści. Ostatecznie nie nazwałabym tego spektaklu teatrem ruchu czy też tańca, mimo że takie elementy się pojawiają. Uważam, że balans między tekstem, a bardziej abstrakcyjną formą jest zachowany i nie przeważa w żadną stronę.
A tematycznie to jest, mam nadzieję, ciekawa podróż przez tematy, które towarzyszą nam codziennie, że jest to podróż bardzo blisko intymności – intymności spotkań, w których te postaci cały czas zadają sobie pytania o koniec. I myślę, że jesteśmy w takim czasie, w którym to pytanie o koniec słyszy się z każdej strony i też ten czas w którym jesteśmy, bardzo determinuje to, jak o tym myślimy. To może być ciekawy przyczynek do refleksji nad tym, jak ja przyjmuję koniec albo jak ja przyjmuję jakąś zmianę. Koniec nie tylko rozumiany jako totalny kres wszystkiego, ale koniec jako rozstanie, zmiana mieszkania, cokolwiek co wyznacza kolejne etapy w naszym życiu. Mam nadzieję, że dajemy widzom szansę, żeby przyjrzeli się procesowi zmiany, mogli nad tym zastanowić.
EM: Ważnym punktem wyjścia w myśleniu o całym temacie była Apokalipsa – jest to temat przewodni całego festiwalu. Na skutek naszych dyskusji i rozmów stwierdziliśmy, że nie mamy prawa mówić o takim końcu, Apokalipsie, w kontekście czy śmierci, czy dużej utraty. Interesują nas raczej te osobiste małe końce i początki, które paradoksalnie czasami potrafią być równie bolesne. Mimo że dotyczą naszej codzienności, bardzo naturalnych procesów dorastania czy rozwijania, potrafią przysporzyć nam dużo problemów. I wcale nie jest łatwo je przejść. Myślę, że w codzienności zyskałyśmy bardzo mocny i też bardzo wdzięczny materiał poszukiwań różnych ludzkich reakcji na końce i początki.
NO: Dziękuję wam za rozmowę. Premiera spektaklu HA(E)USER w Teatrze Dramatycznym im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu już 5 marca o 19:00 oraz w streamingu na platformie Festiwalu Nowych Epifanii. Zapraszam serdecznie.