EN

7.10.2022, 15:16 Wersja do druku

Gusła

„Gusła" wg „Dziadów" Adama Mickiewicza w reż. Grzegorza Brala w  Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Magdalena Mikrut-Majeranek, członkini Komisji Artystycznej VIII
Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. mat. teatru

Mickiewiczowskie Dziady odmieniane są dziś przez wszystkie przypadki. Po niemal 200 latach od powstania nadal stanowią materię chętnie wykorzystywaną przez twórców teatru. Mickiewicz jednak nie doczekał inscenizacji Dziadów. Jako pierwszy na scenie wystawił je dopiero Stanisław Wyspiański (inscenizacja i scenografia) i to już w XX wieku, niemal pół wieku po śmierci autora. Gdy „czwarty wieszcz polski” zrealizował swój plan, przecierając szlaki, później wielu znakomitych reżyserów poszło w jego ślady. Tym sposobem publiczność mogła oglądać Dziady m.in. w reżyserii Leona Schillera, Aleksandra Bardiniego, Adama Hanuszkiewicza, Jerzego Grotowskiego, Krystyny Skuszanki, Kazimierza Dejmka, Konrada Swinarskiego czy Jerzego Grzegorzewskiego, a ostatnio tytuł ten w Teatrze Słowackiego w Krakowie wystawiła Maja Kleczewska. W Zielonej Górze także podjęto się tego wyzwania, lecz zdecydowano się na znaczący tytuł Gusła. Symboliczny tytuł wskazuje na inscenizacyjną koncepcję, bowiem lubuskie przedstawienie znajduje się na pograniczu teatru i obrzędu, który odwołuje się do mającego swe źródło w pogańskich praktykach Słowian i plemion bałtyckich rytu przywoływania dusz, obcowania żywych z umarłymi i oswajania śmierci. Pierwotnie widowisko prezentowano w plenerze. Finalnie zdecydowano się jednak na przeniesienie realizacji na teatralne deski. Efekt? Wizualnie imponujący.

Zielonogórski spektakl stanowi inscenizację części II Dziadów Adama Mickiewicza, którą uzupełniono fragmentami części III i IV. Wątki występujące w tych częściach cyklu zostały okrojone, połączone i przeplecione ze sobą. Przedstawienie reżyseruje Grzegorz Bral, światowej sławy reżyser, twórca Teatru Pieśń Kozła, a elementy typowe dla wspomnianego teatru umiejętnie przemyca do przedstawienia, zostawiając tym samym swój artystyczny podpis. Z kolei o dramaturgię zadbała Alicja Bral, która trzyma w ryzach romantyczne dzieło.

Pełna grozy muzyka, skąpana w mroku scena, dym… to sceneria niczym z niemieckiego filmu ekspresjonistycznego. Po chwili na scenę zlatują się widma, kruki i wrony, dusze czyśćcowe… Rozpoczyna się spektakl-obrzęd. W Dniu Zadusznym obok lekkich duchów jak Józio i Rózia, pojawia się widmo złego pana, skazanego na wieczną udrękę, ale są i pośrednie duchy jak duch pasterki Zosi, która igrała z uczuciami innych, a kiedy obrzęd dobiega końca, zjawia się nieoczekiwanie jeszcze jeden duch, który nie reaguje na polecenia Guślarza (Aleksander Podolak), przewodzącego ludowemu obrzędowi. Kanwą dla spektaklu jest oczywiście rytuał Dziadów, ale znajdziemy tu też wiele uniwersalnych odwołań i do religii chrześcijańskiej, i do pogaństwa. Obecna jest również symbolika związana z kultem płodności, ale podkreślono też wątek wspólnoty i samotności jednostki. Kiedy przysłuchujemy się lamentom pasterki (Romana Filipowska) – niczym echo jej zawodzenia powtarzają dwie kobiety stojące na postumentach ustawionych po dwóch stronach zrozpaczonej Zosi. Białogłowy miast wianka na głowie, kwiaty mają między nogami, a u ich stóp leżą mężczyźni… Wraz z kolejnymi słowami wypowiadanymi przez pasterkę, kobiety wyrywają kwiaty i rzucają je przed siebie.

Obrzędowość i wspólnotowość podkreślana jest w spektaklu na wielu poziomach. Publiczność została niejako włączona w obrzęd Dziadów. Guślarz – mistrz ceremonii, który bardziej przypomina indiańskiego wodza niż kapłana, dopełniając rytuału, nie patrzy na bohaterów znajdujących się na scenie, ale kieruje swój wzrok ponad widownię, zakreślając tym samym przestrzeń, w której celebrowany jest rytuał. To także obrzęd włączenia publiczności do uświęconej wspólnoty. Guślarz staje na granicy światów – scenicznego i realnego, nie zrywa jednak z zasadą czwartej ściany. Nie mówi bowiem do widzów, ale do uczestników obrzędu, widzów angażując. Limes oddzielający świat przedstawiony od świata realnego zaciera się. Zastosowana strategia sprawa, że widz czuje się niejako świadkiem przeprowadzanego obrzędu, a nawet jego uczestnikiem, bowiem bohaterowie sukcesywnie sypią w stronę widowni ziarna gorczycy, których domagały się widma dzieci przybyłych na Dziady.

Przekraczając próg sali teatralnej, który niegdyś traktowano jak o granicę sakralną, przenosimy się do świata, którego już nie ma, a którego odtworzenia podjęli się realizatorzy zielonogórskich Guseł. Ten transfer możliwy jest w przeważającej mierze dzięki scenografii i kostiumom Adama Łuckiego. Scenografia jest ascetyczna, ale niezwykle symboliczna, znacząca. Stojące w rzędzie drewniane słupy mogą przedstawiać indiańskie totemy czy pogański chram, ale równie dobrze mogą wskazywać też na symbolikę chrześcijańską, reprezentując drewniane filary dźwigające sklepienie świątyni, w której widzowie również się znajdują. Oszczędna scenografia stanowi doskonałe tło dla niezwykle bogatych kostiumów. Stroje Adama Łuckiego inspirowane są animistycznymi wierzeniami. W ogóle w spektaklu dostrzec można synkretyzm animizmu i chrześcijaństwa. Kostiumy stanowią przykład harmonijnego połączenia elementów związanych z żywiołami, naturą i przyrodą. Wykorzystano m.in. zwierzęce rogi, pióra i drewno. Wszystko wykonano z naturalnych elementów. To wszystko wespół z turpistyczno-zwierzęcą charakteryzacją Marii Kaczmarowskiej tworzy spójną, przemyślaną całość, dzięki której zielonogórskie widowisko stanowi estetyczną ucztę dla oka.

fot. Dariusz Biczyński/mat. teatru

Grzegorz Bral znakomicie odnajduje się w żywiole teatru totalnego. Jego Gusła to widowisko sytuujące się na pograniczu obrzędu i teatru, które ma potencjał do odmienienia optyki postrzegania dzieł Adama Mickiewicza przez najmłodsze pokolenie borykające się ze szkolną analizą utworów „słowiańskiego barda”. Reżyserowi udało się przełożyć romantyczny dramat na język współczesnego teatru, jednak nie ustrzegł się pewnych niekonsekwencji. O ile połączenie elementów występujących w cyklu dramatów Dziady to artystyczna wizja, która wydaje się być spójna, o tyle pewne jej elementy psują ustalony porządek. Diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach. Można zadać pytanie, czy to jeszcze teatr, czy rekonstrukcja obrzędu? I w zasadzie dlaczego zdecydowano się na kościół, a nie chram? Są też krwistoczerwone świece. Użyto zamiast tych w barwach bardziej neutralnych i adekwatnych do nakreślonego świata przedstawionego (choć finał, w którym ostatni opuszczający scenę gasi wymownie świece, jest znakomity), przypominających świece wykonane z wosku stearynowego, którego faktycznie używano w XIX wieku. Chodzi też o kompletnie niepasujący do tak starannie zaplanowanej scenografii obraz niebieskookiego blondyna, który przepasano biało-czerwoną wstęgą i ustawiono po prawej stronie sceny. Te niepozorne elementy burzą harmonijnie wykreowany świat pogańskich guseł.

Gusła wyrosłe z romantyzmu to dynamiczny spektakl, stanowiący synergię słowa mówionego, śpiewanego, tańca i muzyki. Zachwyca drapieżny, wręcz demoniczny chór (zwłaszcza nadekspresyjny koryfeusz), który przypomina stado kruków, które mają „rozdziobać zgromadzonych”. Aktorzy tworzą zgrany zespół – są świetni zarówno w scenach zbiorowych, jak i indywidualnych, a ich brawurowa gra zasługuje na uwagę. Każdy z nich wykreował wyrazistą, mroczną postać z pogranicza snu i jawy. Bohaterowie wiją się po scenie, tańczą, śpiewają – ich przygotowanie jest znakomite. Cały zespół świetnie się spisał. Aleksander Podolak jako Guślarz jest charyzmatyczny, odważny, ale i przerażający zarazem. Jego przeraźliwy, charkotliwy głos sprawia, że staje się symbolem-łącznikiem między światem żywych i umarłych. Ubrany jest niczym wódz albo szaman indiańskiego plemienia, bądź słowiański wołchw, będący odpowiednikiem szamana występującego w innych kulturach pierwotnych. Jego pobieloną głowę, pokrytą tatuażami zdobi głowa jelenia. Z kolei Elżbieta Donimirska – symbol żeńskiego pierwiastka – wcieliła się w rolę Sowy i Mickiewiczowskiego Starca (w krakowskich Dziadach Mai Kleczewskiej Konrada także grała kobieta – Dominika Bednarczyk). Zmiana płci bohatera jest tu celowa. Ma podkreślić pierwiastek żeński, matriarchat i kult płodności, który dodatkowo przejawia się w scenie z pasterką Zosią. Co więcej, to ona wygłasza Improwizację. Nie słyszymy jednak całości, a jedynie wybrany fragment. Znaczący, bowiem poruszając wątek samotności, (,,Samotność – cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi? [...]”), uderza w tony bliskie i współczesnemu człowiekowi. Znakomity jest też Paweł Wydrzyński zarówno jako Widmo-Upiór, jak i koryfeusz intonujący chóralne pieśni oraz James Malcolm jako Upiór.

Zielonogórskie Gusła to interesująca propozycja zwłaszcza dla młodych widzów, którzy twórczość Adama Mickiewicza znają ze szkolnych lektur. Wieszcz ten, tworzący przed 200 laty, jawi im się dziś jako delikatnie majaczący na horyzoncie poeta romantyczny, a lektura jego dzieł kojarzy się z suchą, szkolną odsłoną. Lubuski Teatr w Zielonej Górze proponuje nowe odczytanie cyklu dramatów Mickiewicza. Wykreowany świat przedstawiony jest mroczny, niebezpieczny, ale pociągający i wciągający. Wrażenie grozy towarzyszącej celebrowanemu rytuałowi potęguje muzyka grana na żywo, która wykonywana jest przez muzyków w składzie: Daniel Grupa, Andrzej Winiszewski, Mikołaj Woźniak, Hieronim Jurasik i Jerzy Skrzypczak. Podkreśla klimat spektaklu, budując napięcie panujące w świecie przedstawionym. Gusła w wykonaniu Teatru Lubuskiego to hipnotyczny spektakl ufundowany na solidnych romantycznych fundamentach, w którym olbrzymi nacisk położono na stronę wizualną.

Gusła według Dziadów Adama Mickiewicza, reż. Grzegorz Bral, Lubuski Teatr w Zielonej Górze, prem. 15 stycznia 2022.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne